
Fundacja Stworzenia Pana Smolenia powstała w 2007 r. w Baranówku pod Mosiną. Artysta chciał pomagać niepełnosprawnym dzieciom. Ta misja jest wciąż kontynuowana, w zajęciach bierze udział ponad setka dzieci.
– To jest ich miejsce. Korzystają głównie z hipoterapii, ale organizujemy im również imprezy i spotkania integracyjne. Interakcja między dzieckiem i koniem jest bardzo silna. Ważne jest nie tylko usprawnianie fizyczne, kontakt z koniem ma duży wpływ na psychikę i rozwój emocjonalny – małe dziecko dowiaduje się, że potrafi powodować dużo większym od siebie zwierzęciem – podkreśla Joanna Kubisa, prezes Fundacji Stworzenia Pana Smolenia.
Polski western wspiera

Jakiś czas temu, przeglądając internet, zobaczyła, jak wyglądają konkurencje westernowe. Zaczęła w niej kiełkować myśl, by zorganizować coś podobnego dla podopiecznych fundacji.
– Zachwyciłam się znakomitą techniką tej formy jazdy konnej i pomyślałam, że warto byłoby zaadaptować ją dla naszych dzieciaków. Fotograf Krzysztof Jarczewski, znający środowisko jeździeckie i westernowe, skontaktował mnie z Jackiem Grobelnym z Polskiej Ligi Western i Rodeo, który jest przewodniczącym komisji ds. Polish Cowboy Race – wspomina Joanna Kubisa.
Liga propaguje konkurencje Polish Cowboy Race i Extreme Trail, polegające na prezentacji tego, co potrafią jeździec i koń we wszystkich ruchach stosowanych w jeździe w stylu western.

Jacek Grobelny zapalił się do pomysłu.
– Jeździectwo westernowe w Polsce jest sportem niszowym, jeździmy w tym stylu dopiero od 20 lat, wciąż jest nas mało. Postanowiłem zaangażować cały nasz zespół Polish Cowboy Race, wiedząc, że zorganizowanie zawodów wymaga przygotowania torów, na których konie i dzieci będą musiały nauczyć się poruszać. Fundacja miała już kilka swoich przeszkód, ale na budowę kolejnych trzeba było zebrać pieniądze. Przyznam, że odzew środowiska pozytywnie mnie zaskoczył – udało się nam stworzyć jedyny w Polsce czynny Extreme Park i kupić mobilne przeszkody do toru Polish Cowboy Race – cieszy się Jacek Grobelny.
Zawody

Budowa dwóch torów (mobilnego i stałego) wymagała zakupu m.in. treningowych stojaków skokowych, basenu i mat antypoślizgowych, bramek, tyczek, pachołków. W grupie Polish Cowboy Race na Facebooku zorganizowano aukcje – jeźdźcy, trenerzy, sympatycy przekazywali różne przedmioty: od skórzanych pasów przez książki po zdjęcia i obrazy. Z licytacji i wpłat udało się zebrać ponad 4 tys. zł.
W działanie włączyły się też firmy, proponując bardzo korzystne ceny za usługi. Sponsor kupił piłkę mega jally ball z pokrowcem, drugi przekazał komplet kręgli do gry w mölkky dla rodziców czekających na dzieci jeżdżące konno.

Gdy stanął tor, rozpoczęła się wspólna praca i nauka terapeutów, wolontariuszy, dzieci i koni. 20 czerwca do Baranówka zjechali zawodnicy z rodzicami. Na torze Polish Cowboy Race sędziował Jacek Grobelny, na Extreme Trail – Michał Mayer. W zawodach wystartowało 21 zawodników podzielonych na siedem trzyosobowych grup.
– Dla bezpieczeństwa dzieci wszystkie przeszkody pokonywane były stępem i w asyście wolontariuszy. Obowiązywały też elementy strojów westernowych – wyjaśnia Joanna Kubisa.
Jacek Grobelny nie ukrywa, że pierwszy raz zetknął się ze sportem niepełnosprawnych w takiej skali.
– Patrząc, z jakim przejęciem, a często i mistrzostwem dzieci powodowały końmi między trudnymi przeszkodami, naprawdę czuło się wzruszenie – mówi.

