Które emerging markets dokonają skoku cywilizacyjnego, a które pogrążą się w niemocy? Zestaw wskazówek, jak odróżnić jedne od drugich, opracował Ruchir Sharma z banku Morgan Stanley.
W najnowszej książce „Breakout Nations” Ruchir Sharma, szef działu wschodzących rynków akcji amerykańskiego banku, zaliczył Polskę do krajów, które mają największe szanse nadrobić cywilizacyjny dystans do krajów dojrzałych. Wybrał też kraje, których perspektywy nie rysują się w równie optymistycznych barwach.
Dlaczego to takie ważne? Okres wielkiej prosperity na rynkach wschodzących sprawił, że ostatnio inwestorzy bardziej kierują się przynależnością danego kraju do tej grupy niż samymi perspektywami jego gospodarki. Do niedawna to podejście się sprawdzało.
Jeszcze rok temu stopy zwrotu z akcji na najlepszym i najsłabszym z dużych rynków wschodzących różniły się w perspektywie półrocza o zaledwie 10 proc.
Teraz jednak wrzucanie wszystkich krajów do jednego worka może przestać popłacać. Wszystko dlatego, że nie ma powrotu do boomu gospodarczego z ostatnich lat, na którym korzystali wszyscy bez wyjątku. Ponownie zacznie obowiązywać zasada mówiąca: jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Sprawdziliśmy więc, kto nie odrobił lekcji.
— Największe szanse, by przynieść inwestorom ponadprzeciętne zyski, mają te, które nie rozbudziły przesadzonych oczekiwań. Dla odmiany te, które są na świeczniku, mogą zawieść. To dotyczy zwłaszcza krajów ze słynnej grupy BRIC, skupiającej cztery największe wschodzące gospodarki świata — mówił Ruchir Sharma w rozmowie z „PB”. Jego zdaniem, na sukces może się składać wiele czynników.
Szalenie istotne mogą mieć takie, które pozornie nie mają wielkiego znaczenia. Przykład to rozmiary stolicy danego kraju. Jeżeli wielokrotnie przekracza rozmiary innych miast, świadczy to o mało zrównoważonym rozwoju i zbyt dużej sile biurokracji. Niewspółmiernie duża reprezentacja na światowej liście miliarderów to również niekorzystny sygnał. To dotyczy zwłaszcza Rosji czy Indii.
Zdaniem specjalisty Morgan Stanley, warto patrzeć na to, czy kraj nie jest zbyt drogi. Można to rozpoznać na przykład po horrendalnych cenach drinków w klubach. Tak jest w Brazylii i nie zachęca to do inwestycji. Niepokojące jest też, gdy polityczni liderzy zbyt długo pozostają przy władzy. Dokładnie tak jak rosyjska czy chińska elita. Warto wreszcie przyglądać się temu, co robią krajowi inwestorzy. Są zwykle lepiej poinformowani od zagranicznych. Jeżeli rodzimy kapitał ucieka za granicę, to jest to bardzo poważny znak ostrzegawczy. Przykładem jest RPA. Tamtejsze firmy od lat okazji do zarobku szukają głównie za granicą. Efekt? Wzrost gospodarczy w następnych latach spowolni do zaledwie 2 proc.
JUŻ PISALIŚMY
„PB” z 11.06.2012 r.
Skoro nie w Indiach, Rosji czy RPA, to gdzie? Najlepiej inwestować nad Wisłą, odpowiada Ruchir Sharma. Jak pisaliśmy 11 czerwca, według niego, Polska ma szansę stać się tygrysem gospodarczym na skalę świata jeszcze w tej dekadzie.