Według prognoz Komisji Europejskiej (KE), do 2030 r. liczba osób aktywnych zawodowo w Polsce skurczy się o 1,4 mln. Ekonomiści ostrzegają, że taki ubytek rąk do pracy może spowalniać wzrost gospodarczy i jest zagrożeniem dla systemu emerytalnego. Proste symulacje urodzeń pomijają jednak zwykle fakt, że demograficzną bombę w dużej mierze jest w stanie rozbroić sektor rolniczy. Mieszkańcy wsi to niedoceniany, ogromny potencjał siły roboczej, który może w znacznym stopniu złagodzić skutki starzenia się społeczeństwa.
Jak wyliczył Paweł Strzelecki, ekonomista Szkoły Głównej Handlowej i Narodowego Banku Polskiego, w latach 2010-30 sektor rolniczy może dostarczyć innym sektorom gospodarki 840 tys. młodych pracowników.
— Część z tych osób może zasilić grono bezrobotnych lub wyemigrować, ale zdecydowana większość z nich powinna znaleźć zatrudnienie poza rolnictwem, czyli będzie łagodzić brak rąk do pracy w innych sektorach, głównie w usługach, a w okresach ożywienia też w przemyśle — wyjaśnia Paweł Strzelecki.
Nie chodzi o obecnych rolników, ale o ich dzieci. Doświadczenia ostatnich lat pokazują, że tylko ich niewielki odsetek po osiągnięciu pełnoletniości idzie drogą rodziców, czyli wybiera aktywność zawodową w sektorze rolniczym. Większość decyduje się na zupełnie inną drogę życiową, czyli rozpoczyna pracę w firmach usługowych i produkcyjnych lub w instytucjach państwowych. Nawet jeśli nie wyemigrują do miasta, zostaną na wsi, raczej zatrudniają się w lokalnych firmach, niż prowadzą gospodarstwa rolne. Autor badania zakłada w swoich wyliczeniach, że w najbliższych dekadach ta skłonność do wybierania ścieżki kariery poza rolnictwem utrzyma się na stałym poziomie. Jeśli tak się stanie i rzeczywiście 700-800 tys. „niedoszłych rolników” zasili rynek pracy, zmniejszy to prognozowany przez KE spadek liczby osób aktywnych zawodowo o około połowę.
