VAT przenicowany

Robert Gwiazdowski
opublikowano: 2004-04-09 00:00

Wafle spożywcze różnią się od cukierniczych — opodatkowanych inną stawką VAT — stopniem wilgotności. A przecież woda ma tę cechę, że paruje...

GUS zakwalifikował pewne batoniki do grupy korzystnie opodatkowanej, bo producent napisał na nich, że powinny być przechowywane w lodówce. Twórcy ludowi mają zaś decydować o tym, kto jakie płaci podatki — dzięki decydowaniu o tym, kto jest twórcą. Pretekstem był spór, czy majtki koronkowe są tak samo ludowe jak serwetki, ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że zaraz wybuchnie jakiś nowy konflikt.

Równie humorystyczny.

Mnóstwo obowiązujących w Polsce przepisów wypacza istotę podatku VAT. Zazwyczaj to Skarb Państwa jest jedynym beneficjantem tych wadliwych regulacji.

Polski VAT był przez lata dodatkowym cłem na samochody osobowe i usługi świadczone w Polsce przez firmy zagraniczne. Wprowadził zarówno podwójne opodatkowanie tego samego produktu, jak i podatek od podatku. Dziś podatek ten będzie stosowany także do obrotu ziemią... Ciekawe, jaką to „wartość dodaną” ma nieruchomość, którą rodzina Kowalskich nabyła 20 lat temu, a dziś postanowiła sprzedać? Ale żądanie logiki od polskiego prawodawcy, zwłaszcza co do podatków, byłoby chyba nieetyczne, bo przekraczające możliwości urzędników i posłów. Istne kuriozum (zaakceptowane, niestety, przez Trybunał Konstytucyjny) stanowi na przykład zasada odpowiedzialności zbiorowej — w przypadku, gdy kontrahent nie rozliczył podatku VAT. Podatnik nie tylko nie ma wówczas prawa do jego odliczenia, ale musi jeszcze zapłacić... odsetki i nawet trzydziestoprocentową sankcję karną.

To już nie jest opodatkowanie. To barbarzyństwo.

Jakby za mało było nieszczęść, urzędy skarbowe zaczynają kwestionować prawo zaliczenia w koszty prowadzonej działalności gospodarczej podatku VAT, który został zapłacony nieuczciwemu kontrahentowi.

Na śmietnik?

Próba wyłudzenia przez organy podatkowe i organy kontroli skarbowej podatku VAT od Optimusa połączona z zamachem osobistym na Romana Kluskę przejdzie już do annałów polskiej skarbowości. Inni podatnicy (jak JTT) zniszczeni przez fiskusa z powodu „inaczej” interpretowanych przepisów ustawy o VAT dobrego świadectwa organom państwa i ich działalności także nie wystawią. A to tylko wierzchołek góry lodowej.

Dla podatku VAT w praktyce istotne znaczenie ma zróżnicowanie jego stawek. To jedna z głównych przyczyn komplikowania systemu obliczania i rozliczania tego podatku i zarazem instrument wykorzystywany w podatkowych oszustwach. Owo zróżnicowanie powoduje przesunięcie, chyba niekonstytucyjne, prawa do rozstrzygania o wysokości podatku na organy klasyfikacyjne, a nie podatkowe, albo wręcz na jakąś uprzywilejowaną w ten sposób grupę społeczno-zawodową. Jeśli już stawki podatku VAT mają być zróżnicowane, trzeba pamiętać, że z punktu widzenia jego wydajności ważne jest, czy obniżone stawki mają zastosowanie do ostatniej fazy obrotu czy do faz pośrednich.

Stawki obniżone w poszczególnych fazach produkcji są — po prostu — preferencją ekonomiczną dla producenta, a nie dla konsumenta i nie wpływają ani na ceny, ani na popyt.

W Polsce podatek VAT już od jego wprowadzenia zawierał rozwiązania, nie mające nic wspólnego z tradycyjną konstrukcją owego podatku, opierającą się, jak sama nazwa wskazuje (ang. Value Added Tax VAT, fr. Taxe sur la valuer ajoutee, niem. Mehrwertsteuer), na opodatkowywaniu „wartości dodanej” podczas kolejnych stadiów działalności gospodarczej. W praktyce sprowadza się on do cząstkowego poboru podatku na każdym etapie wytwarzania produktu i handlu nim, a tym podatkiem faktycznie w całości obciążony jest ostateczny jego nabywca. Wszyscy pozostali przedsiębiorcy uczestniczący w obrocie gospodarczym, pobierający i odprowadzający do urzędów skarbowych ów podatek, są zaś — mimo nazwania ich podatnikami — jedynie poborcami tego podatku i pośrednikami między budżetem a ostatecznym nabywcą, czyli właściwym podatnikiem. Wszyscy, łącznie z samym prawodawcą, nazywają go podatkiem VAT, choć oficjalnie nosi nazwę „podatku od towarów i usług”, a nie „podatku od wartości dodanej”. Bardziej trafna jest nazwa oficjalna, gdyż w istocie ów podatek zawiera wiele elementów bez związku z klasyczną konstrukcją podatku od wartości dodanej.

