Aby tworzyć perfumy, potrzebny jest talent – wrażliwy, analityczny węch połączony z umiejętnością nazwania i znalezienia składowych.
– Wychowywałem się z dziadkiem, który zawsze przykładał dużą uwagę do rytuałów – starannie się golił, a potem używał wód kolońskich. Te zapachy w stylu lat 70., 80. zapadły mi w pamięć – wspomina Jakub Pietrynka.
Jako dziecko z łatwością rozpoznawał perfumy na różnych osobach. Nie umiał ich jeszcze zidentyfikować, ale wiedział, że gdzieś kiedyś spotkał już ten zapach. Podczas studiów zaczął kolekcjonować perfumy, aż nadszedł dzień, w którym stwierdził, że może warto by coś sobie zmieszać, poznać składniki, z których profesjonalnie buduje się perfumy. I wpadł w wir tworzenia.
Ziemia po deszczu i końskie siodło
– W 2019 r. zarejestrowałem markę, stworzyłem dwa pierwsze zapachy inspirowane głównie nutami drzewnymi i lasami. Jestem absolwentem turystyki, w związku z czym lasy, góry, natura są mi bardzo bliskie i staram się jak najlepiej oddać te nuty w perfumach – mówi twórca JMP Artisan Perfumes.
Jest samoukiem. Samodzielnie dobrał pierwszą paletę zapachową, a wiedzę zdobywał głównie z zagranicznych forów internetowych.
– Można powiedzieć, że opierałem się na nosie, instynkcie i internecie. To jak w muzyce – najpierw trzeba się nauczyć podstawowych nut zapachowych. Później rozszerzałem bazę o bardziej skomplikowane nuty, zacząłem sięgać po naturalne składniki, które są trudniejsze w obróbce, jeżeli chodzi o tworzenie zapachów. Z czasem nabierałem odwagi w komponowaniu i zaczęły powstawać tak zwane akordy, czyli kompozycje będące rezultatem łączenia więcej niż dwóch zapachów – wyjaśnia perfumiarz.
Jego pierwszym laboratorium był pokój w domu. Przygotował tam sobie podstawowe rzeczy: wagę, menzurki, substancje chemiczne, pipety, mieszadła magnetyczne. I zwykły zeszyt, w którym zapisywał pierwsze pomysły.
Miłośnicy niszowych perfum bywają poszukiwaczami ekskluzywności, wysokiej jakości, oryginalności. Nie chcą ofert perfumerii sieciowych i oczywistych, rozpoznawalnych zapachów. Tworzenie niszowych perfum oznacza więc pracę ze specyficzną grupą aromatów przeznaczonych dla koneserów.
– Ktoś chce pachnieć końskim siodłem, ktoś jaskinią, ktoś ziemią po deszczu – to właśnie nuty, których staram się szukać. Łatwe zapachy są wszechobecne, można je znaleźć w każdej drogerii. Mam też na koncie indywidualne perfumy dla osób chcących mieć zapachy skomponowane tylko dla nich. Zaczynamy wtedy od rozmowy, opowiadają mi o swoich przemyśleniach, o nutach zapachowych, jakie lubią i jakie im nie odpowiadają. Na tej podstawie przygotowuję prototypy i finalnie tworzę zapach – to jedyne takie 50 ml na świecie – opowiada Jakub Pietrynka.
Perfumeria niszowa, choć z założenia kierowana do niewielkiej grupy odbiorców, zaczyna się spotykać z coraz większym zainteresowaniem.
– Zauważyłem, że dużo ludzi, którzy osiągnęli sukces w życiu zawodowym, chce się wyróżnić i rezygnuje z mainstreamowych marek. Starają się wspierać swój wizerunek indywidualnym zapachem – mówi perfumiarz.
Drzewo cenniejsze od złota
Nie wszystkie eksperymenty zapachowe kończyły się sukcesem. Tak było przy pierwszych próbach zbudowania akordu drewna agarowego. Gdy pewne gatunki drzew z rodzaju Aquilaria zostaną uszkodzone przez owady, ogień i inne urazy, do ich wnętrza dostają się bakterie lub grzyby, a rośliny się bronią, tworząc ciemną, gęstą żywicę – agar. To jeden z najbardziej pożądanych składników perfumeryjnych, opisywany przez znawców jako mocna, zdecydowana mieszanka balsamiczna, połączenie drewna sandałowego, paczuli i skóry. Im drzewo jest starsze, tym cenniejsza jest jego żywica. Te najszlachetniejsze liczą ponad 100 lat, a kilogram żywicy potrafi osiągać cenę 300 tys. dolarów.
