Czerwiec był 33 miesiącem hossy na GPW, wynika z obliczeń Tomasza Hońdy, eksperta Quercus TFI. To drugi najdłuższy rajd w historii polskiej giełdy, ustępujący jedynie hossie pokoleniowej z lat 2001–07, która trwała aż 69 miesięcy. Andrzej Lis, zarządzający Rockbridge TFI, widzi jeszcze potencjał w rodzimych akcjach.
- Dobre uwarunkowanie makroekonomiczne będzie dalszą podstawą wzrostu na GPW. Nie będzie on już tak imponujący, ale przy założeniu lekko optymistycznym można się spodziewać kilkunastoprocentowej zwyżki. Jest zapas – przewiduje Andrzej Lis.
Póki zagranica gra
Dobre warunki makroekonomiczne to podstawowy warunek przyciągnięcia zagranicznego kapitału, który w Polsce ma szczególną wagę – inwestorzy zagraniczni są odpowiedzialni za ponad dwie trzecie obrotów na głównym rynku GPW.
- Póki zagraniczni inwestorzy będą przychylnie patrzeć na naszą giełdę, to największe i najpłynniejsze spółki – np. z WIG20 – będą na tym korzystać. Korzystać będą też banki. Oczywiście obniżki stóp procentowych obniżają marże odsetkowe sektora, ale nie spodziewam się głębokich cięć – argumentuje Andrzej Lis.
Od początku roku indeks WIG20 wzrósł o ponad 30 proc., co czyni go jednym z najsilniejszych na świecie. WIG-Banki urósł o 4 pkt proc. więcej. Specjalista przyznaje, że w zarządzanych przez niego funduszach – Rockbridge Akcji i Rockbridge Neo Akcji – alokacja w bankach mogła być większa. Oba fundusze notują od początku roku stopę zwrotu przekraczającą 25 proc., co na tle konkurencji nadaje im status ligowego średniaka.
- Mogliśmy doważyć bardziej banki ze względu na ich moc przyciągania kapitału zagranicznego, ale nie jestem pewien, czy warto zwiększyć alokację w sektorze na drugie półrocze ze względu na ryzyko związane ze stopami procentowymi. Na razie przyjmuję postawę defensywną wobec rynku akcji, póki nie wyjaśni się kolejna odsłona sagi celnej Donalda Trumpa – wyjaśnia Andrzej Lis.
Które spółki na niespokojne czasy
Niepewność związana z dalszym kierunkiem negocjacji handlowych między USA a resztą świata nie jest dla rynków wygodna. Początkowo prezydent USA zdecydował się przesunąć termin podpisywania umów handlowych z 9 lipca na 1 sierpnia, jednak po drodze ogłosił nowe stawki na import miedzi oraz towarów z Brazylii i Kanady. W tak dynamicznie zmieniającej się sytuacji Andrzej Lis radzi inwestorom trzymać się spółek typu value.
- Chodzi o spółki z niskim zadłużeniem i generujące dobre przepływy pieniężne. Jeszcze lepiej, jeśli oferują dywidendę lub regularnie skupują akcje. Chciałbym też podkreślić, że wysoka wycena nie powinna zniechęcać do inwestowania w długim terminie – może to po prostu oznaczać biznes z dużym potencjałem rozwoju, a dobre biznesy zawsze się bronią – tłumaczy Andrzej Lis.
Kosmiczna moda
Drugi Polak właśnie wrócił z orbity, a ekspert Rockbridge TFI wyjawia, że w środowisku inwestycyjnym branża kosmiczna przybiera na znaczeniu. Uważa jednak, że na razie jest to bardziej moda inwestycyjna niż prawdziwy trend.
- W czasie pandemii modne były np. spółki gamingowe. Teraz, choć skala jest dużo mniejsza, coraz częściej w przestrzeni inwestycyjnej słychać słowo „kosmos". Globalnie widać duże zainteresowanie kosmicznymi walorami. W Polsce jest to sektor na razie raczkujący, mamy na giełdzie ciekawe firmy, ale warto w każdym przypadku konfrontować obietnice z rzeczywistością i nie ulegać nadmiernym emocjom – uważa Andrzej Lis.
Bez wątpienia polskie spółki kosmiczne przypadły inwestorom do gustu – od początku roku notowania Creotechu Instruments i Scanwaya podskoczyły o odpowiednio 63 i 139 proc. Creotech podpisał pod koniec ubiegłego roku wart 453 mln zł netto kontrakt na dostawy mikrosatelitów obserwacyjnych dla polskiego wojska, a w kwietniu zdobył wart około 220 mln zł kontrakt Europejskiej Agencji Kosmicznej na stworzenie podobnej konstelacji satelitarnej dla polskiej administracji. W tym drugim projekcie rekomendowanym podwykonawcą jest Scanway, który specjalizuje się w dostarczaniu elementów optycznych do satelitów.