Program Polskiej Energetyki Jądrowej zakłada budowę do 2043 r. sześciu reaktorów jądrowych o łącznej mocy zainstalowanej od ok. 6 do 9 GW. W Polsce wdrażane będą technologie reaktorowe generacji III + oraz, poza programem rządowym, tzw. małe reaktory modułowe. Wdrażane również będą zaawansowane systemy paliwowe i tzw. paliwa odporne na wypadki (accident tolerant fuels). Pierwszy blok jądrowy o mocy 3,6 GW, która ma powstać w technologii AP1000 Westinghouse zlokalizowany w gminie Choczewo na Pomorzu ma być ukończony w 2035 r. Proces rozruchu potrwa około roku.
Wydaje się, że czasu jest sporo, ale pracy zarówno przy opracowaniu strategii ubezpieczeniowej dla nowego rodzaju ryzyka jak i dokonania niezbędnych zmian w prawie jest mnóstwo.
Nie tylko elektrownia
Energetyka jądrowa to nie tylko największe inwestycje rządowe, ale także inicjatywy podejmowane przez sektor prywatny. To także podmioty, które będą w jakikolwiek sposób zaangażowane w projekty jądrowe poprzez świadczone usługi czy dostarczanie elementów szeroko rozumianej infrastruktury. Wszystkie będą musiały mieć odpowiednie zabezpieczenie ubezpieczeniowe i to specjalne, bo zakres ryzyka dotyczącego energetyki jądrowej jest standardowo wyłączany z ochrony ubezpieczeniowej.
- Energetyka jądrowa nie kończy się na reaktorze. To także logistyka, łańcuchy dostaw, transport komponentów, odpowiedzialność środowiskowa, gospodarka odpadami, bezpieczeństwo pracy, dlatego właśnie tak istotne są ubezpieczenia cargo, OC czy długoterminowego ryzyka inwestycyjnego. W tej układance nie ma miejsca na przypadek – mówi Tomasz Libront prezes brokera reasekuracyjnego Smartt Re.
Jak podkreśla, tworzenie i konsolidacja rynku ubezpieczeń jądrowych w innych krajach trwało wiele lat – w Korei Południowej ponad 10, w Czechach ponad pięć.
- My postawmy sobie cel, abyśmy dzięki współpracy i determinacji byli gotowi w ciągu najbliższych czterech, pięciu lat. To ambitne, ale możliwe – mówi prezes Smartt Re.
Jego firma szacuje, że polski rynek ma możliwość ubezpieczenia ryzyka elektrowni jądrowych w budowie maksymalnie do 3 mld zł brutto.
Za mali by działać osobno
Ubezpieczenie pierwszego etapu budowy elektrowni jądrowej, tj. przygotowania gruntu, dróg dojazdowych i wznoszenie samej budowli to dla sektora ubezpieczeniowego nie problemem – robi to od lat, choć wymagania w przypadku atomu będą nieco bardziej wyśrubowane. Wyzwaniem, również finansowym będzie zapewnienie ochrony ubezpieczeniowej dla drugiego etapu prac obejmującego transport paliwa jądrowego do Polski oraz rozruch przedsięwzięcia. A jeszcze większym eksploatacja elektrowni, czy wywóz zużytego paliwa. Problemem dla ubezpieczycieli są bardzo wysokie sumy gwarancyjne od odpowiedzialności cywilnej, a każda, nawet niezawiniona szkoda wynikająca z eksploatacji elektrowni jądrowej podlega likwidacji przez ubezpieczyciela. Np. w Niemczech limity odpowiedzialności wynoszą 2,5 mld euro, a ubezpieczycielem ostatniej instancji jest państwo.
Polski sektor jest zbyt mały i ma niewystarczającą tzw. pojemność ubezpieczeniową, czyli zdolność do wzięcia na siebie ryzyka, związanego z eksploatacją elektrowni jądrowej. Dlatego, wzorem innych krajów na świecie będzie działał wspólnie. Utworzy tzw. pool jądrowy, aby zebrać pojemność od lokalnych ubezpieczycieli. Poza tym będzie szukał jej na innych rynkach, korzystając z reasekuracji dostarczanej przez zagraniczne poole jądrowe. Taka konstrukcja umożliwi rozproszenie ryzyka.
