Resort edukacji nie radzi sobie z przetargiem na oprogramowanie dla uczniów
Wszystkie dzieci od 1 września miały przy nauce korzystać z oprogramowania edukacyjnego. Ale nie skorzystają.
Wielomiesięczne przestoje, fatalna jakość przygotowywanych dokumentów, ignorowanie terminów, błędy w wymaganiach. Czy tak powinien wyglądać przetarg za 180 mln zł, na ogólnopolską skalę, w ramach projektu o priorytetowym dla rządu znaczeniu, za który na dodatek odpowiada Ministerstwo Edukacji Narodowej (MEN)? Nie — mówią przyszli dostawcy.
Do kosza
Resort edukacji ogłosił w końcu ubiegłego tygodnia specyfikację istotnych warunków zamówienia (SIWZ) do przetargu na zakup oprogramowania edukacyjnego. W ramach tego projektu wszystkie polskie szkoły miały za blisko 180 mln zł dostać nowoczesne multimedialne programy m.in. do nauki języków czy matematyki. Na specyfikację firmy czekały prawie pół roku od ogłoszenia przetargu, więc teoretycznie powinna być przygotowana bardzo dobrze.
— To chyba najgorsza w historii MEN specyfikacja, wyjątkowo niespójna i źle napisana. Widać, że poprzyklejano zapisy z innych dokumentów, przez co niektóre punkty zupełnie nie pasują do innych. SIWZ zawiera też masę błędów merytorycznych, co grozi skasowaniem całego projektu — skarży się jeden z oferentów.
Chińszczyzna
Niestety, nie jest to opinia odosobniona. Kilku innych możliwych oferentów i firm zainteresowanych przetargami w MEN jest podobnego zdania.
— Ten dokument został tak sporządzony, że gdyby jakaś firma chciała być złośliwa, mogłaby zaofero- wać MEN np. program do nauki rosyjskiego po chińsku czy niemieckiego po hiszpańsku i nie mogłaby zostać odrzucona, bo resort tak skonstruował wymagania — mó- wi kolejny nasz rozmówca.
— Resort wymaga na przykład, żeby oprogramowanie było dostępne na serwerze do ściągnięcia przez szkołę, co nie jest złym pomysłem, ale może spowodować ogromny problem proceduralny, bo przetarg został ogłoszony na dostawy, a nie na usługę dostępu do serwera — dodaje kolejny z ofe- rentów.
Co na takie zarzuty MEN? „Specyfikacja została opracowana zgodnie z wcześniejszym ogłoszeniem o zamówieniu oraz ustawą Prawo zamówień publicznych. Wykonawcy zaproszeni do składania ofert w przedmiotowym postępowaniu mogą zgłaszać zapytania dotyczące treści specyfikacji” — krótko informuje nas biuro prasowe.
Wygodniej skasować
Fakty są jednak dla resortu wyjątkowo kompromitujące. Przetarg trwa od lutego 2008 r. Ogłoszenie zostało niechlujnie przygotowane, przez co wymagało czterech sprostowań — m.in. źle podliczono budżety poszczególnych części przetargu, w różnych częściach dokumentu podawano sprzeczne dane. Wskutek głupich błędów resort musiał odpowiadać na nieuzasadnione protesty, które także przedłużały postępowanie. Dodajmy, że MEN wybrało procedurę ograniczoną przyspieszoną, by zrealizować dostawy do końca czerwca 2008 r. Wymagało od firm stosowania się do przyspieszonych terminów, a samo zwlekało z przygotowaniem i publikacją kolejnych dokumentów.
Jakby tego wszystkiego było mało, po serii wpadek pracownicy resortu wpadli na pomysł, by cały przetarg skasować, a unijne pieniądze (przetarg jest współfinansowany z Europejskiego Funduszu Społecznego) przeznaczyć na inny cel. Powód: zmiana podstaw programowych. Wyszło niezręcznie, bo rozważania o unieważnieniu przetargu nastąpiły niedługo po orędziu premiera Donalda Tuska, który w maju zapowiadał, że zakupy oprogramowania edukacyjnego dla uczniów rząd będzie traktował priorytetowo. Po opisaniu sprawy przez „Puls Biznesu” resort wydał oświadczenie, że przetargu nie unieważnił i pracuje nad specyfikacją. Potrzebował blisko dwóch miesięcy, by przedstawić wymagania (przypomnijmy, że w procedurze przyspieszonej).
— I to w takiej jakości. A od oferentów wymaga się krótszego czasu na przygotowanie oprogramowania i zakończenia dostaw. Na realizację projektu mamy 40 dni, ale nie później niż do 30 listopada. To bardzo mało czasu — żali się uczestnik postępowania.
Przetarg na dostawę oprogramowania edukacyjnego jest jednym z największych obecnie rozgrywanych publicznych projektów z zakresu informatyki. Zaintere- sowanych udziałem jest kilka giełdowych spółek IT, w tym grupy Asseco, Comarchu i Sygnity.
Premier Donald Tusk w orędziu z 2 maja 2008 r. "Tak jak każdy polski uczeń ma prawo do ciepłego posiłku, tak powinien mieć też dostęp do komputera i do oprogramowania edukacyjnego."
Kłopot z rozliczeniem
Według ekspertów z firm IT, jeśli resort edukacji nie kupi oprogramowania edukacyjnego, może mieć problem z rozliczeniem w Brukseli całego 1 mld zł dofinansowania na komputeryzację szkół. Programy edukacyjne były bowiem wpisane jako składnik pracowni komputerowej w każdej szkole. Resort twierdzi, że problemu z rozliczeniem nie będzie.