W Szczecinie powodzeniem cieszą się małe mieszkania za nie więcej niż 110 tys. zł i domy do 500 tys. zł. Nabywców szybko też znajdują uzbrojone działki, których brakuje na terenie miasta.
Ze względu na podaż znacznie przewyższającą popyt wielu deweloperów zdecydowało się wstrzymać lub przedłużyć w czasie planowane inwestycje mieszkaniowe. Nie znaczy to, że nie wierzą w możliwość dalszego rozwoju miasta i regionu.
— Szczecin ma wielki potencjał. Położenie geograficzne i praktyczne funkcjonowanie w granicach zjednoczonej Europy to jego największe atuty. Poza tym, w mieście panuje wyjątkowo przyjazny klimat dla inicjatyw gospodarczych, a współpraca z władzami miasta układa się znakomicie — twierdzi Piotr Gromniak, członek zarządu Echo Investment.
W sierpniu 2002 r. firma oddaje do użytku 45 mieszkań w Szczecinie o powierzchni od 44,4 mkw. do 102,5 mkw. Ceny wahają się w granicach 2,95-3,1 tys. zł netto. Jak zapewnia Piotr Gromniak, 16 lokali już zostało sprzedanych.
— Atutem zachęcającym do kupowania na rynku pierwotnym jest możliwość płacenia należności na raty oraz zaciągnięcia kredytu na korzystnych warunkach za pośrednictwem dewelopera — mówi Halina Milczarek, członek zarządu Zachodniopomorskiego Stowarzyszenia Pośredników Nieruchomości, właścicielka Agencji Nieruchomości Arenda w Szczecinie.
W Szczecinie na nabywców czeka około 2,3 tys. mieszkań. Wybór jest duży, ale problematyczna jest ich jakość. Wiele z nich znajduje się w budownictwie z wielkiej płyty oraz w starych kamienicach.
Na rynku wtórnym poszukiwane są przede wszystkim małe mieszkania (kawalerki, dwupokojowe) do 45 mkw., wybudowane w nowej technologii. Jeżeli w centrum miasta, to najlepiej w bocznej uliczce lub w trzeciej linii zabudowy. Do wielu transakcji jednak nie dochodzi, z powodu zbyt dużej rozbieżności między ceną proponowaną przez właściciela lokalu a tą, którą mogą zapłacić klienci.
— Mieszkanie ma szansę znaleźć nabywcę, gdy cena transakcji nie przekroczy 100-110 tys. zł. Natomiast właściciele żądają około 220-230 tys. zł — tłumaczy Ryszard Wiśniewski, właściciel Agencji Nieruchomości Ryzo w Szczecinie.
Zdaniem Haliny Milczarek, nie można mówić o konkretnym spadku cen. Mieszkania w nowej zabudowie, w dobrej lokalizacji ciągle pozostają drogie.
— Klienci zawsze mogą negocjować ceny. W ten sposób mogą nabyć nieruchomość do 10 proc. taniej. Właściciele są na to przygotowani — uzupełnia Halina Milczarek.
Na rynku przybywa osób zainteresowanych kupnem domów jednorodzinnych. Największym popytem cieszą się te wybudowane po 1990 r.
— Jednak cena musi być rozsądna, najlepiej w granicach 300-500 tys. zł. Domy, których wartość przekracza 1 mln zł, praktycznie nie znajdują nabywców — uważa Halina Milczarek.
Z kolei towarem deficytowym w Szczecinie nadal pozostają działki uzbrojone o wielkości 700-800 mkw. A gdy jeszcze ich cena nie przekracza 100 zł za mkw., to już naprawdę nie trzeba długo czekać na kupca.
— Mimo zainteresowania popyt jest dużo mniejszy niż 2-3 lata temu. Liczba transakcji w I półroczu 2002 r. utrzymała się jednak na poziomie zbliżonym do analogicznego okresu roku ubiegłego — dodaje Halina Milczarek.
Dobrze funkcjonujący jeszcze 5-6 lat temu rynek wynajmu nieruchomości w Szczecinie, dziś przeżywa kryzys. Głównie za sprawą ustawy o ochronie lokatorów, która wprowadzając surowe ograniczenia przy zawieraniu umowy najmu, spowodowała jego zahamowanie. W wielu przypadkach zainteresowanym najemcom nie odpowiadają warunki stawiane przez wynajmujących.
Jak zaznacza Ryszard Wiśniewski, najlepszy okres na wynajem to zbliżający się początek roku akademickiego, czyli sierpień-październik. Wzmożone zainteresowanie mieszkaniami można także zaobserwować przy okazji otwarcia w pobliżu nowej inwestycji, np. hipermarketu.
— W Szczecinie kawalerkę można wynająć za 0,55-0,6 tys. zł, dwa pokoje za 0,7-0,8 tys. zł, natomiast za większe mieszkania trzeba zapłacić 0,9-1 tys. zł — mówi Ryszard Wiśniewski.
Zdaniem pośredników w obrocie nieruchomościami, maleje liczba klientów z zasobnym portfelem. Coraz więcej ze zgłaszających się do biura osób domaga się upustów.
— Uwzględniając sytuację finansową naszych klientów staramy się utrzymać prowizję na stałym poziomie, który obecnie wynosi 3 proc. — twierdzi Halina Milczarek.