W Sejmie toczy się zacięta batalia o częstotliwości. Stawką są setki milionów złotych. Orężem – pojedyncze słowa w ustawach
Cztery kamery TV Trwam obserwowały dyskusję posłów nad zapisami ustawy
regulującej opłaty za korzystanie z częstotliwości. Podkręciło to emocje
wokół prawa telekomunikacyjnego, które miało wprowadzić możliwość
podwyższenia tych opłat nawet o kilkaset procent. To zabiłoby nadawców,
bo maksymalne planowane opłaty na poziomie kilkuset milionów złotych
były niejednokrotnie dużo wyższe niż ich zyski. Rząd poszedł na
kompromis i — z pomocą posłów — urealnił wczoraj w projekcie ustawy
większość stawek, zbliżając je do dotychczasowych. Nie zmienił tylko
zapisów dotyczących nadawców telewizji cyfrowej. Ale Telewizja Trwam
dopięła swego — posłowie wprowadzili 50-procentowy rabat od rocznych
opłat koncesyjnych dla nadawców nienadających reklam.
Miliony dla budżetu
Rząd zakłada też w ustawie możliwość aktywnej gospodarki
częstotliwościami — na przykład odbierania ich firmom, które ich nie
wykorzystują albo które mają za dużo pasma. To odzwierciedlenie metody
dość regularnie wykorzystywanej przez europejskich regulatorów — na
przykład we Francji regulator w ten sposób umożliwiłwejście na rynek
operatora sieci Free, który teraz ostro walczy o klienta ceną. UKE
deklaruje, że te zapisy będzie wykorzystywał w przypadku, gdy operator
nie wykorzystuje pasma i gdy chce technicznie scalić przyznane mu
częstotliwości.
— Dzięki temu będzie mógł wdrożyć technologie wymagające szerszego
pasma, np. LTE — mówi Magdalena Gaj, prezes UKE.
Ustawa ma wprowadzić opłaty za przedłużenie okresu rezerwacji
częstotliwości, tak jak to jest w UE. To może zasilić budżet państwa
kilkuset milionami złotych z kieszeni operatorów sieci Orange, Plus i
T-Mobile, którym kończą się rezerwacje. Zapis w tej sprawie nieco rozmył
się w trakcie prac Sejmowej Komisji Infrastruktury, tak że trudno było
zrozumieć, co jego autor miał na myśli. To wzbudziło obawy, że
operatorzy zapłacą mniej, niż chciałby rząd. Wczoraj posłowie zapis
doprecyzowali.
Uciec przed toporem
Przedstawiciele T-Mobile nie zdołali wczoraj przekonać posłów, by
zmienili zapisy, które dają UKE możliwość wyboru sposobu usunięcia wad w
przetargach. T-Mobile obawia się, że zapisy noweli pozwolą UKE ponowić
od połowy przetarg, w którego wyniku spółki z grupy Zygmunta Solorza-
Żaka otrzymały częstotliwości z zakresu 1800 MHz (Polkomtel i CP oferują
na nich usługi LTE). A jeśli powtórzono by go od połowy, pod uwagę
wzięto by niezmienione oferty. Tym samym istniałoby spore
prawdopodobieństwo, że grupa Solorza znowu go wygra. Natomiast obecny
stan prawny jest na rękę T-Mobile, które domaga się unieważnienia
całości przetargu. Jednak jeśli faktycznie doszłoby do unieważnienia,
Zygmunt Solorz- Żak mógłby domagać się miliardowego odszkodowania od
skarbu państwa.
— Zapisy ustawy są bardzo skomplikowane, a jeden z jej artykułów to
swoisty prezent dla grupy kapitałowej Zygmunta Solorza-Żaka. W ich
efekcie prawomocne wyroki sądów będzie można wyrzucić do kosza — mówi
Cezary Albrecht z PTC, operatora sieci T-Mobile. Rząd twierdzi, że prawo
nie działa wstecz i nie będzie stosował zapisów nowej ustawy do starego
przetargu.
— Naszym zdaniem, powinien zostać wprowadzony przepis, że decyzji w
sprawie rezerwacji częstotliwości się nie uchyla, jeżeli od dnia jej
doręczenia lub ogłoszenia upłynęło pięć lat — mówi Aleksandra Gieros-
Brzezińska z Polkomtela.