W hierarchii kierunków rozwojowych Unii Europejskiej, Turcja sytuuje się wysoko — kandydatem została w roku 1999, a od 2005 prowadzi negocjacje akcesyjne. Jednak deklaracje kilku znaczących państw odsuwają tureckie członkostwo. Paradoks polega na tym, iż Turcy są wielomilionowo obecni w Europie Zachodniej od dawna — i właśnie ta okoliczność zasadniczo zmniejsza szanse ich państwa.
Rząd Turcji nie przyjmuje tego do wiadomości i stara się otwierać unijne drzwi mniejszymi krokami. Jednym z nich było Forum Ekonomiczne Europa — Turcja, które w weekend odbyło się w Sopocie. Jego współorganizatorem był Instytut Wschodni, rozszerzający formułę Forum Ekonomicznego w Krynicy-Zdroju. Podobnie jak tam, w Sopocie obszarem wiodącym było bezpieczeństwo energetyczne. Dyskusja wykazała, że w dwóch wątkach istnieje polsko-tureckie pobratymstwo.
Jednym jest postrzeganie Rosji jako zaopatrzeniowego monopolisty oraz rozumienie zagrożenia wiążącego się z uzależnieniem od jednego kierunku dostaw. Tureccy uczestnicy forum szacowali dzisiejszy udział surowców rosyjskich w bilansie ich kraju na 40 proc. w ropie oraz 65 proc. w gazie. Cóż, odpowiednie odsetki Polski są znacznie wyższe.
Wątkiem drugim jest inwestycyjna niemożność. Ropociągiem z ukraińskich Brodów do Płocka kaspijska ropa "popłynęła" już dziesiątki razy, tyle że nikt nie wie skąd — Kazachstan nie zgadza się na omijanie Rosji, złoża Azerbejdżanu są zaś za małe. Dla tranzytowej Turcji podobnym mirażem jawi się gazociąg Nabucco, którego podstawą ma być rura na dnie Morza Kaspijskiego, transportująca gaz z Turkmenistanu. Odcinek ten Rosja blokuje, powołując się na nieuregulowany status prawny morza. Zatem Warszawa i Ankara mogą podać sobie ręce w bezsilności wobec skuteczności Moskwy…
Jacek Zalewski