Wichry wojny bronią rynki przed wzrostami

Wiktor Krzyżanowski
opublikowano: 2003-03-31 00:00

Piątek był ukoronowaniem kiepskiego tygodnia na światowych rynkach. By indeksy mogły rosnąć, inwestorzy potrzebują sukcesów koalicji antyirackiej. A tych na razie nie widać.

Rynki całego świata odnotowały w piątek kolejny dzień spadków po tym, jak George Bush, prezydent USA, i Tony Blair, brytyjski premier, zgodnie oświadczyli, że wojna w Iraku nie będzie łatwa i przyjemna. Sytuacji nie poprawiły nawet stosunkowo dobre dane o kondycji gospodarki. Rynek czeka na przełom w Iraku.

Nastroje inwestorów w ubiegłym tygodniu najlepiej obrazują przepływy środków pieniężnych między funduszami — w Stanach Zjednoczonych fundusze akcji straciły tylko w ubiegłym tygodniu 3,7 mld USD. Pieniądze te niemal w całości ulokowane zostały na rynku obligacji.

— Inwestorzy boją się, że nie dość, że nie będzie to krótka wojna, to może się okazać, że będzie bardzo długa. W takiej sytuacji o inwestowaniu w akcje lepiej zapomnieć. Tym bardziej że wyniki firm wcale nie zachęcają do kupowania ich walorów — uważa Bernie Schaeffer, jeden z maklerów na Wall Street.

To sentencja powtarzana przez wszystkich analityków w ciągu ostatnich kilku dni. Piątek przyniósł jednak dodatkową zmianę — resztki optymizmu wyparowały z rynku ropy. Głównym problemem pozostaje tu oczywiście wojna w Iraku i płonące w tym kraju szyby naftowe. Gdy jednak okazało się, że możliwe jest wstrzymanie dostaw także z Nigerii, dealerzy doszli do wniosku, że wycena na poziomie 26 USD za baryłkę ropy jest zdecydowanie zbyt optymistyczna. Spadki cen ropy przerywane jednak były krótkimi korektami wzrostowymi — część inwestorów realizowała zyski, część zaklinała rzeczywistość.

A ta wciąż trzeszczy — trwają ciężkie bombardowania Bagdadu, ale ich ewentualne pozytywne skutki są na razie tajemnicą wojskową. Za to władze USA doszły do wniosku, że do 250 tys. żołnierzy w rejonie konfliktu dołączy kolejnych 100 tys. To pokazuje, jak bardzo stratedzy niedocenili oporu Saddama Husajna. Oliwy do ognia dolewa napięta sytuacja w Kurdystanie — Amerykanie nie mogą więc skoncentrować się tylko na natarciu na Bagdad.