Trzy fundusze złapały wiatr w żagle

Jagoda Fryc
opublikowano: 2016-04-04 22:00

Poprawa wyników po okresie marazmu jest zwykle konsekwencją modyfikacji strategii lub zmiany zarządzającego. Ale tylko trwałe odrodzenie zasługuje na uwagę

Definicja dobrego funduszu jest prosta: zyski muszą być regularnie wyższe od tych osiąganych przez konkurencję i określonych przez tzw. benchmark. Stopy zwrotu są najmocniejszą kartą przetargową w walce o klientów, dlatego powiernikom zależy na jak najlepszych efektach zarządzania portfelami. Czasem jednak coś idzie nie tak i fundusz — zamiast górować na szczycie tabeli — jest czerwoną latarnią zestawienia. Wówczas nadchodzi czas refleksji i zmian. Zwykle modyfikowana jest strategia inwestycyjna, czasem dochodzi też do roszad kadrowych. Bez względu na obraną drogę najważniejszy jest efekt końcowy, czyli poprawa stóp zwrotu. Na rynku jest kilka funduszy, którym udało się przejść pozytywną metamorfozę. Eksperci ostrzegają jednak, że jedynie trwałe odrodzenie zasługuje na uwagę inwestora. A najlepszym potwierdzeniem „dobrej zmiany” będzie powtarzalność wyników w przyszłości.

— Wyniki inwestycyjne są punktem wyjścia, ale warto je analizować w długim horyzoncie i w różnych warunkach rynkowych, a stopy zwrotu należy porównywać nie tylko do średniej, ale przede wszystkim do benchmarku. Wówczas, przy uwzględnieniu parametrów ryzyka, osiągniemy pełen obraz efektywności. Jest na rynku wiele funduszy, które po czasie okazują się bohaterem jednego sezonu. Wybijają się na fali hossy, ale już w słabszych latach nie potrafią bronić portfeli klientów. Do takich produktów należy podchodzić ostrożnie, bo za podjęte ryzyko mogą odpowiednio nie wynagradzać — podpowiada Marcin Różowski, kierownik zespołu ratingów w Analizach Online.

Miś z fantazją

Klienci Millennium Dynamicznych Spółek muszą mieć nerwy ze stali, bo fundusz przez ostatnie lata miał kiepskie wyniki. Ostatni raz ten fundusz małych i średnich spółek znalazł się w pierwszym kwartylu stóp zwrotu w 2008 r., i nie dlatego, że zbił kokosy, lecz dlatego, że… stracił o 4 pkt. proc. mniej niż średnia w grupie (-56,8 proc.). Potem plasował się przeważnie w ogonie peletonu bez względu na to, czy rynek sprzyjał, czy przeszkadzał w inwestowaniu. W ubiegłym roku nastąpił jednak przełom i Millennium Dynamicznych Spółek po latach marazmu przeskoczył z trzeciego do pierwszego kwartyla wyników, zdobywając sporą — bo sięgającą 5 pkt. proc. — przewagę nad konkurencją. Okazuje się, że wystarczyło poprawić selekcję, zmniejszyć rolę alokacji i postawić na spółki o średniej kapitalizacji, ograniczając równocześnie udział firm najmniejszych. Skutecznym okazał się też pomysł zajmowania krótkich lub długich pozycji w kontraktach terminowych na zagraniczne indeksy giełdowe, np. na niemiecki DAX czy amerykański S&P500.

— Efektem prowadzenia takiej polityki inwestycyjnej jest częściowe uniezależnienie wyników od koniunktury w Polsce. Natomiast zajmowanie krótkich pozycji w instrumentach pochodnych stanowi jednocześnie swego rodzaju wyróżnik funduszu na tle konkurentów — ocenia Marcin Różowski.

Cenny nabytek

Powiernicy walczą o najlepszych specjalistów na rynku z nadzieją, że podkupione gwiazdy powtórzą sukcesy w nowym miejscu pracy. Wyróżniony za osiągnięcia inwestycyjne w 2013 r. przez zagraniczny portal Citywire Global Bartosz Arenin w marcu ubiegłego roku zasilił szeregi AgioFunds TFI i objął stery w funduszu Agio Agresywny. Zaledwie kilka miesięcy potrzebował, żeby wysforować się na pozycję lidera. Jeszcze w 2014 r. fundusz plasował się w czwartym kwartylu stóp zwrotu, tracąc o ponad 6 pkt. proc. więcej niż rywale. W ubiegłym roku znalazł się już w pierwszym kwartylu, pokonując konkurencję również o 6 pkt. proc.

— Uważnie analizowaliśmy wyniki zarządzających i sposoby, w jakie były one osiągane. Nie szukaliśmy ani znanego nazwiska, ani agresywnego gracza, lecz osoby, która mogłaby wnieść do zespołu dodatkowe kompetencje, wpisując się jednocześnie w naszą filozofię fundamentalnego zarządzania — mówi Adam Dakowicz, prezes AgioFunds TFI. Zmiana zarządzającego z pewnością pociągnęła za sobą również modyfikacje w portfelu funduszu. Analiza sprawozdania finansowego z połowy 2015 r. podpowiada, że Bartosz Arenin zwiększył alokacje w akcje. W portfelu pojawiło się też więcej spółek zagranicznych, a selekcja dotyczy przede wszystkim firm wzrostowych.

Strategia z dopalaczem

Fundusz Aviva Investors Ochrony Kapitału Plus na sztandarach wypisaną ma misję obrony portfeli przed stratami. Tymczasem w latach 2013-14 jednostka uczestnictwa zanurkowała o — odpowiednio -0,7 i 0,4 proc., co dla wielu klientów mogło być bolesne, tym bardziej że funduszowi rywale zarobili w tym czasie średnio około 3,3 i 2,7 proc.

— Aviva Investors Ochrony Kapitału Plus to rozwiązanie dość niekonwencjonalne. Fundusz charakteryzuje się jednym z najmniejszych poziomów zmienności jednostki, ale nastawienie na bezpieczeństwo, wyrażone w niskiej alokacji w akcje, sprawia, że stopy zwrotu poszukiwać trzeba, stawiając na bardziej ryzykownych emitentów. Zapewnienie inwestorom deklarowanego niskiego ryzyka — rozumianego jako ochrona kapitału przed stratami — nie jest jednak łatwe — ocenia Marcin Różowski. O ile jednak w poprzednich latach zwodził inwestorów, tak w ubiegłym roku nie tylko nabrał wiatru w żagle, ale rozłożył rywali na łopatki — przeskoczył z czwartego do pierwszego kwartylu stóp zwrotu, zyskując 2,5 proc., podczas gdy w tym czasie średnia w grupie wyniosła 2,2 proc. na minusie. © Ⓟ