To jeszcze raz potwierdzało, że dane makro pomagają w ruchu indeksów tylko wtedy, jeśli są zgodne z nastrojami panującymi na rynku. A nastroje były „bycze”, bo po dwóch spadkowych sesjach i zatrzymaniu w czwartek wielu doszło do wniosku, że już trzeba spadki kupować. Tak działa wieloletni trening rynku.
Oczywiście najmocniej drożały akcje z NASDAQ, które wcześniej były liderami spadków. Indeks S&P 500 zyskał 0,72%, a NASDAQ 1,00%. Nadal drożało złoto – warto spojrzeć na to, co napisał na ten temat Tomasz Gessner (https://stooq.pl/mol/?id=22668 ) – w skrócie: rośnie popyt na fizyczne złoto. Taniała ropa, bo na rynek znowu docierały plotki o możliwej wyprzedaży tego surowca z rezerw strategicznych.
W poniedziałek uwaga zwrócona była przede wszystkim na kurs EUR/USD oraz na rynek amerykańskich obligacji. Kurs EUR/USD od rana delikatnie spadał, ale po wejściu Amerykanów do gry skala sadku znacznie wzrosła. Można powiedzieć, że duży wzrost rentowności obligacji 10. letnich pomagał dolarowi, a umacniający się dolar wspomagał wzrost rentowności.
Powód? W zasadzie go nie było. Owszem, opublikowano dużo lepszy od oczekiwań indeks Fed z Nowego Jorku (NY Empire State), ale to zazwyczaj rynki lekceważą. Publikacja mogła jednak posłużyć jako pretekst. Nadal taniała ropa i odnotować warto, że mimo sporego wzrostu rentowności obligacji USA i dużego spadku kursu EUR/USD (oba te czynniki szkodzą złotu) cena uncji złota spadła jedynie o 0,18% potwierdzając, że zainteresowanie złotem rośnie.
Na rynku akcji dosłownie nic się nie działo. W Europie indeksy delikatnie wzrosły, ale ustanowiły nowe rekordy. W USA rynki kręciły się wokół poziomu neutralnemu i na tym poziomie sesję zakończyły.
W Polsce opublikowano w piątek wstępne dane o PKB (5,1% r/r – oczekiwano 4,7%), ale dane nie miały najmniejszego wpływu na nastroje. WIG20 rozpoczął od zwyżki, a potem cały czas się osuwał kończąc dzień spadkiem o 0,35%. Nie pomógł też złotemu, który nadal tracił.
W poniedziałek było jeszcze gorzej, chociaż dość podobnie, bo znowu rozpoczęliśmy od zwyżki indeksów, które powoli opadały, a pod koniec sesji przyśpieszyły – WIG20 stracił 0,98% dotykając wsparcia, którego przełamanie otwierałoby drogę do spadku o kolejne 65 pkt. Najmocniej spadały ceny akcji spółek wydobywczych oraz PKN Orlen. Nawet indeks banków (rosnący przez całą sesję) zakończył dzień mikroskopijnym spadkiem.
Wielu obserwatorów (tych politycznych) przypisuje słabość złotego i GPW sytuacji na granicy z Białorusią, ale ja nie podzielam ich zdania. Wystarczy spojrzeć na forinta i na koronę czeską oraz (a raczej przede wszystkim) na kurs EUR/USD, żeby stwierdzić, że na zachowanie naszej waluty wpływ ma spadek kursu EUR/USD oraz zachowawcza polityka RPP.
W poniedziałek rano widać było na wykresach coś, co można było nazwać po prostu korektą lub, co bardziej prawdopodobne, interwencją NBP lub innego podmiotu publicznego. Kursy szybko spadały mimo tego, że kurs EUR/USD delikatnie się obniżał. Być może czekano jednak po prostu na oficjalne dane o inflacji, a jak okazało się, że dane nie zostały w górę zweryfikowane to kursy walut zawróciły.
Dzień zakończył się (mimo dużego spadku EUR/USD) neutralnie dla EUR/PLN i CHF/PLN oraz wzrostem USD/PLN. Takie zachowanie mogło sygnalizować, że rynek zaczyna się uspakajać, ale we wtorek od rana kursy walut już rosły, mimo że na rynku EUR/USD panował spokój. Rynek targa tygrysa za wąsy – tygrysem jest oczywiście NBP ewentualnie BGK. Nie wiem, na co czekają, ale nie ulega wątpliwości, że niedługo dojdzie do interwencji, która co prawda trendu nie zmieni, ale osłabiania złotego znacznie spowolni.
Link do komentarza tygodniowego: