Mało drapieżny, choć giełdowe płotki mogą mieć inne zdanie
Jedni mówią o nim mistrz, inni — figurant. Jak ognia unika rozgłosu, a wobec dziennikarzy bywa arogancki.
Kim jest Warren Buffett polskiej giełdy? O odpowiedź może być trudno. Dużo łatwiej o ujęcie w kilku słowach przepisu na sukces. Wystarczy mieć dobry pomysł na perspektywiczny biznes, zatrudnić kilku specjalistów i pilnować interesu. Z czasem, jak trafi się okazja, sprzedać rozwiniętą spółkę za grube miliony inwestorowi branżowemu. Najlepiej z zagranicy.
Pierwsze duże pieniądze Leszek Czarnecki zarobił, zakładając na początku lat 90. Europejski Fundusz Leasingowy. Spółka szybko stała się liderem dynamicznie rozwijającej się branży leasingowej. W 2001 r. trafiła w ręce francuskiego giganta — Credit Agricole, a wrocławski biznesmen zainkasował — bagatela — 900 mln zł.
Wrocławski biznesmen nie zasiada we władzach spółek, w których ma udziały. To nie znaczy, że nie ma wpływu na to, co się z nimi dzieje. Dowodów dostarcza chociażby prospekt emisyjny niedawnego debiutanta — LC Corp. „Leszek Czarnecki uprawia różne sporty ekstremalne, m.in. nurkowanie. Wszelkie ewentualne odniesione obrażenia mogą wpłynąć na zdolność grupy do podejmowania decyzji operacyjnych lub inwestycyjnych” — czytamy w rozdziale, w którym opisane są czynniki ryzyka.
Wielu drobnych inwestorów ma do niego głęboki żal. Aby się o tym przekonać, wystarczy wejść na fora internetowe o finansach. Chodzi o wydarzenie z tego lata, czyli debiut na warszawskiej giełdzie jednej ze spółek Czarneckiego — LC Corp. To deweloper, o którym szybko stało się głośno za sprawą planów budowy najwyższego, ponad 220-metrowego, budynku mieszkalnego w Polsce.
Drobni inwestorzy, którzy szli dotąd ślepo śladem Czarneckiego, rzucili się na akcje dewelopera. Zaciągali milionowe kredyty, których udzielał Getin Bank. Inwestorzy mieli w pamięci udany debiut Noble Banku, a tu wielkie rozczarowanie. Kilka tygodni po ofercie publicznej giełdowy kurs LC Corp wynosił 3,6 zł, o 44 proc. mniej, niż płacono w ofercie. Wielu nieostrożnych inwestorów wpadło w tarapaty finansowe i na długo zraziło się do jakichkolwiek debiutantów. Nie wszyscy jednak stracili na akcjach LC Corp. Czarnecki może być zadowolony. W ofercie publicznej sprzedał część swoich akcji, inkasując 700 mln zł. Kilka miesięcy wcześniej większość papierów obejmował po symbolicznej złotówce.
To poważna, ale jedyna dotąd rysa w giełdowej karierze Leszka Czarneckiego. Inwestorzy z rozrzewnieniem wspominają rok 2002. Wtedy to niewielka firma Getin postanowiła zmienić profil działalności. Tworzenie prezentacji multimedialnych zastąpiła usługami finansowymi. W ciągu czterech lat wartość rynkowa budowanego holdingu wzrosła 30-krotnie. Dzisiaj Getin Holding to już kilka dobrze rozpoznawalnych marek finansowych: bank dla Kowalskiego — Getin Bank, dla zamożniejszych — Noble Bank, ubezpieczeniowa Europa czy pośrednik finansowy Open Finance. Obecnie Leszek Czarnecki negocjuje sprzedaż holdingu. Interesuje się nim trzeci bank w Hiszpanii — La Caixa. Wartość transakcji ma sięgnąć 8 mld zł.
Leszek Czarnecki deklarował, że w 2008 r. wprowadzi na GPW kolejną finansową spółkę — Getin International. Będzie okazja do odzyskania nadwerężonego zaufania. Chyba że wcześniej jego LC Corp, budując kolosa w centrum Wrocławia, wzmocni fundamenty i pozwoli giełdowym inwestorom odrobić dotkliwe straty.
W poniedziałek sylwetka giełdowego wilka Michała Sołowowa.
Andrzej Stec