Żółty kruszec nie zareagował na poniedziałkowe doniesienia z Europy i Stanów Zjednoczonych. Przez większość dnia był jedynym surowcem, którego notowania znajdowały się na plusie. Wczoraj również drożał.
W południe na nowojorskiej giełdzie za uncję płacono 1796 dolarów, czyli o 1 proc. więcej niż wczoraj. Wprawdzie do rekordu z 6 września, wynoszącego 1 923,7 dolarów, wciąż brakuje 7,1 proc., ale nie zmienia to faktu, że metal zyskał w tym roku 26,4 proc., a w ciągu ostatnich 12 miesięcy 40,2 proc. Perspektywy również ma dobre, ponieważ niepewna sytuacja USA i nierozwiązane problemy finansowe krajów europejskich wpływają na wzrost popytu.
Analitycy ankietowani przez agencję Bloomberg podczascorocznej konferencji London Bullion Market Association w Montrealu oczekują, że do końca roku cena złota sięgnie 2038 dolarów za uncję, a w przyszłym 2268 dolarów. W najbliższym czasie popyt będzie wzmacniał okres ślubów w Indiach. Rajesh Exports, największy producent złotej biżuterii w Indiach, szacuje, że między wrześniem a listopadem sprzedaż złota może wynieść 250 ton, a więc o 25 proc. więcej niż przed rokiem. To dużo, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w 2010 r. wartość sprzedaży złota wyniosła rekordowe 963 tony.
Dipankar Basu, menedżer w State Bank of India, uprzedza jednak, że w połowie 2012 r. ceny mogą spadać. Wystarczy, że w gospodarce amerykańskiej i europejskiej pojawią się sygnały poprawy. Podczas montrealskiej konferencji podobnie wypowiadał się Gerhard Max Schubert, szef działu metali szlachetnych dubajskiego Emirates NBD. Jego zdaniem, zarabiać na złocie będzie można do połowy przyszłego roku, ponieważ do czasu wyborów prezydenckich w USA nic się nie wydarzy. Później należy poszukać strategii wyjścia z inwestycji.