Po tąpnięciu na Wall Street scenariusz początku sesji na GPW nie mógł być inny. WIG20 wystartował 2,5 proc. pod kreską, ale niemal równo z pierwszym dzwonkiem rozpoczęła się powolna wspinaczka. Tuż przed południem indeks blue chipów zniwelował straty to 1,6 proc. Prawie 2,2 proc. tracił mWIG40, a sWIG80 zaliczał zjazd o 3 proc.
Do zliczenia spółek, których notowania szły w górę po 90 minutach sesji, wystarczały palce obu rąk. W tym gronie był jeden blue chip – TP SA. Większość pozostałych traciła po 2-3 proc., a Asseco Poland nawet blisko 5 proc. Później sytuacja lekko się poprawiła, a KGHM, TVN i PGE zniżkowały już tylko o niespełna 1 proc.
Duże są też obroty, ale na tego typu sesjach to norma. Po trzech godzinach handlu licznik obrotu akcjami z WIG20 przekroczył 700 mln zł.
Z rąk do rąk przechodzi też sporo akcji małych i średnich spółek. W ich
notowaniach dominuje oczywiście czerwień, ale skala spadków nie wskazuje jeszcze
na to, by była to wyprzedaż „za wszelką cenę”, tak, jak to już bywało
kilkanaście miesięcy temu. Wielu inwestorów trzyma nerwy na wodzy i wciąż liczy,
że jest to paniczna korekta, po której nastąpi stabilizacja. Czy tak będzie i
tym razem? Trudno przewidzieć, ale doświadczenia ostatniej bessy pokazały, że
choć po tak nerwowych sesjach zwykle przychodziło lekkie odreagowanie, to
później nadchodziły kolejne fale wyprzedaży. W efekcie najmniej stratni byli ci,
którzy pozbyli się akcji po pierwszych sygnałach przeceny.