Utopia globalnej równowagi handlowej

Gabriel ChrostowskiGabriel Chrostowski
opublikowano: 2025-05-13 20:00

Czy świat, w którym nie ma deficytów i nadwyżek w wymianie międzynarodowej jest możliwy? Teoretycznie - tak. Praktycznie - prawdopodobnie nie.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Emisja międzynarodowej waluty rezerwowej jaką jest dolar niesie ze sobą szereg korzyści. Najważniejsza? Małe, innowacyjne firmy z obiecującymi modelami biznesowymi zyskują łatwy dostęp do kapitału. Mogą błyskawicznie się rozwijać i zdobywać światowe rynki. Między innymi dlatego w wyścigu o dominację w dziedzinie sztucznej inteligencji prym wiodą USA i Dolina Krzemowa.

Jednak za ten przywilej płaci się niemałą cenę – jest nią stopniowe osłabienie roli w produkcji i eksporcie towarów. Historia potwierdza tę prawidłowość: w latach 1900-1960 udział Wielkiej Brytanii w światowym eksporcie towarów drastycznie spadł, gdy kraj de facto pełnił funkcję dostawcy waluty rezerwowej - funta. Ten sam scenariusz powtórzył się później w USA, gdy w latach 60. XX wieku dolar przejął dominującą pozycję w globalnym systemie finansowym. To jedna z przyczyn wojny handlowej rozpętanej przez Trumpa – emisja globalnej waluty powoduje wysysanie produkcji i pogorszenie pozycji eksporterów przemysłowych na światowych rynkach. Dominująca rola w systemie finansowym nie jest oczywiście jedyną przyczyną takiego trendu, ale na pewno stanowi ona ważny element całej układanki.

Nasuwa się więc pytanie: czy możliwe jest stworzenie systemu, w którym żadna waluta nie odgrywa dominującej roli? Mamy dobrą i złą wiadomość. Dobra – taki system teoretycznie istnieje. Zła – niestety, tylko teoretycznie.

O jaki system chodzi?

Bancor, czyli ponadnarodowa, elektroniczna jednostka rozrachunkowa zarządzana przez Międzynarodową Unię Rozrachunkową. Jej rola byłaby przejrzysta. Upraszczając: za nadmierny deficyt lub nadwyżkę handlową automatycznie naliczane byłyby opłaty, które motywowałyby kraje do korekty bilansu – przez osłabienie waluty przy deficycie lub zwiększenie importu przy nadwyżce. Taki mechanizm miałby w założeniu równoważyć światowy handel.

W latach 40. XX wieku, gdy Wielka Brytania emitowała światową walutę, gorącym orędownikiem tej idei był J. Maynard Keynes. Dziś podobną rolę pełni Steve Keen, australijski ekonomista ostro krytykujący mainstreamowych i neoliberalnych myślicieli. Na platformie X przekonuje: „Ten plan [system Bancor – red.] to najwłaściwsza droga do zmniejszenia nierównowagi handlowej, która sparaliżowała amerykańską produkcję. Jeśli Trump chce zapisać się na kartach historii, mógłby wprowadzić plan Keynesa i nazwać go swoim imieniem". Keen dodaje, że „dzień, w którym Trump wdrożyłby taki system, praktycznie eliminujący nierównowagę handlową na zawsze, byłby naprawdę przełomowym momentem".

Trzeba jednak zadać kluczowe pytania. Czy Chiny byłyby gotowe zrezygnować z możliwości dewaluacji swojej waluty dla pobudzania eksportu? Czy amerykańskie korporacje nie zaprotestowałyby, wiedząc, że kapitał przestanie tak obficie zasilać giełdę? Czy sam amerykański rząd na dłuższą metę zgodziłby się ponieść koszty związane z wyższymi rentownościami? A co z Japonią, Koreą, Kanadą, nie wspominając o Rosji czy Indiach?

W praktyce wprowadzenie takiego systemu wydaje się obecnie czystą abstrakcją. Wobec piętrzących się napięć geopolitycznych najprawdopodobniej nie stanie się przedmiotem jakiejkolwiek poważnej dyskusji w dającej się przewidzieć przyszłości. Można wręcz zaryzykować tezę, że nigdy nie zostanie wdrożony, ponieważ na świecie zawsze będą tlić się mniejsze lub większe konflikty handlowe i geopolityczne między mocarstwami. System Bancor wymagałby bowiem bezprecedensowego konsensusu politycznego na skalę globalną. W dzisiejszych realiach to brzmi jak utopia.

Sama idea jest fascynująca, ale na tym, niestety, kończy się jej potencjał.