Czy wobec tego podatek VAT powinien wylądować na śmietniku?

Amerykańska oporność

Podatek VAT wprowadzono we Francji w roku 1954. Początkowo był stosowany równolegle z innym podatkiem obrotowym. W obecnej postaci, jako wyłączny i jednolity sposób opodatkowywania obrotu, istnieje od roku 1968. Rok wcześniej zdążono wprowadzić go w Danii. W roku 1968 zaczął obowiązywać w Niemczech, a rok później — w Szwecji i Holandii. Bardzo szybko zaadaptowała go większość państw. Początkowo istniały pewne różnice w konstrukcji tego podatku, ale — zgodnie z dyspozycją art. 99 traktatu rzymskiego — rozpoczął się proces ujednolicania jego charakteru w państwach członkowskich Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. 17 maja 1977 roku Rada Europy wydała VI Dyrektywę — w sprawie wspólnego systemu podatku od wartości dodanej.

Ale Amerykanie, bynajmniej nie przez przypadek, nie wprowadzili jednak podatku VAT. Jest on bowiem bardzo skomplikowany i kosztowny w poborze. Spowalnia obrót pieniężny, gdyż kilka procent gotówki w obrocie gospodarczym krąży bezproduktywnie między państwem i podatnikami na całkowicie jałowe rozliczenia. Uwielbia go za to biurokracja państwowa, która w Europie jest o wiele potężniejsza niż w Stanach Zjednoczonych. Nie bez udziału wielu uczonych uczyniła ona z podatku VAT przedmiot wiedzy niemalże tajemnej, co utrudnia życie podatnikom, którzy mają go płacić.

W Unii Europejskiej z podatkiem VAT się zatem nie rozstaniemy. Powinniśmy więc dobrze określić jego naturę i zalety, aby minimalizować jego wady. Bo — mimo wszystko — ta forma podatku pośredniego jest właściwsza od podatków bezpośrednich. Dlaczego?

Znieczulenie

Przedmiotem podatków bezpośrednich jest przychód lub dochód podatnika oraz jego majątek. Nazwy wypływają wprost od materii, której dotyczą: to podatki przychodowe, dochodowe, od majątku lub przyrostu majątku. Podatkami pośrednimi są zaś opłaty od obrotu majątkiem i od wydatków — a więc od konsumpcji.

Zdaniem Adama Smitha pojawienie się podatków pośrednich miało przyczynę w tym, że „nie można było opodatkować ludzi w stosunku do ich dochodów za pomocą pogłównego, co sprawiło, jak się zdaje, że wynaleziono podatki od artykułów konsumpcyjnych. Nie wiedząc, w jaki sposób opodatkować bezpośrednio i proporcjonalnie dochody swych poddanych, państwo usiłuje opodatkować je, pośrednio obciążając ich wydatki, które — jak się przypuszcza — są prawie zawsze mniej więcej proporcjonalne do dochodów”.

W nowoczesnych gospodarkach rynkowych opodatkowanie obrotu stało się częste dopiero w ostatnim pięćdziesięcioleciu. Ta popularność wynika z powszechności, stosunkowej łatwości poboru i zdecydowanie mniejszej konfliktowości tych podatków niż opodatkowanie — na przykład — dochodu. Takie podatki umniejszają bowiem dochody obywateli dość dyskretnie, gdyż kryją się w cenie, pozwalając zapomnieć o przymusie podatkowym. Nie irytują, bo wielu podatników w ogóle ich nie dostrzega w cenie towarów i usług. A bardziej świadomi — ci, którzy zdają sobie sprawę, jaki procent ceny zakupionego towaru stanowi podatek — mają satysfakcję otrzymania „czegoś konkretnego w zamian”, namacalnego ekwiwalentu — a nie pieczątki na potwierdzeniu zeznania podatku dochodowego. Można zatem mówić o zjawisku „znieczulenia na podatki pośrednie”.

