Zamieszanie w Metropolitanie

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2020-09-10 22:00

Sąd nie zatwierdził zarządcy przymusowego w Metropolitan Investment, a prokuratura i pełnomocnicy inwestorów odwołali się od decyzji

Przeczytaj artykuł i dowiedz się: 

  • dlaczego sąd nie zatwierdził zarządcy przymusowego Metropolitan Investment, ustanowionego przez prokuraturę, 
  • kto odwołał się od tej decyzji i dlaczego, 
  • co to zamieszanie oznacza dla inwestorów, którym nieruchomościowa spółka winna jest ćwierć miliarda złotych, 
  • dlaczego obligatariusze i udziałowcy poszczególnych spółek z grupy Metropolitan Investment są w diametralnie różnej sytuacji. 

Trzy tygodnie temu ujawniliśmy, że zarządca przymusowy przejął władzę nad warszawską firmą Metropolitan Investment (MI), która ma około ćwierć miliarda złotych długów wobec inwestorów z tytułu obligacji i udziałów w spółkach celowych działających na rynku nieruchomości. Okazuje się, że z decyzją prokuratury nie zgodził się sąd, odmawiając jej zatwierdzenia. Na ten werdykt zareagowali śledczy i dwaj pełnomocnicy pokrzywdzonych inwestorów. Zarządca, którym jest doradca restrukturyzacyjny Jan Hambura, będzie pełnił funkcję co najmniej do momentu rozpatrzenia ich zażaleń.

JAKA PIRAMIDA?:
JAKA PIRAMIDA?:
Łukasz Włodarczyk i Robert Jaś, aresztowani założyciele Metropolitan Investment, negują zarzuty organów ścigania o stworzenie piramidy finansowej. Zapewniają, że są niewinni, a ich celem nigdy nie było „wyrządzenie szkody czy oszukanie kogokolwiek”.
Fot. Marek Wiśniewski

Zarządcę przymusowego w MI, a także kilkunastu spółkach z nią związanych, ustanowiła Prokuratura Regionalna w Poznaniu w ramach śledztwa, w którym zarzuty oszukania prawie 1,5 tys. osób na ponad 250 mln zł usłyszeli właściciele firmy: Łukasz Włodarczyk i Robert Jaś (zgodzili się na podanie nazwisk). W połowie lipca 2020 r. obu zatrzymało Centralne Biuro Antykorupcyjne, informując, że MI działało jak piramida finansowa, a „znaczna część środków finansowych została przeznaczona na inne cele niż te, które zostały wskazane w warunkach emisji obligacji”.

Spór o litery...

Sąd odmówił zatwierdzenia decyzji prokuratury nie ze względów merytorycznych, ale formalnych — uznał, że śledczy, stosując tzw. konfiskatę rozszerzoną, oparli się na błędnej podstawie prawnej. Lakoniczne uzasadnienia sądowych postanowień sugerują, że w związku z tym, iż chodzi o przedsiębiorstwa należące do spółek z o.o. lub akcyjnych, a więc tzw. podmiotów zbiorowych, prokuratura powinna skorzystać nie z art. 292a Kodeksu postępowania karnego (k.p.k.), lecz… art. 292b tegoż kodeksu. Z tą interpretacją nie zgadza się zarówno prokuratura, jak i dwóch pełnomocników pokrzywdzonych inwestorów MI.

— Sąd pominął kluczową okoliczność, iż niemal wszystkie spółki z grupy należały pośrednio lub bezpośrednio do podejrzanych Łukasza W. i Roberta J. Jesteśmy przekonani, że sąd drugiej instancji uwzględni wniesione przez nas zażalenia — mówi Paulina Kolowca z kancelarii prawno-podatkowej Capital Legis, reprezentującej część poszkodowanych przez MI.

Można się spodziewać, że jeśli sąd drugiej instancji jednak utrzyma pierwotną decyzję, pełnomocnicy pokrzywdzonych i śledczy będą dążyli do ustanowienia zarządcy na podstawie art. 292b k.p.k. Zgodnie uważają bowiem, że tylko on realnie zabezpieczy prawa pokrzywdzonych inwestorów grupy MI i pozwoli im odzyskać przynajmniej część z 250 mln zł złotych.

...i o władzę

Odmienne zdanie w tej sprawie mają Łukasz Włodarczyk, prezes, i Robert Jaś, od 2016 r. do końca 2018 r. wiceprezes, a potem szef rady nadzorczej MI. Dwaj założyciele firmy w oświadczeniu, przesłanym kilka tygodni temu „PB”, przekonywali, że tylko oni — po ewentualnym opuszczeniu aresztu, w którym przebywają od połowy lipca — mogą zrealizować „przyjęte wcześniej założenia, które doprowadzą do spłaty wszystkich zaciągniętych zobowiązań”.

Podkreślali, że starania o ich uwolnienie poparła „znaczna grupa inwestorów, którzy zainwestowali w Metropolitan Investment blisko 50 mln zł”. Na razie jednak, do uprawomocnienia się postanowień sądu, władzę w MI, a także kilkunastu spółkach powiązanych sprawuje zarządca przymusowy. Jan Hambura zapewnia: „wszelkie prowadzone przeze mnie działania koncentrują się wokół ustalenia, spisania i zabezpieczenia majątku spółek Metropolitan Investment oraz utrzymania ich wartości”.

Dziurawy worek

Z oświadczenia zarządcy wynika, że wszystkich spółek powiązanych z MI, z których większość emitowała obligacje i/lub sprzedawała udziały, które po kilku latach miały być odkupione, jest około 90. Przy czym sytuacja inwestorów przypisanych do poszczególnych firm jest diametralnie różna. Wynika to z tego — o czym wspominały w komunikatach organy ścigania i do czego na spotkaniach z inwestorami przyznawał się Łukasz Włodarczyk — że pieniądze z emisji obligacji lub sprzedaży udziałów nie zawsze wydawano na przypisane do nich projekty, ale żonglowano nimi w ramach jednego dużego „worka” z napisem MI.

Rezultat? Niektóre nieruchomości są już skomercjalizowane i generują dochody, realizacja innych projektów jest mniej lub bardziej zaawansowana i wymaga dofinansowania, a w części spółek nie ma żadnego majątku poza aktywami w postaci… pożyczek udzielonych MI i innym spółkom z grupy. Na dziś o ich spłacie można jedynie pomarzyć.