„Puls Biznesu”: Kochajmy Polskę bogatą — to hasło przewodnie debaty „Czas na patriotyzm gospodarczy”. Dlaczego Polacy są dumni z sukcesów Justyny Kowalczyk, a sukcesów naszych przedsiębiorców nie zauważają?
Zbigniew Jagiełło: To teza nieprawdziwa. Polacy są równie dumni z osiągnięć sportowych Justyny Kowalczyk, Tomasza Majewskiego, Adama Małysza i Agnieszki Radwańskiej, jak z sukcesów polskich firm i przedsiębiorców. Emocje związane ze sportem są jednak dużo silniejsze niż z gospodarką. Może to i dobrze. Polacy jednak chcą być dumni także z Polski i jeśli widzą takie przykłady sukcesów gospodarczych polskich firm, to je doceniają.
Czy i jak można być gospodarczym patriotą i nie zaprzeczyć idei wolnego i równego rynku europejskiego?
Nie wiem, co oznacza sformułowanie „patriota gospodarczy”. Najważniejszym zadaniem każdego przedsiębiorcy i menedżera jest tworzenie zdrowej, konkurencyjnej firmy, która służy za dobry przykład biznesowy najpierw w gminie, mieście, regionie, następnie w kraju, a później na rynkach zagranicznych. Takie działanie nie stoi w sprzeczności z ideą równego rynku europejskiego. Dbałość o dobrą kondycję firmy, wytrwałość w jej prowadzeniu i ciągłym rozwijaniu to dowody na gospodarczy patriotyzm — ważniejsze od szumnych deklaracji. To nie słowa i dobre chęci, lecz praktyka postępowania oraz konsekwencja w dążeniu do celu są gwarantami sukcesu. Przedsiębiorcy i menedżerowie wiedzą o tym doskonale.
W Polsce słowa: przedsiębiorca, menedżer mają negatywne konotacje. Jak można zmienić to postrzeganie?
Nowoczesna historia gospodarcza Polski obciążona jest balastem doświadczeń PRL. Warto przypomnieć, że ten zły i smutny czas w historii Polski trwał prawie 45 lat, co stanowi okres życia dwóch pokoleń Polaków. W tym czasie zniszczono pozytywne postrzeganie wolnej gospodarki, indywidualnej przedsiębiorczości i etosu pracy. Dokonano tego nie tylko w warstwie fizycznej — poprzez likwidację firm prywatnych, ale doprowadzono do, być może jeszcze bardziej brzemiennej w skutkach, destrukcji wartości w warstwie komunikacyjnej i ideowej. Mamy za sobą dopiero i aż nieco ponad 20 lat tworzenia normalnej gospodarki i państwowości. Powoli wychodzimy spod „gruzów” poprzedniego ustroju gospodarczego. Uważam, że najsilniejsze zmiany w tym zakresie dzieją się właśnie teraz, w drugiej dekadzie XXI wieku.
Przez lata Polska konkurowała kosztami pracy, ale w globalizującej się gospodarce jest to coraz trudniejsze. Co może i powinno być nową polską specjalnością biznesową? Jak ją wesprzeć i wypromować?
Jedną z podstawowych zasad prowadzenia biznesu jest stawianie na swoje mocne strony i eksponowanie swoich najlepiej rozwiniętych umiejętności. Kilkanaście lat temu rzeczywiście koszty pracy w Polsce były atrakcyjne z punktu widzenia gospodarek zachodnich. Obecnie ta pozytywna relacja nadal jest widoczna: konkurujemy na globalnej mapie głównie kosztami produkcji. Niewątpliwie jednak, Polacy powinni śmielej wykorzystywać swoje inne przewagi w wielu dziedzinach. Jedną z nich jest szeroko pojęta informatyka. Polscy uczniowie, studenci rywalizujący w różnego rodzaju konkursach i olimpiadach informatycznych o randze międzynarodowej zawsze należą do ścisłej czołówki światowej. Wygrywają z Amerykanami, Chińczykami czy Rosjanami. Problem polega na tym, że nie potrafimy wykorzystywać wiedzy i umiejętności tych młodych ludzi na etapie komercjalizacji. Koniecznie musimy poprawić nasze wyniki w tej konkurencji, aby szeroko pojęty IT biznes stał się polską specjalnością. Jako duży kraj Unii Europejskiej powinniśmy zdecydowanie wyraźniej zaakcentować potrzebę pewnego rodzaju reindustrializacji Polski. Nasza gospodarka potrzebuje nowocześnie działających zakładów przemysłowych. Mamy już w tym obszarze pierwsze sukcesy. Poza gigantami, jak KGHM, Orlen, Lotos czy nowo powstała Grupa Azoty, silną pozycję na rynku (nie tylko krajowym) wywalczyły sobie całkowicie prywatne firmy: bydgoska PESA, Grupa TZMO oraz doskonali producenci żywności, tacy jak jak Maspex Wadowice czy nowosądecki Konspol. Ich trwanie i rozwój jest niezwykle ważny dla bliskiego otoczenia, regionu czy Polski. Wokół nich działa wiele średnich i małych firm, tworząc zdrowy ekosystem społeczno-gospodarczy.
Wciąż niewiele jest polskich firm globalnych. Czy polscy przedsiębiorcy powinni mocniej postawić na ekspansję? Czy mogą liczyć na wsparcie administracji państwowej?
Budowanie globalnej firmy zawsze zaczyna się od lokalnego rynku — każda wielka firma była kiedyś mała. Ekspansja musi odbywać się etapowo i jest złożonym procesem, którego czasu trwania nie da się precyzyjnie wymierzyć. Mamy już wiele zdrowych, polskich firm będących krajowymi liderami. Część z nich wyszła poza Polskę i radzi sobie równie dobrze jak na rodzimym rynku. Jestem przekonany, że w ciągu najbliższych 10 lat co najmniej kilka z nich będzie śmiało konkurować o palmę pierwszeństwa w swojej branży w skali światowej. Obecnie nie są skutecznie wspierane podczas swojej walki na rynkach zagranicznych przez polską administrację czy polski sektor bankowy. Na szczęście, mamy świadomość tego stanu rzeczy i wyciągamy odpowiednie wnioski. Wierzymy, że polska administracja i banki zintensyfikują działania i będą mogły uczestniczyć w sukcesie polskich firm na rynku światowym z korzyścią dla siebie i dla nich.