Zaobserwowali to już klasycy. Monteskiusz zauważył, że „podatki od towarów najmniej dają się ludowi odczuć, gdyż nie ściąga się ich wprost. Mogą być tak roztropnie rozmieszczone, iż lud nie wie prawie, że je płaci. Dlatego ważne jest, aby ten, kto sprzedaje towar, płacił daninę. Wie dobrze, że nie płaci za siebie, kupujący zaś, który w gruncie rzeczy płaci, miesza to z ceną towaru. Niektórzy autorzy podają, iż Neron zniósł podatek dwudziestej piątej części przy sprzedaży niewolników; on wszakże zarządził tylko, że płacić ma sprzedający, a nie kupujący: zostawił podatek w całości, a zniósł go na pozór”. Jak z kolei wywodził Jean Baptiste Say, „podatki pośrednie mają tę zaletę, że są łatwiejsze do uiszczenia i wydają się mniej dokuczliwe. Każdy podatek płaci się z odrazą, ponieważ cena tego długu, którym jest opieka rządu, stanowi korzyść w gruncie rzeczy ujemną, mało odczuwalną. Rząd cenimy raczej za to, że nas chroni od zła, aniżeli za to, że dostarcza nam korzyści materialnych. Ale kiedy płacimy podatek nałożony na produkty, nie sądzimy, abyśmy płacili za opiekę rządu, która mało da się odczuć; sądzimy, że płacimy cenę za towar, który jest przez nas bardzo poszukiwany…”.

A teraz z polskiego podwórka. Autorzy Białej Księgi Podatków — dokumentu przygotowanego w roku 1998 przez Ministerstwo Finansów jako podstawa debaty o reformie systemu podatkowego — stwierdzają, że „praktyka fiskalna wskazuje na wyższość podatków pośrednich, w zasadzie powiązanych z konsumpcją, nad bezpośrednimi, obciążającymi dochody i majątek podatnika. Podatki pośrednie są łatwiejsze do wyegzekwowania; ograniczają pole do nadużyć, manipulacji i interpretacji, nie osłabiają motywacji do powiększania dochodów i kapitału, a więc są bardziej prorozwojowe”.

Rada Strategii Społeczno-Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów przyjęła zaś stanowisko, że „zasadniczym plusem podatków pośrednich jest to, że w porównaniu z podatkami bezpośrednimi, są pewniejsze i łatwiejsze w poborze, oraz że nie wchodzą tak silnie jak podatki bezpośrednie w konflikt z motywacjami do pracy i przedsiębiorczości”.

Święta racja.

Podatki tyranów

Monteskiusz uważał, że w ustrojach despotycznych stosuje się częściej podatki bezpośrednie, a w ustrojach umiarkowanych — podatki od konsumpcji. Ale — patrząc ze współczesnej nam perspektywy — nie miał racji. W Stanach Zjednoczonych podatek dochodowy od osób fizycznych w roku 2001 stanowił 39 proc. federalnych wpływów budżetowych, a od osób prawnych — 9,4 proc. A podatki pośrednie stanowiły tylko 16,7 proc. tych wpływów!

Dziś można by — pozornie — wywieść inną tezę: w państwach o wyższym poziomie rozwoju — bardziej ustabilizowanej demokracji — przewagę mają podatki bezpośrednie, a w państwach o niższym stopniu rozwoju gospodarczego — a więc i mniej ustabilizowanej demokracji — większe wpływy przynoszą podatki pośrednie. Twierdzenie takie zdaje się potwierdzać obserwacja, że Stany Zjednoczone i Wielka Brytania mają wysoki udział podatków dochodowych w PKB — i to one stanowią główne dochody budżetu.

Z drugiej jednak strony, diametralnie inną sytuację mamy nie tylko w krajach rozwijających się (w Polsce podstawowa stawka podatku VAT jest jedną z najwyższych na świecie!), ale także w najbardziej rozwiniętych krajach Unii Europejskiej.

Porównując udział podatków pośrednich i bezpośrednich w strukturze wpływów budżetowych poszczególnych państw, da się dostrzec inną ciekawą prawidłowość: te pośrednie mają przewagę we wpływach budżetowych państw dłużniczych (Ameryka Łacińska), a bezpośrednie — w państwach wierzycielskich (Stany Zjednoczone, Wielka Brytania).

Wpływy z podatków pośrednich dominują także w budżetach państw z przewagą gospodarki agrarnej (np. w Polsce przedwojennej stanowiły prawie 59 proc.)

Sprawiedliwość

Niektórzy autorzy podkreślają „niesprawiedliwy” charakter podatków pośrednich, jakimi są podatki konsumpcyjne: przecież one w tym samym stopniu obciążają konsumpcję ludzi o różnej „zdolności podatkowej” — czyli bogatych i biednych! Adam Krzyżanowski uważał, że „podatki pośrednie zbytnio obciążają biedniejszych” i „są sprzeczne z uzasadnionymi postulatami demokratycznymi”. Ale takie stanowisko wynika wyłącznie z przekonania o istotnej roli tzw. zdolności podatkowej do ponoszenia ciężaru podatkowego, łączonej z ideą progresji podatkowej (jeśli ktoś bogatszy — powinien więcej płacić). Nie można jednak spowodować, by bogatsi płacili więcej za chleb w sklepie. Dlatego zwolennicy sprawiedliwości społecznej poważniejszą rolę przypisują progresywnemu podatkowi dochodowemu niż liniowemu opodatkowaniu konsumpcji.

Robert Gwiazdowski, Centrum im. Adama Smitha