Znaczony importer

Rafał Kerger
opublikowano: 2006-06-08 00:00

Każdy, kto sprowadza towary z Chin czy z Rosji, musi wiedzieć, jak powinny być oznakowane. Kto nie wie, tego czeka kara.

Et-dom z Katowic chciałby sprowadzać panele podłogowe i warstwowe podłogi drewniane spoza Unii. Kluczowe pytanie dla firmy już na etapie przygotowywania tego biznesu brzmi: co zgodnie z prawem europejskim musi się znajdować na opakowaniu takiego towaru? Pytanie proste, ale odpowiedź już nie.

Po pierwsze — CE

Importerzy sprowadzający do Polski towary nie muszą, ba, wręcz nie mogą się ubiegać o certyfikację na przykład w jednostkach notyfikujących. Powinni jednak wymagać od producenta — jeśli ten nie ma uprawnionego przedstawiciela w UE i nie chcą się narazić na kłopoty — by towar spełniał unijne standardy. Czyli przeszedł zasadniczą procedurę, dzięki której zostanie opatrzony znakiem CE (Conformite Europeenne). Nie dotyczy to wszystkich produktów (choć katalogu nie ma, o co w UE trwa spór). Warto zatem zapytać jednostkę certyfikującą lub kontrolującą, jak produkt, który zamierzamy sprowadzać, powinien być oznakowany (lista jednostek certyfikujących znajduje się na stronach Polskiego Centrum Akredytacji).

— Znak CE jest deklaracją producenta, że jego wyrób spełnia zasadnicze wymagania określone w ustawie o systemie zgodności i wydanych na jej podstawie rozporządzeniach wprowadzających do polskiego prawa tak zwane dyrektywy nowego podejścia — tłumaczy Małgorzata Cieloch z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK).

Te dyrektywy obejmują około trzydziestu grup produktów, m.in. urządzeń elektrycznych (w tym sprzętu elektronicznego i AGD), zabawek, środków ochrony osobistej, materiałów budowlanych, maszyn i wind. Dyrektywy nowego podejścia dotyczą też zjawisk lub rodzajów ryzyka (np. emisji hałasu, kompatybilności elektromagnetycznej, efektywności energetycznej). Powoduje to, że jeden wyrób może być objęty kilkoma dyrektywami, np. zdalnie sterowany samochodzik podlega dyrektywie 88/378/EEC o zabawkach i dyrektywie 99/5/EC.

Po drugie — bezpieczeństwo

Czego poza tym trzeba wymagać od zagranicznego producenta towaru? Odpowiedź znajduje się przede wszystkim w ustawie z 12 grudnia 2003 r. o ogólnym bezpieczeństwie produktów (DzU nr 229, poz. 2275) i w przepisach szczegółowych dotyczących konkretnych grup produktów (np. ustawa o kosmetykach, opakowaniach itp.).

— Dla większości produktów są tam przepisy określające wymagania bezpieczeństwa. Są to na przykład zabawki, żywność, kosmetyki. Do wszystkich innych wyrobów, dla których brak szczegółowych regulacji — przykładem mogą być zapalniczki, łóżeczka dla dzieci, meble czy świeczki — stosuje się ustawę o ogólnym bezpieczeństwie — mówi Małgorzata Cieloch.

W skrócie — ustawa nakazuje, by oceniając bezpieczeństwo produktu, brać pod uwagę:

- cechy produktu — skład, opakowanie, instrukcję montażu, instalacji i konserwacji;

- oddziaływanie produktu na inne wyroby;

- wygląd — oznakowanie, ostrzeżenia i instrukcje;

- kategorie konsumentów narażonych na niebezpieczeństwo w związku z używaniem produktu.

Producent musi też dostarczać konsumentom informacji umożliwiających ocenę zagrożeń w związku z używaniem jego wyrobu oraz przeciwdziałanie im. Musi również: umieścić na produktach swoją nazwę i adres, przeprowadzać badania próbek produktów, analizować skargi konsumentów oraz — jeśli to potrzebne — prowadzić ich rejestr i informować dystrybutorów o prowadzonych przez siebie działaniach.

Dlaczego sprowadzający

Polska ustawa o systemie oceny zgodności nie zawiera definicji importera, choć wspomina się o nim w art. 5 pkt 2 w ramach definicji wprowadzenia do obrotu. Zgodnie z tym przepisem czynność przekazania po raz pierwszy wyrobu użytkownikowi, konsumentowi lub sprzedawcy przez importera jest wprowadzeniem go do obrotu. Co z tego wynika?

— Importer ponosi odpowiedzialność, jeżeli okaże się, że wyrób nie spełnia zasadniczych wymagań, czyli na przykład nie ma znaku CE, a powinien go mieć — wyjaśnia Mirosław Hańć z TÜV Polska, zajmującego się certyfikacją produktów.

Jakie są kary dla importera? Takie jak dla producenta. Może więc być na przykład zobowiązany do wycofania wyrobu z obrotu lub do odkupienia go od użytkowników. Może też dostać grzywnę do 100 tys. zł za wdopuszczenie do obrotu wyrobu niezgodnego z zasadniczymi wymaganiami, umieszczenie oznakowania CE na produkcie, który nie spełnia zasadniczych wymagań, umieszczenie na nim znaku podobnego do CE, mogącego mylić nabywcę i użytkownika lub za wprowadzenie do obrotu wyrobu podlegającego oznakowaniu CE, a nie sygnowanego takim symbolem.

— Oznacza to także, że ukaranym można zostać za puszczenie do obrotu produktu, który nie powinien mieć CE, a go ma. To szczególne ważne w handlu z Chińczykami. Tamtejsi producenci umieszczają CE na wszystkim, co wytwarzają. Kontrowersje budzą na przykład flamastry — tłumaczy Katarzyna Skowrońska z UOKiK.

Dystrybutorzy (importerzy) muszą też zawiadomić prezesa UOKiK, gdy zorientują się, że wprowadzili na rynek produkty niebezpieczne. Dotyczy to wyrobów wprowadzanych odpłatnie i nieodpłatnie. Za umieszczenie na rynku produktów niebezpiecznych bez spełnienia tego wymagania, a także i za niewykonywanie obowiązków nałożonych przez prezesa UOKiK można dostać grzywnę lub karę pozbawienia wolności do dwóch lat.

Naraża się na to na przykład przedsiębiorca, który puszcza na rynek produkty umieszczone już w rejestrze produktów niebezpiecznych. Kary nakłada sąd. Może również orzec przepadek (ewentualnie zarządzić zniszczenie) produktów stwarzających zagrożenie dla zdrowia, życia czy bezpieczeństwa konsumentów.