Zawodniczka Paulinka przyznaje, że trochę się stresowała.
– Ale najfajniejsze w siedzeniu na koniu jest to, że można nim samemu kierować – dodaje dziewczynka.
– Nie wiem, która z nas była bardziej rozemocjonowana. To rewelacyjne doświadczenie. Bliskość z koniem, z terapeutą ma doskonały wpływ na rozwój dziecka, które otwiera się na ludzi, na wyzwania, uczy się pokonywać lęk – wtóruje jej mama Dorota Dardas.

Joachim, który w Fundacji jeździ od ośmiu lat, zastanawia się, jaka przeszkoda była najtrudniejsza.
– Chyba ruchomy podest. Najfajniejsza jest przyjaźń z koniem i to, że trzeba się z nim zgrać – mówi chłopiec.
– To niesamowite, jak po całym tygodniu napięć dzieciaki się tu rozluźniają, wracają radosne. Dla rodziców to też są bezcenne chwile – twierdzi jego mama Kornelia Zawrzykraj.
Jej córka Emilka pojechała na oklep, bez wędzidła, w stroju indiańskim i zdobyła najwyższą liczbę punktów spośród wszystkich zawodników.

– Tor wcale nie był łatwy, zawodnicy zachowywali się świetnie. Dzieciaki się niesamowicie cieszyły i o to w tym chodziło. Przeszkody są takie same jak dla pełnosprawnych zawodników – podkreśla Michał Mayer, sędzia na torze Extreme Trail.
Mistrzowie

O randze wydarzenia świadczy to, że na zawody przyjechał z Wrocławia ze swoim koniem Skips Sleyer RR Andrzej Truskowski, utytułowany zawodnik w konkurencjach western i jeździe bez ogłowia. Pojawiła się też Maja Grobelna, członkini kadry narodowej w stylu western, była reprezentantka Polski w jeździe western, wielokrotna mistrzyni i medalistka mistrzostw Polski w konkurencjach technicznych i z bydłem. Andrzej i Maja to zawodnicy Jack’s City Western Team Wrocław. Z popisami akrobatycznymi wystąpili też Mikołaj Klupczyński i Agata Kubska z Apolinarski Group.
– Znakomici jeźdźcy pokazali dzieciom, na czym polega mistrzostwo bazujące na porozumieniu z koniem, a nie na rozwiązaniach siłowych i przemocy. Po jednym dniu pracy z Nadżafem z naszej stajni Maja pokazała, że koń powodowany przez jeźdźca, który wie, jak się z nim komunikować, potrafi pokonać trudne przeszkody – mówi Joanna Kubisa.

Andrzej Truskowski wsparł też budowę toru, kupując stojaki skokowe.
– Jestem tu pierwszy raz, nie spodziewałem się tego, co zobaczyłem. Myślę, że dzięki tym zawodom dzieci dowiedziały się, co to znaczy konkurować w wymagających dyscyplinach, że jest to praca nad sobą i nad koniem. Udział w takich konkurencjach ma szansę przełożyć się na codzienne funkcjonowanie: dzieci uczą się przekraczania granic i pokonywania przeszkód – skoro udało się pokonać przeszkodę na koniu, uda się też pokonać ją w życiu. To bardzo ważne szczególnie dla dzieci doświadczonych przez los – uważa mistrz.
– Bo najlepszym nauczycielem dla jeźdźca jest koń –uzupełnia Michał Mayer.

Jacek Grobelny jest wykładowcą we wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Jego zdaniem podejście do hipoterapii i terapeutycznej roli kontaktu z koniem w Polsce przez lata się zmieniło.
– 30 lat temu, gdy próbowaliśmy zacząć we Wrocławiu zajęcia z hipoterapii dla dzieci z porażeniem mózgowym, usłyszeliśmy pytanie, czy nie dałoby się tego robić na koniach na biegunach. Na szczęście te czasy minęły. To nie jest złoty środek na wszystko, ale mądrze stosowany razem z innymi metodami usprawniania potrafi spowodować bardzo duży progres w rozwoju ruchowym i emocjonalnym, co było widać na tych zawodach – twierdzi wykładowca.

– Dostałam tyle dobrej energii od ludzi ze środowiska westernowego, że aż trudno w to uwierzyć. Dzięki nim mamy jedyny w Polsce tor, który pozwala na kolejną formę pracy z dziećmi i końmi. Środowisko westernowe skupione jest głównie na Dolnym Śląsku, może staniemy się jego przyczółkiem w Wielkopolsce? – snuje plany prezes Fundacji.
