WIG20 niesiony przedwyborczym optymizmem przekroczył 1900 pkt

Waldemar Borowski
opublikowano: 2008-11-04 16:55

Indeks blue chipów jednak nie wytracił impetu i z dużą swobodą przekroczył 1900 pkt. i tym razem świetnie wkomponował się w zielony kolor europejskich parkietów.

GPW jak się okazuje także potrafi pozytywnie zaskoczyć. Po neutralnym rozpoczęciu handlu, inwestorzy na warszawskim parkiecie coraz śmielej zaczęli sobie poczynać podnosząc WIG20 o blisko 3  proc. We wzrostach znacznie im pomagały inne europejskie parkiety, gdzie prawie bez wyjątku królował kolor zielony.

Popyt wyraźnie wykorzystywał brak ochoty do sprzedawania akcji i kosztem małego wysiłku zdobył wyraźną przewagę pokazując, że wczorajsza zadyszka była tylko chwilową niemocą. Tym razem polscy gracze niespecjalnie przejmowali się spadkami czołowych koncernów górniczych w Londynie i chętnie kupowali akcje KGHM. Także przełamanie bariery 60 USD za baryłkę ropy nie przeszkodziło PKN Orlen stać się jednym z liderów zwyżek. Intrygujący jest powrót zainteresowania mniejszymi spółkami, bo to oznacza większe zaangażowanie prywatnego kapitału. Widać, że wiara we wzrostowy scenariusz w najbliższych tygodniach wśród inwestorów indywidualnych przybiera na sile.

Pomiędzy mniejszymi firmami niewiele było takich, które barwiły się w kolorze czerwonym. Bardzo dobrze radził sobie Mediatel  i Kruszwica, które przed sesją pochwaliły się wynikami oraz Kopex, kontynuujący świetną passę. Obiektem pożądania stały się też akcje Ponaru, które Z. Jakubas wymienił jako cel swoich ostatnich inwestycji. Jednak znaczne zwyżki na wielu małych firmach nie były poparte większymi obrotami.

Na światowych parkietach zaznacza się powrót optymizmu. Gracze wiążą duże nadzieje ze zmianą lokatora w Białym Domu i coraz bardziej dostrzegają pozytywne oddziaływanie interwencji rządów i banków centralnych w światowy system finansowy. Rynki zdają się przechodzić w fazę ignorowania złych wiadomości, a bardziej koncentrują się na tych lepszych. Coraz częściej słychać głosy, że wrześniowo-październikowe spadki były przesadzone, a kondycja wielu firm nie jest tak kiepska jak to się wcześniej wydawało.

Tym bardziej, że spora ilość  dużych koncernów po okresie prosperity dysponuje sporymi zasobami gotówki i przyszłoroczne dywidendy wcale nie muszą być znacząco okrojone. O przewadze dobrych nastrojów na rynkach kapitałowych świadczy reakcja na oświadczenie Arabii Saudyjskiej o natychmiastowym cięciu dostaw ropy do najważniejszych klientów i  tym samym wypełnienie zobowiązań z ostatniego szczytu OPEC w Wiedniu. To spowodowało szybką zmianę notowań „czarnego złota”, a jeszcze  niedawno sama decyzja o większym, niż się spodziewała znaczna cześć analityków, zmniejszeniu produkcji przez naftowy kartel, zakończyła się dużą przeceną tego surowca.
Parcie na północ europejskich parkietów podtrzymały wyniki przedstawione przez Mastercard Inc., które okazały się wyraźnie lepsze od prognoz, a przecież rynki niedawno bardzo obawiały się o rezultaty tego typu firm.

Dobrych nastrojów  nie popsuły nawet mniejsze o 2,5 proc. zamówienia w przemyśle amerykańskim. Ten udany dzień WIG20 zakończył wzrostem o 4,67 proc., głównie dzięki doskonałej postawie największych banków Pekao i PKO BP. Outsiderami okazała się TP SA oraz tradycyjnie już Lotos. Także i tym razem spółki mniejszego kalibru starały się dotrzymać kroku potentatom i zaliczyły wyraźne wzrosty.

Spodziewana korekta wzrostów nie nadchodzi i możliwe, że WIG20 zechce najpierw zaatakować poziom 2000 pkt. „Efekt Obama” wydaje się być obecnie silniejszym od pokusy skorygowania ostatniej fali wzrostowej. Zwolennicy tego średniookresowego trendu wzrostowego wydają się mieć nieco więcej argumentów niż ich przeciwnicy. Na razie gracze odkładają zamartwianie się o kondycję czołowych gospodarek w IV kw. na później.

Sporym wsparciem dla kupujących akcje są informacje docierające z funduszy hedgingowych. Co prawda każdy kolejny dzień przynosi wiadomości o zakończeniu działalności przez kolejne hedge, ale na szczęście nie ma wśród nich czołowych graczy. To sugeruje, że zgromadziły one wystarczające zapasy gotówki i podaż z ich strony słabnie. Potwierdzeniem tego stanu rzeczy jest lepsze zachowanie „emerging markets” w stosunku do rynków rozwiniętych oraz mini hossa na spółkach surowcowych. Teraz nie tyle może powinno się trzymać kciuki za Baracka Obamę ile o szybkie policzenie głosów wyborców w USA.