Roman Przasnyski, Gold Finance i ZFDF:
Złoto cieszy się opinią bezpiecznej przystani dla kapitału w niepewnych
czasach. Czasy są bardzo niepewne, więc zainteresowanie złotem, jako inwestycją
czy lokatą kapitału jest najbardziej uzasadnione.
Zainteresowanie jego
zakupem wzrosło, co jest dodatkowym czynnikiem napędzającym jego cenę. Kruszec
ten uważany jest też za skutecznego obrońcę kapitału przed inflacją. Co
prawda, na świecie na razie inflacji nie widać, ale w przyszłości jej
wystąpienie jest bardzo prawdopodobne. Trzecim globalnym czynnikiem wpływającym
na cenę złota jest rosnący popyt ze strony Chin. I nie chodzi tu tylko o
zapotrzebowanie na złoto jubilerskie, ale zakupy przez rząd, czy bank centralny
w celu ograniczenia udziału dolara w ogromnych rezerwach dewizowych tego
kraju.
Dla polskich inwestorów bardzo ważny jest kurs dolara do złotego.
Warto zwrócić uwagę, że z naszego punktu widzenia złoto jeszcze rekordu nie
pobiło. Cena złota wyrażona nie w dolarach, tylko w złotych, na rekordowo
wysokim poziomie była w lutym tego roku i wynosiła około 3 800 zł za uncję.
Dziś, gdy mamy rekord „dolarowy” cen złota, do „złotówkowego” rekordu jeszcze
bardzo daleko, bo uncja kosztuje 3020 zł. Ktoś, kto kupił uncję złota w lutym i
chciałby ją teraz sprzedać, poniósłby więc stratę, mimo że tak głośno jest o
rekordowo wysokich cenach złota. Z tego typu zależności trzeba zdawać sobie
sprawę, podejmując decyzję o zakupie.
Pojawia się coraz więcej prognoz
ekspertów, które mówią o wzroście cen złota. Te najbardziej wyważone wskazują na
poziom 1100-1200 dolarów za uncję, bardziej optymistyczne wskazują na poziom 1
600 dolarów, a te chyba zbyt optymistyczne lokują jego cenę w przedziale od 2000
do 5000 dolarów, oczywiście w dłuższym czasie.
Krzysztof Kolany, Bankier.pl i ZFDF:
Przyczyny, dla których inwestorzy kupują złoto, a cena kruszcu rośnie, są
wciąż te same. Rynek, widząc słabnącego dolara i spodziewając się dalszej
deprecjacji amerykańskiej waluty, niejako automatycznie podnosi cenę żółtego
metalu, która jest wyrażona w USD.
Drugim motorem napędzającą złotą hossę
jest strach przed wzrostem inflacji wywołanym skrajnie ekspansywną polityką
monetarną największych banków centralnych. Ogromna ilość dodrukowanych dolarów,
funtów czy euro prędzej czy później trafi na rynki i do gospodarki zmniejszając
wartość papierowego pieniądza i wywołując inflację na znaczną skalę. Tymczasem
złota nie da się dodrukować i dlatego jest ono uważane za najlepsze
zabezpieczenie przed szaleństwami systemu finansowego.
Jednak po dokonaniu
przeliczeń na inne waluty złoto wciąż kosztuje znacznie mniej niż w lutym. Za
uncję trzeba bowiem zapłacić 715 euro, czyli o 73€ mniej niż siedem miesięcy
temu. Za taką ilość metalu musielibyśmy zapłacić 656 funtów – to o 40 funtów
mniej niż w lutym. Jeszcze większą różnicę widać w polskiej walucie. O ile zimą
kurs złota szczytował na poziomie 3.830 zł. to obecnie uncjowa sztabka powinna
kosztować (pomijając koszty bicia i marżę dealera) 800 złotych mniej.
Krzysztof Stępień, Expander i ZFDF:
Zachowanie długoterminowych obligacji w Ameryce, których rentowność w
ostatnim czasie wyraźnie idzie w dół, kontrastuje z rekordowymi cenami złota. W
sporej części na oba rynki oddziałują kwestie związane z postrzeganiem przez
inwestorów ryzyka, jak również perspektyw inflacyjnych. Można zakładać, że gdyby
te elementy stały za zwyżką złota, to dochodowość długoterminowych
obligacji przynajmniej by nie spadała. W takiej sytuacji trafne wydaje się
założenie, że na zachowanie cen złota kluczowy wpływ ma kondycja dolara i ocena
przez inwestorów jego perspektyw.
