Złodzieje sklepowi rywalizują o łupy z personelem

Wojciech Surmacz
opublikowano: 1998-12-03 00:00

ZŁODZIEJE SKLEPOWI RYWALIZUJĄ O ŁUPY Z PERSONELEM

Sklepy samoobsługowe nadal bardziej ufają swoim ochroniarzom niż kosztowniejszym, elektronicznym zabezpieczeniom

Sieci marketów są najbardziej narażone na kradzieże sklepowe. Milczą jednak na temat wielkości strat poniesionych z tego powodu. A jest o czym mówić, bo coraz częściej kradną grupy zorganizowane. Dużą część strat powoduje również personel sklepów. Dodatkowo w okresie przedświątecznym zagrożenie kradzieżami w sklepach wzrasta prawie o 100 proc.

Na początku lat 90. wkroczyły do Polski sieci marketów. Pojawiły się wielkie molochy, takie jak Geant czy Hit, i mniejsze powierzchniowo m.in. REMA 1000, Billa itp. Ciągle powstają nowe obiekty, sieci się rozwijają. Wraz z nimi rośnie skala zjawiska, które jest zmorą wszystkich sklepów o charakterze samoobsługowym. Kradzieże sklepowe są zagrożeniem, szczególnie widocznym w supermarketach. Bezpośredni kontakt z towarem i duże powierzchnie sprzyjają bowiem temu procederowi. Mówi się, że kradzież jest stara jak świat i leży w naturze każdego człowieka.

— Tego zjawiska nigdy nie dało się całkowicie wyeliminować z naszego życia. Tym bardziej kradzieży sklepowych, które mają szczególną specyfikę. Można je tylko minimalizować. Przy naprawdę skutecznej działalności w tym zakresie, straty spowodowane kradzieżami można zredukować nawet o 80 proc. — twierdzi Dariusz Malinowski, prezes zarządu spółki Integra zajmującej się dystrybucją elektronicznych systemów zabezpieczeń towarów przed kradzieżą.

Niezastąpiony człowiek

By obronić się przed kradzieżą w sklepie, na całym świecie stosuje się obecnie zabezpieczenia elektroniczne. W Polsce, ze względu na duże koszty, te metody nie są jeszcze powszechne.

— W naszym kraju tylko około 9 proc. placówek sklepowych posiada elektroniczne systemy monitoringu sprzedaży. Lepiej jest z hipermarketami, ponad 90 proc. tych obiektów ma profesjonalne zabezpieczenia elektroniczne — relacjonuje Dariusz Malinowski.

— Nie stosujemy tych zabezpieczeń, bo w naszym przypadku nie są one konieczne. Na powierzchni 500-600 metrów kwadratowych obserwacja jest łatwa. By ustrzec się przed kradzieżami, wynajmujemy firmy ochroniarskie. W niewidocznych zakamarkach, montujemy lustra. Agenci ochrony i nasi pracownicy wspólnie czuwają nad bezpieczeństwem sprzedawanego towaru — opowiada Robert Szewczyk, szef promocji sieci supermarketów REMA1000.

Na razie, oprócz hipermarketów, inne sklepy samoobsługowe wierzą raczej w skuteczność ludzkiego oka i siłę twardej ręki ochroniarza. Nie wiadomo jednak, jakie efekty przynosi taka działalność. Trudno porównać, które metody są bardziej skuteczne.

Zmowa milczenia

— Każda sieć marketów przewiduje jakiś procent strat z tytułu kradzieży dokonanych przez personel czy klientów. Niestety, obowiązuje mnie tajemnica wobec zleceniodawcy i nie mogę podać wysokości tego progu procentowego. Tym bardziej nie wolno mi zdradzić wielkości strat ponoszonych przez naszych kontrahentów — mówi Grzegorz Ekiert, wiceprezes zarządu Agencji Ochrony Mienia Erminus.

Milczą o tym również przedstawiciele sieci sklepów. Z ciężkim sercem mówią na temat strat i kradzieży w swoich przybytkach. Zawsze zapewniają, że akurat w ich przypadku straty są niewielkie.

— Nie chcę podawać żadnych wielkości, ale te straty są u nas minimalne — zapewnia Leszek Łódzki, szef ochrony jednego z hipermarketów sieci GŽant.

— Nie wolno mi podawać konkretnych danych na ten temat. Są to jednak wartości rzędu paru procent naszego zysku - twierdzi Robert Szewczyk.

Czarna lista

Policyjne statystyki odnotowują stały wzrost drobnych kradzieży sklepowych. Nie są to jednak zbyt dokładne dane, większości przypadków nie zgłasza się bowiem do organów ścigania.

— Prawie zawsze załatwiamy te sprawy polubownie na zasadzie perswazji. Dla złodzieja karą jest sama identyfikacja. Jedynie w szczególnie ciężkich przypadkach informujemy policję -— komentuje Robert Szewczyk.

