Jak na ciężki 2013 r., kiedy stopy procentowe poleciały na łeb, na szyję, mBank zanotował wynik odsetkowy tylko o 2,4 proc. niższy niż rok wcześniej. Udało mu się natomiast poprawić wynik prowizyjny o 6 proc., co jak na bank uchodzący za darmowy jest sporym osiągnięciem. Wynik netto był lepszy niż w 2012 r. o 0,8 proc.
Akcja kredytowa wzrosła dwa razy szybciej — o 1,6 proc.Bez szaleństw. Andrzej Powierża, analityk DM Citi Handlowego, tłumaczy, że nie tyle ważny jest nieznaczny przyrost bilansu, ile jego struktura.
— Po stronie aktywów spłacają się mało zyskowne hipotecznekredyty walutowe, które bank zastępuje bardziej marżowymi kredytami złotowymi, a przede wszystkim kredytami konsumpcyjnymi. Po stronie pasywów powoli zamienia finansowanie od matki pieniądzem pozyskiwanym z rynku po cenie niewiele odbiegającej od oferowanej przez Commerzbank — podkreśla Andrzej Powierża. Zwraca jednak uwagę, że pole do modelowania na nowo bilansu powoli kurczy się — „bank kończy obecnie zbiory tego, co zasiał przed wielu laty”.
Chodzi o budowaną skrupulatnie bazę klientów (to ponad 3 mln osób indywidualnych), którym od kilku lat sprzedaje marżowe kredyty konsumpcyjne, przy niewielkim ryzyku, ponieważ zna sytuację kredytodawcy dzięki wglądowi w rachunek i przepływy finansowe. Baza nie jest jednak z gąbki — w II kw. 2013 r. bank udzielił kredytów konsumpcyjnych za 718 mln zł, w III kw. później za 697 mln zł, a w IV kw. za 669 mln zł.
— Możliwości zwiększania sprzedaży kredytów bez wychodzenia poza własną bazę są ograniczone. Bank liczy na wzrost akcji kredytowej na rynku hipotecznym w związku z nowym źródłem finansowania w postaci listów zastawnych, ale ten projekt dopiero rusza i wydaje się, że rozkręci się dopiero w przyszłym roku — mówi Andrzej Powierża.