Wartość inwestycji zagranicznych alarmująco spadła. Może być gorzej

Małgorzata Birnbaum
opublikowano: 2002-08-02 00:00

Ten rok może okazać się jeszcze gorszy od poprzedniego pod względem napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych do Polski. Dlatego trzeba natychmiast wprowadzić rozporządzenia do obowiązującej od lipca ustawy o wspieraniu inwestycji — alarmuje Antoni Styrczula, prezes PAIZ.

Już w ubiegłym roku napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych do Polski, który sięgnął 7,1 mld USD (29,7 mld zł), był niewielki w porównaniu z poprzednimi latami. A w tym sytuacja może być jeszcze bardziej dramatyczna. Od stycznia do maja napłynęło do Polski nieco ponad 1,5 mld USD (6,3 mld zł) — o 800 mln USD (3,3 mld zł) mniej niż w analogicznym okresie 2001 r. — wynika z danych Narodowego Banku Polskiego.

— Dane Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych, gromadzone w zupełnie inny sposób, są jednak zbliżone — przyznaje Antoni Styrczula, prezes PAIZ.

Economist Intelligence Unit, agencja badająca gospodarkę, przewiduje, że w latach 2001-2005 średnia napływu inwestycji do Polski wyniesie 6,9 mld USD (28,8 mld zł). Zważywszy, że po przystąpieniu do UE w 2004 r. inwestycji ma być dużo więcej, to ten rok znajdzie się znacznie poniżej średniej. I dużo poniżej potrzeb.

— Analitycy szacują, że — aby tempo wzrostu PKB było takie jak w poprzednich latach — potrzebujemy rocznie 10 mld USD (41,8 mld zł). Z tym może być w tym roku trudno — mówi Antoni Styrczula.

— Pięć miesięcy to za krótko, by mówić już o trendzie. Dane nie są zachęcające, ale proces inwestycyjny trwa długo i w najbliższych miesiącach sytuacja może się poprawić — uspokaja Peter Driscoll, prezes PricewaterhouseCoopers.

Poza tym, jego zdaniem, trudno spodziewać się kokosów w Polsce, gdy klimat gospodarczy na świecie nie sprzyja inwestycjom. I rzeczywiście. W ubiegłym roku w okresie styczeń-listopad, tempo wzrostu inwestycji zagranicznych spadło na świecie do 15 proc. z ponad 20 proc. we wcześniejszych okresach — wynika z danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Jaki będzie ten rok dla Polski, na razie trudno przewidzieć.

— Obsługujemy kilkanaście projektów inwestycyjnych na łączną kwotę 1,5 mld USD (6,3 mld zł). Jest szansa, że przynajmniej kilka z nich zostanie sfinalizowanych w Polsce — mówi prezes PAIZ.

W czerwcu weszła w życie ustawa o wspieraniu inwestycji, na którą w tym roku rząd przeznaczył 90 mln zł, a w przyszłym może to być nawet 300 mln zł.

— Ta ustawa, która zapewnia inwestorom wsparcie finansowe, to ruch w dobrym kierunku — chwali Peter Driscoll.

Jak zwykle, problemem są rozporządzenia wykonawcze. O ich braku alarmował majowy „PB”. Swoją propozycję ma teraz PAIZ.

— Jedną z propozycji jest stworzenie parków inwestycyjnych. Należy proponować lokalizacje atrakcyjne — okolice Krakowa, Katowic i Wrocławia. Wystarczy wyodrębnić 300-400 ha należących do jednego, publicznego właściciela — tłumaczy Antoni Styrczula.

Dla porównania, Czechy przygotowują się na otwarcie 100 parków przemysłowych. Prezes PAIZ chciałby też — wzorem czeskiego CzechInvest — móc zaproponować inwestorom zakup ziemi za symboliczną złotówkę. Właśnie oferta Czech, którą wybrały koncerny PSA/Toyota, zawierała symboliczną opłatę 1 CZK (0,14 zł) za 200-hektarowy teren. Również za 1 CZK Flextronics dzierżawił od władz Brna ziemię, której wartość rynkową eksperci wycenili na 1,5 tys. CZK (224,9 zł) za metr kwadratowy. W Polsce inwestor, który chce kupić ziemię, musi stawać do przetargu.

— Myślę, że to dobry pomysł, by PAIZ pomagała inwestorom w formalnościach związanych z nabywaniem ziemi — komentuje Peter Driscoll.

Chociaż liczby wyglądają dość źle, pocieszające jest, że z Polski nie wycofał się w tym roku żaden duży inwestor. Tymczasem Flextronics, notowany na giełdzie Nasdaq amerykański poddostawca elektroniki m.in. dla Microsoftu, Nokii czy Siemensa, zamknął fabrykę w Brnie i zwolnił 900 osób na Węgrzech. Zakład w Czechach w najlepszym okresie zatrudniał 2,4 tys. osób. Amerykańska spółka obiecała zainwestować w fabrykę 100 mln USD (418 mln zł) i do 2003 r. zatrudniać 3 tys. pracowników.

— Nie mamy sygnałów, że duże firmy chcą się wycofać, ale wiemy, że zamierzają mniej inwestować. Jednak niektóre mniejsze firmy działające w SSE zamknęły działalność — przyznaje Antoni Styrczula.