Zagraniczny kapitał omija wydawnictwa ekonomiczne

Dariusz Styczek
opublikowano: 1998-10-13 00:00

Zagraniczny kapitał omija wydawnictwa ekonomiczne

BEZ NADMIERNYCH PERSPEKTYW: Zagraniczni wydawcy są już zorientowani, że nie jest to zbyt opłacalna nisza — mówi Iwona Kaczmarska, prezes wydawnictwa Poltext fot. M. Paruzel

Wciąż przechodząca duże zmiany krajowa gospodarka powinna wydawać się ciekawym rynkiem dla zagranicznych wydawców literatury ekonomicznej. Tak jednak nie jest.

Patrząc z pozycji zewnętrznego obserwatora, nasz rynek jest potencjalnie duży. Inaczej jednak widzą go rodzimi wydawcy, którzy w jego ograniczoności upatrują głównej przyczyny braku zainteresowania zagranicznego kapitału.

— To jest niewielki rynek, nie ma tutaj mowy o wielkich nakładach, do których są przyzwyczajone duże, zachodnie oficyny. Wydatki na marketing są niewspółmiernie duże w stosunku do spodziewanych efektów — tłumaczy Iwona Kaczmarska, prezes warszawskiego wydawnictwa Poltext.

Pięciotysięczne nakłady książek o tematyce ekonomicznej są uważane za bardzo duże i zdarzają się coraz rzadziej.

Iwona Kaczmarska wskazuje też inne powody absencji zagranicznego kapitału w polskich wydawnictwach ekonomicznych.

— Żeby móc utrzymać się na rynku, trzeba mieć bardzo dobrą znajomość środowiska akademickiego i zawodowych szkół ekonomicznych. Jest ona potrzebna, aby wydawać podręczniki, bo bez nich trudno utrzymać się na rynku — mówi Iwona Kaczmarska

Import bez cła

Jest jeszcze jeden ważny powód. Polskie wydawnictwa mogą wydawać z zachodniej literatury wszystko co zechcą samodzielnie, kupując jedynie licencje, z którymi nie ma problemu. Prawa autorskie są w Polsce przestrzegane, tantiemy wypłacane, stawki autorskie coraz mniej odbiegają od europejskich.

— Kupujemy licencję, tłumaczymy i wydajemy. Nie ma z tym problemu — wyjaśnia Iwona Kaczmarska.

Taki sposób wprowadzania zagranicznej literatury na polski rynek nie jest jednak tani. Wydawcy muszą bowiem płacić podwójnie — autorom i tłumaczom. Z tego powodu na polski przekładane są tylko uznane pozycje zachodnie lub z takiej dziedziny, w której naszych książek nie ma. Wydawcy zaznaczają, że nie warto przedrukowywać pozycji po angielsku, bo teraz wszystko można sprowadzić bez cła.

Niektórzy przyjdą

Jednak wśród samych wydawców zdania co do atrakcyjności rynku literatury ekonomicznej dla zagranicznego kapitału są podzielone. Są bowiem i tacy, którzy dostrzegają jego zalety.

— To jeden z lepszych segmentów wydawniczych — uważa Krzysztof Środa, zastępca redaktora naczelnego w WIG-Press.

Jego zdaniem, wydawnictwa ekonomiczne będą się rozwijać, bo rynek się rozwija i to już jest wystarczająca zachęta dla inwestorów zagranicznych.

— Nie jest to rynek dla kapitału liczącego na szybki zysk, ale dla tych, którzy myślą perspektywicznie — tłumaczy Krzysztof Środa.

Przyznaje, że WIG-Press podpisał z jednym z amerykańskich wydawnictw umowę o współpracy, która do końca tego roku będzie sfinalizowana. Nie chce zdradzić, kto będzie partnerem. Propozycja wyszła od Amerykanów, od których WIG-Press kupuje od pew-nego czasu prawa autorskie.

— Możemy oczekiwać stamtąd nie tylko kapitału, ale także wiedzy, jak i co wydawać — podkreśla zastępca naczelnego w WIG-Press.

Można zaryzykować twierdzenie, że kapitał zagraniczny nie pojawi się na masową skalę w naszych wydawnictwach ekonomicznych, w przeciwieństwie do prawniczych czy prasowych. Potrzebny jest silny partner krajowy, a takich jest bardzo niewielu. Gros wydawców literatury ekonomicznej to małe oficyny, czasami wydające 2-3 tytuły rocznie. To nie są partnerzy dla zachodnich firm.

UPOWSZECHNIAMY ZACHOWANIA: Chcemy docierać do szerokiej rzeszy biznesmenów. Nasze pozycje nie są podręcznikami. Sprzedajemy idee i poglądy, a nie tylko książki — mówi Andrzej Łabędzki, kierownik działu książki Business Press. fot. Małgorzata Pstrągowska