Osłabienie dolara zaś idzie w parze z
przekonaniem, że w USA stopy procentowe szybko nie zaczną rosnąć. Jednak ze
względu na skalę poluzowania fiskalnego i monetarnego w tym kraju zagrożenie
inflacyjne jest wysokie i Rezerwa Federalna wysyła sygnały, że jest tego
świadoma. To zaś oznacza, że podwyżki stóp procentowych w USA mogą nastąpić
szybciej niż się tego teraz inwestorzy spodziewają. To zaś oznaczałoby
wzmocnienie dolara i presję na cenę złota. Dlatego przy dzisiejszych cenach
złota trudno myśleć o dużych zyskach. Raczej obawiałbym się wyraźnej korekty, po
której dopiero warto byłoby zacząć zastanawiać się, czy warto kupować złoto.
Maciej Kosowski, Wealth Solutions:
Jedna z zasad inwestowania brzmi "kupuj plotki, sprzedawaj fakty". Plotki - a może raczej prognozy - są takie, że Chiny i świat arabski zaczynają odwracać się od dolara jako waluty, która będzie tracić na wartości. Do faktów trudno też zaliczyć na razie oczekiwany znaczący wzrost inflacji w najbliższych latach, a związany z dodrukiem pustego pieniądza w ramach planów ratunkowych w USA i Europie Zachodniej. A to z tych dwóch powodów złoto już teraz bije rekordy cenowe. Gdy te prognozy i wydarzenia staną się faktami złoto niekoniecznie musi dalej drożeć. Oczywiście popyt z Chin, gdyby zdecydowały się dramatycznie zmienić strukturę swoich rezerw (złoto stanowi w nich na razie niespełna 2 procent) będzie ogromnym wsparciem dla tego metalu. Trzeba jednak pamiętać, że systematycznie rośnie udział inwestorów finansowych na rynku złota – w ciągu kilka lat wzrósł z 20 do blisko 50 procent. Tego typu inwestorzy nastawieni są na szybki zysk i stosują zasadę podaną na początku. Obawiam się, że złoto czeka w najbliższych tygodniach solidna korekta. Na dłuższą metę jest to sensowna inwestycja ale zmienność notowań złota jest wysoka i przeciętny ciułacz powinien sobie wybić z głowy tezę że złoto stabilnie rośnie. To jest ryzykowny rynek, a złoto jest bardziej instrumentem finansowym niż surowcem czy metalem szlachetnym. Na koniec warto jeszcze uświadomić sobie że ekscytujemy się notowaniami złota w dolarach. Tymczasem zarabiamy i inwestujemy złotówki. Złoto zyskuje najczęściej wtedy gdy dolar traci – także do złotego. W efekcie wzrosty ceny złota w dolarach często po przeliczeniu na złotówki mogą się okazać spadkami.
Marek Nienałtowski, Money Expert i ZFDF:
Ogromne zainteresowanie inwestorów, zarówno instytucjonalnych, jak i
indywidualnych, zakupami złota, to przede wszystkim wynik splotu dwóch
czynników: najważniejszego gospodarczego i pozostającego nieco w tle, ale też
istotnego - politycznego. Ogromna wiara uczestników rynków finansowych w to, że
światowa gospodarka wyjdzie z najgłębszego od II wojny światowej kryzysu, w tak
szybkim tempie, jak w niego weszła - czyli sprawdzi się scenariusz recesji typu
„V” - spowodowała, że popyt na bardziej ryzykowne aktywa, czyli akcje, towary i
waluty gospodarek wschodzących był w ostatnich miesiącach bardzo wysoki, co już
samo w sobie stanowiło czynnik prowzrostowy oczywiście też dla złota. Z punktu
widzenia coraz wyższego kształtowania się cen tego kruszcu, bardzo ważne było
także to, że powyższym zakupom agresywnych instrumentów towarzyszyło
również znaczne osłabienie się amerykańskiego dolara, bo inwestorzy redukowali
swoje zaangażowanie w tej walucie. I tu automatycznie pojawił się też trzeci
czynnik, czyli silne obawy inflacyjne. Ewentualna realizacja scenariusza recesji
typu „V”, w połączeniu z niezwykle niskim poziomem stóp procentowych w
największych gospodarkach oraz morzem wydrukowanych na plany stymulacyjne
pieniędzy, zdaniem wielu ekonomistów może bowiem doprowadzić do hiperinflacji,
przed którą to inwestorzy od dawien dawna zabezpieczają się nie inaczej, jak
przez zakup złota.
