Za redukcję nikt nie chce płacić

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2013-10-17 00:00

Wszyscy mają usta pełne frasunku emisją dwutlenku węgla, ale nikt nie chce ponosić kosztów ograniczeń.

Na Stadionie Narodowym w Warszawie trwają przygotowania do corocznego ONZowskiego szczytu klimatycznego. Bardzo wiele jednak wskazuje, że szanse na podpisanie lub chociażby wypracowanie porozumień realnie odciążających ziemską atmosferę są minimalne. Wszyscy mają usta pełne frasunku emisją dwutlenku węgla, ale nikt nie chce ponosić kosztów ograniczeń.

Zapowiedź najnowszego potencjalnego konfliktu nadeszła z Brukseli. Komisja Europejska na cotygodniowym posiedzeniu zaproponowała, by jeszcze przed wejściem w życie globalnego porozumienia lotniczego przewoźnicy spoza Unii Europejskiej zaczęli płacić za część pozwoleń na emisję dwutlenku węgla za przeloty wewnątrz unijnej przestrzeni. Świat ma się podporządkować tym rygorom od roku 2020, ale Connie Hedegaard, duńska komisarz ds. klimatu, chce doprowadzić do tego znacznie wcześniej. Jej postulat wywołuje kategoryczny sprzeciw tych samych co zawsze potentatów — Stanów Zjednoczonych, Chin, Indii i Rosji.

Trudno się nawet dziwić reakcji tych państw, skoro klimatyczna dwulicowość występuje nawet w twardym jądrze UE. Tak dbający o środowisko rząd niemiecki przeforsował na forum ministerialnej Rady UE odroczenie głosowania w sprawie ograniczenia emisji dwutlenku węgla z samochodów. W czerwcu państwa członkowskie niby już uzgodniły z Parlamentem Europejskim, że od 2020 r. wszystkie nowe samochody osobowe ograniczą emisję do 95 gramów na kilometr.

Jednak w okresie kampanii wyborczej Niemcy nagle zażądały wprowadzenia okresu przejściowego, aby w 2020 r. normy spełniło tylko 80 proc. nowych samochodów, a wszystkie dopiero w 2024 r. Pytanie retoryczne — jaki jest związek między tą usztywnioną postawą a przekazaniem przez koncern BMW wyborczej dotacji dla zwycięskiej chadecji kanclerz Angeli Merkel…