- Prawdopodobieństwo wystąpienia katastrofy elektrowni atomowej wynosi 1:10 000. Rynek ubezpieczeniowy nie jest jednak w stanie w sposób konwencjonalny oszacować takie ryzyko, dlatego musi być one umieszczone w poolu jądrowym, którego członkowie posiadają specjalistyczną wiedzę. Największym wyzwaniem jest zebranie przy jednym stole przedstawicieli trzech środowisk: rządowego, przemysłowego i ubezpieczeniowego - mówi Mark Popplewell, dyrektor zarządzający Nuclear Risk Insurance Europe.
Większość na tak
W Europie każdy kraj ma własny pool jądrowy. Część działa w formule spółki prawa cywilnego, inne jako stowarzyszenia. Polski rynek ubezpieczeniowy musi wybrać odpowiedni dla siebie model, zebrać deklaracje wszystkich lokalnych firm ubezpieczeniowych, zagranicznych graczy z branży i pooli z całego świata.
- Jestem bardzo optymistyczny co do stworzenia polskiego poolu jądrowego. Poziom zainteresowania polskich ubezpieczycieli jest bardzo duży – nawet małe firmy odpowiadają pozytywnie na pytanie, czy przy obecnych pojemnościach są gotowe wejść do gry. Jesteśmy już po kilku spotkaniach rynku, planujemy kolejne, aby m.in. przedyskutować potencjalną osobowość prawną poolu. Potrzebne jest natomiast ciało, które przygotuje procedury rozpatrywania wniosków o roszczenia. W maju chcemy przedyskutować z Polską Izbą Ubezpieczeń jej udział w pracach sektora, byśmy byli partnerami dla tych, którzy będą zmieniać prawo, bo będziemy reprezentować interesy przyszłych inwestorów – mówi Andrzej Jarczyk, prezes TUW PZUW, należącego do grupy PZU.
Dla Grzegorza Bielca, wiceprezesa Warty, udział największych graczy w tworzeniu poolu jest naturalnym krokiem do tego, by w przyszłości móc korzystać ze wsparcia innych tego typu grup.
- Jako branża mamy awersję do ryzyka. Pięć największych firm ma ok. 75 proc. rynku liczonego przypisem składki i ponosi większość ryzyka. Jeśli jednak wytransferujemy ryzyko ubezpieczania elektrowni jądrowej na zewnątrz, to zarobi ktoś inny. Ponadto trudno być częścią światowego rynku reasekuracji jeśli sami nie będziemy ubezpieczać w ramach polskiego poolu. Dla Warty i PZU istotną rolą jest wspieranie gospodarki. Żyjemy w Polsce, więc udział w tym projekcie jest częścią naszej odpowiedzialności. To nie tylko kwestia ekonomii, ale suwerenności i bezpieczeństwa państwa – mówi Grzegorz Bielec.
W marcu w Ambasadzie Brytyjskiej odbyło się spotkanie z udziałem największych polskich ubezpieczycieli, administracji rządowej, a także międzynarodowych ekspertów z brytyjskiego Nuclear Risk Insurance, francuskiego poolu Assuratome, Czech Nuclear Insurance Pool, którzy podzielili się doświadczeniem i know-how w dziedzinie realizacji projektów jądrowych. W maju planowane jest kolejne spotkanie.
Naczynia połączone
– Wciąż nie mamy gotowej legislacji. Mamy wiedzę, kadry, ale potrzebujemy kluczowych decyzji ze strony ustawodawców. Jeśli ich nie będzie – nie będzie też ubezpieczeń. A bez ubezpieczeń żaden inwestor nie podejmie ryzyka budowy elektrowni – mówi Adam Rajewski, wiceprezes fundacji Nuclear PL.
Jak przyznaje Beata Sparażyńska, radczyni z departamentu energii jądrowej Ministerstwa Przemysłu gruntownego przeglądu i zmian wymaga przede wszystkim ustawa o odpowiedzialności cywilnej za szkody jądrowe, wynikające z działania promieniowania jonizującego. Ze względu na potencjalnie transgraniczny charakter szkody jądrowej, odpowiedzialność ta jest regulowana na poziomie międzynarodowym. Polska jest stroną Konwencji wiedeńskiej o odpowiedzialności cywilnej za szkody jądrowe i protokołu jonizującego, a także podlega ustawie prawo atomowe, która wdraża do polskiego porządku prawnego postanowienia tego protokołu.