Na wzrost cen tego kruszcu jak zawsze oddziałują też
obawy polityczne, a te w ostatnim czasie skupione są na ewentualnym konflikcie
zbrojnym pomiędzy Iranem a Izraelem.
W obecnej chwili bardzo
wielu analityków i inwestorów rysuje wizję dalszej bardzo silnej aprecjacji cen
złota względem dolara, wskazując nawet na to, że w przyszłej dekadzie może być
osiągnięty nawet poziom ponad 2000 USD/oz. Niestety trudno mi się jest z tymi
prognozami zgodzić, choć oczywiście w bieżącym bardzo silnym trendzie
wzrostowym, jeszcze jakieś lekkie podejście w górę ceny
złota
do dolara jest oczywiście prawdopodobne. Opinię tą opieram na zbyt
optymistycznym postrzeganiu przez rynek kondycji globalnej ekonomii, gdzie
bardziej realnym scenariuszem wychodzenia z kryzysu, na dzisiejszy dzień
wydaje mi się być ten spokojniejszy w kształcie litery „U”, w którym ryzyko
pojawienia się dużych zagrożeń inflacyjnych, jest już o wiele, wiele mniejsze.
Po drugie, w większości prognoz wskazujących na bezustanny wzrost cen złota
wskazuje się także na dalsze osłabienie dolara, co także jest dość
zastanawiające, bo przecież jeśli zagrożenia hiperinflacyjne rzeczywiście by się
ujawniły, to Fed bez dwóch zdań nie zawaha się przed zdecydowanym podwyższeniem
poziomu stóp procentowych w USA, co będzie czynnikiem prowzrostowym, a nie
prospadkowym dla amerykańskiej waluty. Tak więc w przeciwieństwie do większości
rynku, wszystkie najbliższe mocne wyjścia ceny złota do dolara do góry,
traktowałbym jako okazję do sprzedaży tego kruszcu, a nie jako zapowiedź
kolejnych jego zwyżek, bo kolejny rok, w mojej opinii, nie będzie 10-tym z kolei
zwyżkowym, ale pierwszym spadkowym i to być może w całej dłuższej
serii.
Paweł Salatecki, Finamo i ZFDF:
Ceny złota biją rekordy wszech czasów z dwóch głównych powodów. Najważniejszym z nich jest amerykański dolar, który traci na wartości w stosunku do euro od marca tego roku. Ceny złota są kwotowane właśnie w amerykańskiej walucie, dlatego spadek wartości dolara przekłada się na wzrost cen kruszcu. Dealerzy na świecie zakładają, że amerykańska waluta będzie się dalej osłabiać i już teraz kupują złoto, wyprzedzając poniekąd dalszy przebieg kursu walutowego. Drugi powód to tradycyjna rola złota jako ochrony przed inflacją. Wysoki wzrost cen grozi przede wszystkim USA, które wpompowały setki miliardów dolarów w obieg, obniżając stopy procentowe do rekordowo niskich poziomów. Wydaje się jednak, że pierwszy wspomniany powód jest głównym motorem wzrostu cen – przyglądając się bowiem cenie złota w innych walutach, np. w euro – do szczytów jeszcze wiele brakuje.
Czy opłaca się inwestować w złoto? Tak, ale pod pewnymi warunkami. Po pierwsze nie należy ulegać modzie na złoto – gdy kruszec przebija rekordowe poziomy. Z reguły nowe produkty inwestycyjne związane z rynkiem pojawiają się trochę za późno, aby na inwestycji zarobić w stosunkowo krótkim czasie. Po drugie, co związane z poprzednim: skoro obecnie ceny złota tak silnie zależą od ceny dolara, w krótkim czy średnim terminie jest to inwestycja ryzykowna – dolar może mieć swój dobry, nawet kilkumiesięczny okres, gdy na rynkach wydarzy się coś niespodziewanego i inwestorzy uciekną do tej „bezpiecznej” waluty.