— Jeżeli szkoda jest niewielka i zatrzymany klient może za nią zapłacić, to nie notujemy strat. Tak samo dzieje się, gdy zatrzymany towar nie jest uszkodzony. Jeżeli jednak dany produkt jest ewidentnie zniszczony a jego wartość przekracza sumę 250 zł, wzywamy policję — zapewnia Leszek Łódzki.

Okradane markety starają się też na własną rękę zwalczać natrętnych przestępców.

— Nasi dealerzy w osiedlowych supermarketach tworzą specjalne listy szczególnie zasłużonych złodziei. Wykazy z ich danymi wędrują do pracowników ochrony i sprzedawców. W ten sposób starajamy się nieco odstraszyć naszych niesfornych klientów — z pasją opowiada Robert Szewczyk.

Święta, moda i złodzieje

O ilości i częstotliwości kradzieży decydują przede wszystkim sezony. Z kolei na rodzaj kradzionego asortymentu wpływają często trendy mody.

— Gdy rozpoczyna się rok szkolny, kradzione są głównie towary związane ze szkolnictwem. W okresie świątecznym najczęściej giną np. zabawki, płyty CD i gry komputerowe. Obecnie złodziei interesują też modne ubrania zimowe, buty narciarskie, nowe modele butów sportowych — wymienia Leszek Łódzki.

W tzw. martwych sezonach w hipermarketach Geant zatrzymuje się od 8 do 10 sprawców kradzieży dziennie. W święta ta liczba wzrasta do 20 osób.

— Jeszcze gorzej będzie w okresie ferii zimowych. Znudzone dzieci przychodzą tutaj się pobawić, a przy okazji trochę pokraść — dorzuca szef ochrony hipermarketu Geant.

Amatorzy i fachowcy

Coraz częściej markety okradane są przez zorganizowane grupy przestępcze.

— W sieciach dokonuje się kradzieży drobnych i naprawdę poważnych. Tych ostatnich dokonują gangi. Niekiedy są to bardzo wyszukane metody — stwierdza Grzegorz Ekiert.

— Kilka osób z gangu organizuje jakieś zamieszanie, by odwrócić uwagę ochrony. W tym czasie inni członkowie wynoszą ze sklepu towar. U nas generalnie kradzione są towary tzw. impulsywne, np. słodycze, kosmetyki itp. Ale mieliśmy przypadek, że złodziej-amator chciał wynieść pod kurtką kilka kilogramów mięsa-— śmieje się szef promocji sieci REMA1000.

Leszek Łódzki wspomina też o specjalizacjach sklepowych złodziei. Są np. tacy, którzy zajmują się kradzieżą tylko sprzętu RTV. Inni kradną np. tylko alkohol.

Rodzinna atmosfera

Drugą stronę medalu są kradzieże wewnętrzne. Stanowią one aż 40 proc. ogólnej liczby tego typu przestępstw.

— To jest znaczna przesada. W naszym przypadku to nie jest aż tak duża liczba. Zależy ona głównie od tego, jaki system wewnętrzny stworzy sobie firma. My bardzo rygorystycznie przestrzegamy kontroli dostarczanego towaru. Poza tym nasi pracownicy są dokładnie informowani, że mogą zostać poddani sprawdzeniu. Kontrolujemy ich wybiórczo. Bardziej jednak liczymy na prewencję niż na represje — informuje Leszek Łódzki.

— Tego zjawiska niestety nie da się uniknąć. Nie można mieć nigdy stu procent zaufania do własnych pracowników. Ale u nas takie wypadki należą do rzadkości. Nasze markety nie są molochami, wśród pracowników panuje rodzinna atmosfera. Dzięki temu łatwiejsza jest samokontrola — zapewnia Robert Szewczyk.

NIEUSTANNA WALKA: Złodzieje zawodowi, to naprawdę fachowcy. Po 3-4 wpadkach znają słabe strony naszego systemu zabezpieczeń. Dlatego nawzajem się zwalczamy i oszukujemy. Bardzo często zmieniamy miejsce albo zewnętrzne oznaki zabezpieczenia. Czasami wymieniamy cały system — opowiada Leszek Łódzki, szef ochrony hipermarketu Geant. fot. Borys Skrzyński

KORZENIE WIETNAMU: Elektroniczne systemy monitoringu narodziły się w Stanach Zjednoczonych. Zaczęło się od wojny w Wietnamie. Tam, używając systemów detekcji, poszukiwano zaginionych żołnierzy. Efektem tej technologii, są dzisiejsze systemy elektronicznych zabezpieczeń towarów —opowiada Dariusz Malinowski z Integry. fot. Małgorzata Pstrągowska

CIOS ZLECENIODAWCY: Jeżeli procent przewidzianych strat w markecie jest przekraczany, całe uderzenie wymierzone jest w pracowników ochrony. Widzi się przede wszystkim dziury w ochronie, jej niewłaściwe działanie itd. — skarży się Grzegorz Ekiert z Agencji Ochrony Erminus. fot. Małgorzata Pstrągowska