Odpowiedzialność Polskich Elektrowni Jądrowych, które są inwestorem i przyszłym operatorem elektrowni atomowej jest ustawowo ograniczona do 300 mln SRD [special drawing rights - specjalnych praw ciągnienia tj. aktywów rezerwowych zarządzanych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy – red.], co przekłada się na ok. 1,5 mld zł. W innych państwach jest ona znacznie wyższa lub nieograniczona prawem, co nie oznacza, że państwo polskie musi według tej konwencji pokrywać szkodę.
- Możemy wyróżnić kilka rodzajów luk w ochronie w ramach ustawy o odpowiedzialności cywilnej za szkody jądrowe. Po pierwsze, pewne szkody znajdują się całkowicie poza zakresem stosowania konwencji prawa atomowego. Po drugie mogą to być przypadki, w których na przykład szkody, które musi pokryć operator przekraczają poziom 300 mln SDR –ów, czyli szkody nadmiarowe. Nie wystarczy więc jedynie zmienić zakres odpowiedzialności za szkody jądrowe w ustawie prawo atomowe. Trzeba wprowadzić możliwość alternatywnych zabezpieczeń finansowych, a przynajmniej zlikwidować zapis, który zabrania ograniczenia zakresu ochrony ubezpieczeniowej operatora – mówi Beata Sparażyńska.
Katarzyna Przewalska dyrektorka departamentu rozwoju rynku finansowego w Ministerstwie Finansów wskazuje, że przepisy ustawy prawo atomowe były tworzone ponad 20 lat temu, nic więc dziwnego, że wymagają zmian.
- Wszyscy trochę po omacku to prawo tworzyli, więc nie dziwię się, że są w nim luki. Teraz jesteśmy w przełomowym momencie rozwoju energetyki jądrowej, więc trzeba dobrze zastanowić się w jaki sposób dostosować je do obecnych czasów – mówi Katarzyna Przewalska.
Mapa drogowa
- Rynki zagraniczne wypracowały już pewne podejście do oceny ryzyka, do kwotacji tego ryzyka i przede wszystkim warunków ubezpieczenia. Ten standard oparty jest na prawie międzynarodowym – w naszym przypadku jest to Konwencja wiedeńska - ale też na prawie lokalnym. Jeśli zestawimy praktykę rynku jądrowego z tym, czego oczekuje nasz ustawodawca, to widać sporo różnic. Ich źródłem jest nie tylko prawo atomowe, ale też ustawa o ubezpieczeniach obowiązkowych. Dotyczą one m.in. terminu przedawnienia roszczenia, czy sum gwarancyjnych. Widzę też potrzebę uregulowania obszaru likwidacji szkód – mówi Beata Orzechowska, kierowniczka działu ubezpieczeń w Polskich Elektrowniach Jądrowych.
Spółka Polskie Elektrownie Jądrowe opracowała listę – mapę drogową niezbędnych działań. Na pierwszym miejscu jest powołanie grupy roboczej złożonej z przedstawicieli ubezpieczycieli, operatora jądrowego, który będzie dostarczać ubezpieczycielom informacji o ryzyku, a przede wszystkim z udziałem organów administracji rządowej.
W ocenie Katarzyny Przewalskiej gospodarzem nowelizacji ustawy o obowiązkowym ubezpieczeniu OC powinno być Ministerstwo Przemysłu, a resort finansów miałby z nim współpracować.
- Zmiana ustawy to zawsze skomplikowany i długotrwały proces. Ustawa w rządzie wymaga co najmniej roku pracy, jeśli nie więcej, następnie prace w Sejmie Senacie i na koniec podpis prezydenta, dlatego uważam, że ustawowe rozwiązania powinny być bardzo podstawowe i dające przestrzeń na rozwiązania rynkowe, zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z tworzeniem pooli i bardzo skomplikowaną reasekuracją ryzyka – mówi przedstawicielka Ministerstwa Finansów.
Do wystawienia pierwszej polisy ubezpieczającej ryzyko atomowe, a więc zanim do elektrowni przyjedzie paliwo jądrowe - jest osiem lat.