Jeśli więc inwestować w złoto – to, podobnie jak z ryzykownymi aktywami, należy nastawić się na horyzont bardziej długoterminowy (ponad 4-5 lat) czy chociażby średnioterminowy (2 lata). Najbliższy czas upłynie jednak najprawdopodobniej pod znakiem dalszego wzrostu cen, widać, że rynek bardzo „byczo” nastawił się na kruszec.
Emil Szweda, Open Finance i ZFDF:
Najoględniej rzecz biorąc ceny złota rosną za sprawą słabości dolara i
rosnącego popytu inwestycyjnego. Amerykanie mogą być zainteresowani inwestycjami
w ochronę wartości swojego majątku (w sytuacji zagrożenia dalszego spadku
wartości amerykańskiej waluty). Stąd cena złota wyrażona w dolarach dynamicznie
rośnie w ostatnich dniach. Ani popyt ze strony „użytkowników” złota takich jak
przemysł, czy sektor jubilerski nie uczestniczą raczej w ostatnich zakupach, ze
względu na stagnację gospodarczą. Co prawda podnoszony jest argument o dorocznie
zwiększonym popycie na złoto ze strony indyjskich jubilerów (przy okazji „sezonu
ślubów”), ale popyt ten jest znacząco mniejszy niż przed rokiem. Podobnie
zapotrzebowanie na złoto spadło także po stronie odbiorców
przemysłowych.
Zakupem złota mogą być więc zainteresowani posiadacze dolarów,
a więc Amerykanie i kraje posiadające w dolarach znaczne rezerwy walutowe
(Chiny).
Dla polskiego inwestora problemem jest fakt, że cena złota wyrażona
jest w dolarach amerykańskich. Zatem sam wzrost wartości złota w dolarach może
zostać zniwelowany przez spadek dolara wobec złotego. Dla przykładu, jeśli złoto
drożeje o 20 proc., a kurs dolara do złotego spada w tym samym czasie o 17
proc., to zysk wyrażony w złotych wynosi już tylko 3 proc. Zatem trudno polecać
inwestycję w złoto jako atrakcyjną (zwłaszcza dla mniej doświadczonych
inwestorów) z punktu widzenia oczekiwania wysokiej stopy zwrotu. Złoto jest zaś
tradycyjnie postrzegane, jako element portfela zabezpieczającego wartość
posiadanego majątku (a więc w celu osiągnięcia bezpieczeństwa, a nie
poszukiwania stóp zwrotu) i pod tym względem nic się nie zmienia.
Jacek Dziadak, Dom Kredytowy Notus i ZFDF:
W ostatnich tygodniach kurs złota na światowych giełdach zaczął dynamicznie rosnąć, ustanawiając nowe historyczne poziomy notowań. Jest to konsekwencja globalnej zmiany nastojów wśród inwestorów i całego szeregu wydarzeń jakie miały miejsce w trakcie obecnego kryzysu: ostre cięcia stóp procentowych przez banki centralne na świecie miały na celu złagodzenie skutków kryzysu i zapewnić jak najłagodniejsze „lądowanie” dotkniętych nim gospodarek. Obecnie, kiedy wydaje się że najgorszy okres światowa gospodarka ma za sobą, coraz większe obawy zaczyna rodzić inflacja. W przypadku minimalnych stóp procentowych i stosunkowo wysokiej inflacji, realna wartość lokat znacząco spada – dlatego na znaczeniu zyskuje inwestycja w złoto jako sposób ochrony wartości lokat. Kolejnym czynnikiem odpowiadającym za dynamiczny wzrost kursu złota jest rosnąca niepewność co do kierunku w jakim podążą indeksy giełdowe oraz światowa gospodarka – po pierwszych symptomach wskazujących na poprawę sytuacji makro, ostatnio docierają sygnały o możliwym czasowym jej pogorszeniu (dodatkowo, trwający od lutego na rynkach akcji trend wzrostowy może, zdaniem wielu inwestorów, niedługo zakończyć się głębszą korektą). Trzecim czynnikiem stymulującym wzrost kursu złota jest spadek wartości dolara np. w stosunku do euro czy jena – dolar jest walutą w której wyceniane jest złoto (spadek dolara czyni uncję złota relatywnie tańszą). Wszystkie te czynniki sprawiają, że hossa na rynku złota trwa w najlepsze, a rosnące zaangażowanie funduszy „hedgingowych” w kontrakty terminowe na ten surowiec sprawia, że dalsze wzrosty są jak najbardziej prawdopodobne.