Wielomiesięczne opóźnienie wydania przez ministra kultury rozporządzenia w sprawie opłat uiszczanych przez posiadaczy urządzeń reprograficznych (patrz tekst na str. 24) wpisuje się w fatalną tradycję niewydawania aktów wykonawczych do ustaw. Niechlubny rekord Polski wynosi ponad 25 lat — zmienił się ustrój, dawno nie istnieje urząd tamtego ministra, ale ustawa obowiązuje i formalnie brakuje do niej rozporządzenia...
Obowiązująca od sześciu lat Konstytucja ustaliła, że źródłami prawa w RP są: sama Konstytucja, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe oraz rozporządzenia — wydane „na podstawie szczegółowego upoważnienia zawartego w ustawie i w celu jej wykonania”. Niestety, ojcowie Konstytucji uchylili się od rozstrzygnięcia, czy norma ustawowa, która z samej swej istoty wymaga uściślenia w rozporządzeniu (to jest właśnie przypadek taryfy kseroopłat) jest cokolwiek warta, czy też można ją potraktować jak plik pusty. Takie prawo da się obrazowo przedstawić jako mur z pustymi otworami okiennymi — dopóki nie zostaną do nich wstawione szyby, hula przez nie wiatr bezprawia.
Po każdym przykładzie takiego bezhołowia aż się prosi, aby urzędników (nie tylko w Ministerstwie Kultury) objąć... akordowym systemem płac. Nie przygotowałeś petentowi dokumentu — nie dostajesz ani grosza. W wypadku wspomnianego rozporządzenia leniem odpowiedzialnym za całokształt jest oczywiście minister Waldemar Dąbrowski. To nieprawdopodobne, ale zasięganie opinii organizacji zarządzających prawem autorskim i prawami pokrewnymi zajęło mu (to znaczy — jego ludziom) ponad pół roku!
Zastanawia, że nic nie słychać, aby na przypadki takiej legislacyjnej dywersji w wykonaniu własnych ministrów jakoś reagował premier Leszek Miller. A przecież jako szef, który ustanowił „Zasady techniki prawodawczej”, powinien zdyscyplinować swego podwładnego, który przez całe siedem i pół miesiąca kpił sobie z § 127 wspomnianego dokumentu: „Rozporządzenie powinno wchodzić w życie w dniu wejścia w życie ustawy, na podstawie której jest ono wydane”. Żadnym usprawiedliwieniem nie jest okoliczność, że 27 grudnia akurat wybuchła Rywingate i przez całe półrocze 2003 resort kultury zajęty był kompletnie innymi sprawami...