W tym roku — w przeciwieństwie do lat ubiegłych — ubezpieczyciele, ogłaszając wyniki, mają powody do optymizmu. Podwyżki cen polis — w szczególności komunikacyjnych — które zaserwowali klientom w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, pozwoliły pokazać zielone cyferki.
W 2010 r. mix gigantycznych strat powodziowych i hiperdziury na sprzedaży ubezpieczeń komunikacyjnych zmusił rynek do zakończenia wyniszczającej go wojny cenowej. Ale Artur Olech, prezes Generali, przekonuje, że jeden dobry rok wiosny nie czyni.
— Mitem jest, że zarabiamy krocie na sprzedaży ubezpieczeń. Od wielu lat rentowność segmentu majątkowego jest pogrążona w kryzysie. Wszystko przez ubezpieczenia komunikacyjne, które stanowią ponad połowę rynku. Kilka ostatnich lat stało pod znakiem coraz szybciej rosnącej straty na ich sprzedaży — przestrzega Artur Olech.
Nieprzewidywalne otoczenie
Tłumaczy, że jeden lepszy rok (w Generali udało się wyprowadzić segment polis komunikacyjnychna zero) nie powinien branży przysłonić prawdy: rynek ubezpieczeń samochodowych jest chory (OC jest nierentowne).
Wirusem, który go toczy, są kancelarie odszkodowawcze, a odpowiednikiem wyniszczającej gorączki — rosnące w chaotyczny i niekontrolowany sposób odszkodowania za szkody osobowe wypłacane z OC komunikacyjnego. I nie chodzi mu o to, że ubezpieczyciele muszą płacić więcej poszkodowanym w wypadkach komunikacyjnych.
— Wypłacanie odszkodowań to nie tylko nasz obowiązek, ale sedno działalności — mówi szef Generali. Chodzi mu o to, że brak zasad działalności kancelarii odszkodowawczych oraz duża dowolność sądów powszechnych w orzekaniu wysokości świadczeń dla poszkodowanych w wypadkach sprawiają, że ubezpieczyciele muszą działać w zupełnie nieprzewidywalnym otoczeniu.
— Pozytywnie oceniam działania Komisji Nadzoru Finansowego, która zwróciła nam uwagę na konieczność dbania o fundamenty, czyli o wynik techniczny. Dlatego sądzę, że nadzór i ustawodawca raczej prędzej niż później przyjrzą się tej tematyce i podejmą działania, które wprowadzą czytelne zasady funkcjonowania kancelarii — mówi Artur Olech.
Jeśli nie pojawią się takie regulacje, rynkowi grozi destabilizacja. Patrząc na rynki Europy Zachodniej, które mają już za sobą ten okres rozwoju, scenariusze są dwa: albo niekontrolowane, gigantyczne wahania cen ubezpieczeń, które będą powodowały, że części klientów nie będzie stać na zakup OC, albo utrata wypłacalności i ratingów przez ubezpieczycieli, co spowoduje, że nie będą w stanie wypełniać społecznej roli stabilizatorów gospodarki w przypadku np. katastrof naturalnych. To nie science fiction, tak było we Włoszech czy w Hiszpanii.
Kancelarie pod nadzór
Dlatego Artur Olech uważa, że nadzorem trzeba objąć działalność kancelarii odszkodowawczych. Stały się już częścią regulowanego rynku ubezpieczeniowego, więc nie powinny dalej działać w próżni.
Powinno się określić m.in. maksymalną wysokość prowizji, którą mogą pobierać kancelarie. Kolejnym krokiem jest stworzenie jasnych i klarownych metod wycen szkód osobowych, które będą obowiązywały na całym rynku.
— Nie może być tak, że złamana ręka jest np. w Białymstoku inaczej wyceniana niż na drugim krańcu Polski. To samo dotyczy odszkodowań i świadczeń związanych z utratą życia. Każdego powinien obowiązywać ten sam standard — podkreśla Artur Olech.
Świadczenia związane np. z utratą dochodów czy standardu życia po wypadku powinny być rozpatrywane indywidualnie. W okresie, kiedy jednym z głównych haseł na sztandarach rządu jest deregulacja, trudno będzie namówić ustawodawcę i nadzór do spełnienia tych postulatów. I to mimo to, że pracę nad uregulowaniem działalności kacelarii trwają w resorcie finansów już od roku.
— Tworzenie nowych bytów prawnych i poddawanie ich nadzorowi państwa nie jest panaceum na wszystkie problemy na rynku finansowym. Mogłoby ograniczyć konkurencję — np. wzmocnić pozycję dużych kancelarii — mówi Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF.
Z drugiej strony presja ze strony rosnących szkód osobowych nie jest jedyną, która oddziałuje na branżę. Kamyczki do cenowego ogródka dorzuca także rzecznik ubezpieczonych. Przykładem jest ubiegłoroczne orzecznie Sądu Najwyższego w sprawie samochodu zastępczego, które może kosztować ubezpieczycieli nawet kilkaset milionów złotych rocznie.
W kolejce czekają inne podobne sprawy. Podnoszą one komfort klientów w procesie likwidacji szkód, ale także znacząco go podrażają, co bardzo negatywnie wpływa na i tak znikomą rentowność polis komunikacyjnych.
— Jeśli chcemy mieć świadczenia na poziomie francuskim czy brytyjskim, to także składki powinny być podobne — twierdzi Artur Olech.
Dodaje, że dlatego nie da się uniknąć wzrostu cen polis komunikacyjnych, które należą do najniższych w Europie. Nawet w Czechach są droższe o 40 proc. Otwartą kwestią pozostaje tempo podwyżek.
OKIEM KONKURENTA
Chcemy regulacji
BARTŁOMIEJ KRUPA, prezes Polskiej Izby Doradców i Pośredników Odszkodowawczych
Branża odszkodowawcza także wskazuje na potrzebę regulacji jej działalności. Przedstawiła propozycje w tym zakresie. Nie chodzi tylko o korzyści, jakie odniosą klienci, ale też budżet państwa. Małe firmy mogą działać w szarej strefie i konkurować cenowo z dużymi kancelariami. Nie idzie za tym jednak wyższa jakość usług. Mimo to, w mojej ocenie, szanse na uregulowanie tego rynku są niewielkie. Byłoby to pod prąd procesowi deregulacji dostępu do zawodów, który prowadzi obecnie rząd.
WARSZTATY
„Nadużycia w sektorze ubezpieczeniowym”
O tym, jakie są sposoby zabezpieczania się przed nadużyciami, dowiedzą się Państwo podczas warsztatów, które odbędą się 12-13 kwietnia w Warszawie.
Szczegóły:
konferencje.pb.pl 22/333 97 77.