– Na początku pachnie dość słodko, przyjemne, natomiast z czasem nabiera nut… fekalnych wręcz. Niestety zdarzyło mi się przesadzić z tzw. nutami nieczystymi. Znajomi powiedzieli po pierwszym teście, że moja rekonstrukcja bardziej pachniała jak próchnica niż jak drzewo agarowe… – wspomina Jakub Pietrynka.
Perfumiarstwo bazujące na zapachach pochodzących z natury musi się liczyć z jej kaprysami.
– W perfumiarstwie rzemieślniczym trudno o pierwowzór, wystarczy, że olej bergamotowy będzie pochodził z innej plantacji, z innej partii, a odtworzony w tej samej kompozycji może dać inny efekt. Na skład chemiczny rośliny wpływa pogoda, ilość deszczu, słońce. Drugim trendem są perfumy molekularne z nutami przestrzennymi, ozonowymi, metalicznymi. Tu się liczy praca laboratoriów tworzących pojedyncze substancje, które można samodzielnie łączyć. Najbardziej lubię tworzyć hybrydy, czyli dodawać naturę do szkieletu opartego na molekułach syntetycznych – mówi kreator zapachów.
Zanim perfumy trafią na rynek, muszą przejść wiele badań. Jakub Pietrynka podpisał umowę z podwykonawcą, który w laboratorium odtwarza jego pomysły – te, które się sprawdzą, są odtwarzane w ilościach potrzebnych do sprzedaży.
Czym pachną miasta
Budując plany na przyszłość, wciąż chce być twórcą niszowym, choć pracuje nad większą rozpoznawalnością. Na razie sprzedaje swoje kompozycje głównie przez internet, rozprowadza je w niszowych perfumeriach, m.in. w sklepie Lulua na krakowskim Kazimierzu, tworzy projekty w grupach specjalistycznych na Facebooku, gdzie specjaliści podrzucają sobie pomysły na kompozycje i później je opiniują. W tym roku firma W. Kruk zaprosiła go do współpracy przy projekcie, którego ambasadorką była Martyna Wojciechowska.
– To było interesujące doświadczenie. Martyna jest bardzo ciekawą, energiczną osobą. Rozmawialiśmy długo o tym, czego używa na co dzień, jakie nuty lubi, a jakich nie. Zadałem jej pracę domową – powąchanie pewnych próbek – i na tej podstawie odtworzyłem zapachy, które są jej najbliższe i identyfikują się z konceptem – opowiada perfumiarz.
Jego zdaniem teraz powstają głównie zapachy unisex, mniej perfum przypisuje się konkretnej płci. Kiedyś raczej nie do pomyślenia było, że mężczyzna pachniał słodko, tworzono raczej szorstkie zapachy nawiązujące do woni pianek do golenia, zapachu barber-shopów. Natomiast po 2000 r. to się zmieniło – zapachy słodkie, ciepłe, korzenne trafiły również do męskiego świata, natomiast kobiety coraz odważniej sięgają po nuty drzewne, dymne, kadzidlane.
W kwietniu premierę miały perfumy Kraków. Jakub Pietrynka chciałby, żeby stały się początkiem nowego projektu perfum dla miast.
– W tym flakonie zamknąłem swoje wspomnienia miasta sprzed 14 lat, gdy przyjechałem tu na studia i chodziłem po Krakowie – to bluszcz z Wawelu, trawa z Błoń, skóra, nuty wody. Teraz marzą mi się perfumy dla rodzinnego Zamościa – nazwałbym je Twierdza. Wyczuwalna byłaby w nich wilgoć, cegła… Emocje i wspomnienia to bardzo ważna część odbioru zapachu, np. bursztyn jako zaschnięta żywica nie pachnie, uwalnia nuty ambrowe dopiero po rozpuszczeniu w alkoholu. Jeden z zapachów nazwałem Sandscape – to wspomnienia znad Bałtyku przyprawione nutami drzewa iglastego. Idąc na plażę, zwykle przechodzi się przecież przez las – opowiada perfumiarz.
Twórcy zapachów marzy się stworzenie rodu perfumiarskiego. Nazwa marki JMP Artisan Perfumes jest ściśle związana z rodziną.
– To skrót od imion Jakub, Magda i Mikołaj – żona i syn – Pietrynkowie. Pięcioletni Mikołaj mówi, że chce być perfumiarzem, przytulając się do mamy, potrafi jej powiedzieć, że ładnie pachnie, więc kto wie, może i to marzenie się spełni – konkluduje krakowski perfumiarz.