Według polityków zachodnich, co ochoczo podchwycili analitycy finansowi, wojna w Iraku miała być niemalże „lekka, łatwa i przyjemna”. Może, a nawet z pewnością, to ogromne uproszczenie i przesada, w każdym razie analitycy oczekiwali szybkich postępów armii w drodze na Bagdad, masowego poddawania się całych dywizji irackich, minimalnej liczby ofiar bo obu stronach, słowem: łatwej kampanii „Iracka wolność”.
I na tej bazie, po wielu tygodniach oczekiwania na rozpoczęcie konfliktu, i związanej z tym niepewności na wszystkich rynkach, hasło „do ataku” zostało odebrane wręcz euforycznie. Wbrew logice, bo jednak zaczęły płonąć szyby naftowe w Iraku, szybko zaczęły spadać ceny tego surowca , inwestorzy giełdowi rzucili się do kupowania błyskawicznie drożejących akcji, waluta amerykańska zaczęła zyskiwać na wartości.
Wystarczył jednak jeden weekend, kilka przerażających (to prawda) zdjęć z frontu, doniesienia o ofiarach, niezgodne z oczekiwaniami postępy na drodze do Bagdadu i euforyczny optymizm prysł jak bańka mydlana. Początek tygodnia przypominał wręcz zachowania histeryczne: cena ropy poszybowała do góry, akcje w dół, a i tak parzyły ręce posiadaczy, osłabił się dolar. Zaczęły się natomiast spekulacje, ile to wszystko będzie trwać i kosztować.
I tak jak euforia po rozpoczęciu konfliktu była reakcją nademocjonalną, niczym nie uzasadnioną, tak i narastający pesymizm po weekendowych doniesieniach o jeńcach i ofiarach był co najmniej przedwczesny. Potwierdził to wtorek, kiedy optymistyczne doniesienia z południowego Iraku ustabilizowały sytuację na giełdach światowych. Trzeba pogodzić się z faktem, że przez najbliższe dni czy tygodnie cały świat będzie wpatrywał się w telewizory i nerwowo reagował na płynące z nich informacje. Zdecydowanie za wcześnie natomiast jest na pisanie scenariuszy ostatecznych. Jedno jest jednak pewne: ta wojna nie będzie tak krótka, i tak „łatwa”, jak oczekiwali analitycy. A ponieważ rzeczywistość nie jest taka, jaka jest, ale jest taka, jaką ją widzimy (a często taka, jaką chcielibyśmy widzieć), to szansa na to, że ta wojna może stać się impulsem, kołem zamachowym światowej koniunktury, zdaje się przechodzić w niebyt. A wtedy? Wszystko przed nami.