Wyścig z maszynami — kto panem, kto sługą

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2017-08-01 22:00
zaktualizowano: 2017-08-01 20:24

Cyfrowe innowacje w nieodwracalny sposób zmieniają gospodarkę i rynek pracy. Jest się czego bać?

W rybackim rejonie hinduskiego miasta Kerala staniały sardynki, a mimo to zyski rybaków wzrosły. Stało się to możliwe w związku z dostępnością telefonów komórkowych, dzięki którym sprzedawcy zaczęli być na bieżąco z cenami i sytuacją na rynku. Innowacje cyfrowe obwinia się o wszelkie zło tego świata, na czele z przeciążeniem informacyjnym, spłyceniem międzyludzkich kontaktów czy ubywaniem miejsc pracy. Zarzuty często bywają zasadne. Nie można jednak być ślepym na pozytywny wpływ technologii — jej rozpowszechnianie sprzyja podwyższeniu poziomu życia i usprawnia prowadzenie biznesu niezależnie od jego skali i branży.

KONIECZNOŚĆ:  — Wdrożenia technologiczne to nie luksus, tylko odpowiedź na zaawansowanie cyfrowe klientów i poczynania konkurencji, którzy przyjmują nowe założenia biznesowe i zmieniają modele dystrybucji — mówi Paweł Świć, dyrektor marketingu w firmie Nanovo.
Fot. Marek Wiśniewski

Analizy także dla małych

Technologie niosą ze sobą nie tylko problemy, ale także rozwiązania. Weźmy pod lupę wspomniane przeciążenie informacyjne. Zasoby danych rosną na świecie o 40 proc. rocznie, a niska ich jakość obniża przychody operacyjne przedsiębiorstw nawet o 35 proc. — szacują analitycy PwC. Jest jednak na to sposób — big data, czyli zaawansowane metody interpretacji danych, znajdowanie między nimi zależności, odkrywanie zawartych w nich wskazówek zarządczych, sprzedażowych czy marketingowych. Na te systemy, powiązane zwykle z mobilnością i chmurą obliczeniową, firmy będą wkrótce przeznaczały prawie 75 proc. swoich budżetów na IT — prognozują specjaliści z IDC. We wdrażaniu big data przodują banki, towarzystwa ubezpieczeniowe, operatorzy telekomunikacyjni, a także zakłady produkcyjne, sieci handlowe i administracja. Z reguły są to duże instytucje, mogące sobie pozwolić nie tylko na rozbudowaną infrastrukturę informatyczną, ale także na zatrudnienie sztabu fachowców, włącznie z analitykami. Ostatnim krzykiem mody jest jednak ekonomiczne, samoobsługowe oprogramowanie big data, adresowane do małych i średnich podmiotów.

— Interpretacja danych była dotychczas domeną wyspecjalizowanych zespołów analitycznych. To się musi zmienić. Czas na demokratyzację analityki, przez którą rozumiem uproszczenie dostępu do metod analitycznych i ich popularyzację wśród różnych grup użytkowników — mówi Łukasz Leszewski, lider zespołu business intelligence & data management w SAS Polska. Technologiczne spłycenie międzyludzkich kontaktów to kolejny scenariusz, który nie musi się spełnić. Paweł Świć, dyrektor marketingu w firmie Nanovo, głosi przeciwną tezę: cyfrowe nowinki umożliwiają tworzenie lepszych więzi, co przed dostawcami produktów i usług otwiera nowe szanse. Podkreśla, że większość efektywnych modeli biznesowych w handlu zakłada wysokie kwalifikacje w dziedzinie big data, a konkretnie: umiejętność gromadzenia, przetwarzania i wykorzystania danych o klientach i ich preferencjach zakupowych.

— Dla konsumenta przeciążenie informacyjne często przejawia się w ilości spamu, który trafia do jego skrzynki pocztowej. Albo w niezliczonych billboardach, które codziennie musi oglądać, jadąc do pracy czy na zakupy. A czy nie można sobie wyobrazić spersonalizowanych komunikatów marketingowych, czyli trafiających w oczekiwania i potrzeby konkretnego Kowalskiego, Nowaka lub Wiśniewskiego? — pyta dyrektor Świć.

Jak strzał snajpera

Od analiz big data, skierowanych na daną osobę, już tylko krok do multiplatformowych strategii komunikacji, które cechują się maksymalną trafnością, zindywidualizowaniem ofert i szybkością działania.

— Dawne kampanie przypominały nalot dywanowy, współczesne są serią snajperskich strzałów — obrazowo tłumaczy Paweł Świć.

Jego firma stworzyła oprogramowanie o nazwie Signio, usprawniające komunikację marketingową z kupującymi na dowolnym nośniku cyfrowym. Z rozwiązań spółki Nanovo korzysta m.in. teleoperator Play, który w swoich salonach sprzedaży emituje multimedialne treści na ekranach indoor. W skład systemu wchodzą urządzenia prowadzące żywe interakcje z klientem.

— Po podniesieniu telefonu można uzyskać informacje techniczne o produkcie i aktualnej ofercie taryfowej bez konieczności oczekiwania na obsługę — wyjaśnia dyrektor Świć. Każda rewolucja przynosi ofiary. Za sprawą big data i komunikacji multimedialnej giną miejsca pracy — przerzedzają się np. szeregi specjalistów od obsługi klienta. Już w 1930 r. ekonomista John Marynard Keynes pisał o technologicznym bezrobociu, wynikającym z odkrycia środków ograniczających wykorzystanie siły roboczej. Dziś te słowa oblekają się w rzeczywistość. Jaskółką nowego jest np. pojawienie się robotów LG w Incheon International Airport (IIA), głównym porcie lotniczym Fenianu (Korea Południowa). Inteligentne urządzania Airport Cleaning utrzymują w czystości tamtejsze podłogi, a maszyny Airport Guide udzielają informacji podróżnym.

— Od lat doskonalimy i rozwijamy technologie robotyczne, dotyczące nawigacji, rozpoznawania mowy, przetwarzania językanaturalnego — podkreśla Song Dae-Hyun, jeden z prezesów LG Electronics.

Wyzwania na nowe czasy

Jest tylko kwestią czasu, kiedy roboty podobne do maszyn z IIA staną się zwykłym wyposażeniem naszych sklepów, biur i domów. Ale co raduje producentów, dystrybutorów, a także pracodawców, zasmuca pracowników, którzy coraz bardziej obawiają się o zatrudnienie. Lęki te nie są wyssane z palca — twierdzą Erik Brynjolfsson i Andrew McAffe w książce „Wyścig z maszynami”. Technologiczne bezrobocie — wskazują — dotyczy coraz więcej grup zawodowych. Z drugiej strony przypominają, że każdej rewolucji przemysłowej towarzyszyły kryzysy i komplikacje, ale „ostatecznie ludzkość miała się znacznie lepiej, niż przed ich nastaniem”. Wierzą, że tak samo będzie tym razem. Choć wymaga to dużego wysiłku ze strony polityków, prawodawców, przedsiębiorców tudzież ekspertów od gospodarki i życia społecznego. Po okresie zawieruch i wstrząsów — uważają — większość zmian wywołanych przez komputery, internet czy mobilność okaże się pozytywna — jak popularyzacja komórek wśród rybaków z Kerali. Autorzy „Wyścigu”, którzy są wykładowcami na MIT, przekonują, że „po przekroczeniu cyfrowej granicy ludzkość będzie prosperowała, a świat — kwitł”. Oby ich słowa były prorocze.