Zwiąż mnie, czyli moc planera finansowego

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2012-03-23 12:52

Dobry klient to klient lojalny. Jak zatrzymać go w banku, zarobić na nim, a jeszcze sprawić, żeby był zadowolony? Asystent finansowy to dobry sposób.

Niedawno zżymałem się, że polskie banki nie potrafią skopiować prostych programów do zarządzania finansami osobistymi, aż tu takie rozwiązania sypią się jeden po drugim. Zaczął ING Bank Śląski, który przed tygodniem pokazał Planer finansowy. Odpowiedź nadeszła z dość niespodziewanej strony, bo z Banku BPH. Jakoś w ostatnich latach przestał się on kojarzyć z innowacyjnymi rozwiązaniami. A tu proszę, znienacka bank wyskoczył z własnym Asystentem finansowym i to od razu gotowym do użycia, a nie jak w „Ingu”, gdzie przechodzi dopiero beta testy.

Obydwa rozwiązania są do siebie bardzo podobne. „Bepeh” wyróżnia się alertami, jakie użytkownik może ustawić, by przypominały mu, że przekroczył ustalony w budżecie poziom wydatków. O ile wiem, w Śląskim też znajdzie się takie rozwiązanie. Dla mnie najciekawsze w obydwu programach jest możliwość śledzenia, jak i gdzie rozchodzą się nasze pieniądze. Pod warunkiem, że płacimy kartą. System po numerach terminali POS rozpoznaje rodzaj sklepu, czy to jest spożywczy, obuwniczy, czy też z elektroniką. Jak dla mnie jest to znakomite rozwiązanie, bijące na głowę Kontomierz i podobne mu serwisy.

Wczoraj jednak rozmawiałem z pewnym menedżerem dużego banku, który twierdzi, że planery finansowe to w sumie zawracanie głowy, rzecz dla naprawdę wkręconych klientów. A takich jest niewielu.

źródło: Istockphoto
źródło: Istockphoto
None
None

- Kupuję w Tesco, czy innym Leclercu hantle, proszek do prania, jedzenie i wszystkie wydatki muszę ręcznie do planera wpisać, bo system mówi, że zrobiłem zakupy spożywcze. Dla mnie jest on bezużyteczny. Nie wychodzi na przeciw oczekiwaniom klientów, nie rozwiązuje ich problemów, jest tylko kolejną nakładką na serwis internetowy - tłumaczy.

Czyżby? Przedwczoraj wpadł mi w ręce raport Finnovate właśnie na temat PFM, czyli Personal Financial Management, czyli rozmaitych systemów zarządzania finansami osobistymi. W Stanach Zjednoczonych jest to obecnie bardzo gorący temat i banki ścigają się na nowe rozwiązania. Spieszą się, bo dały się wyprzedzić niezależnym serwisom jak Mint.com, czy Hallowallet. Z pewnością Amerykanie są od nas inni, bardziej wkręceni, skoro Mint ma prawie 8 mln użytkowników. 90 proc. z nich twierdzi, że serwis pomógł im zmienić przyzwyczajenia związane z wydawaniem kasy. PFM trudno też uznać za kolejną nakładkę na rachunek, skoro użytkownicy Hallowallet gotowi są płacić 9 dolarów za dostęp do serwisu.

Jak dla mnie korzyść z posiadania planera jest oczywista. A jak to wygląda z punktu widzenia banku? Profity są na pozór mniej wyraźne. Tytuł wspomnianego raportu Finnovate brzmi „Does PMF implementation have a ROI”. Ma. Autor raportu powołuje się na leciwe już badania Gartnera z 2006 r. o kosztach pozyskania klienta, który w zależności od kraju wynosi 100-300 euro (u nas chyba mniej). Są one pięciokrotnie wyższe niż koszt "zatrzymania" klienta w banku.

Lodo, dostawca rozwiązań PFM twierdzi, że poziom retencji (czyli „zatrzymań”) wśród klientów korzystających z planerów wynosi w skali roku 98 proc. i jest znacznie wyższy niż w grupie klientów używających rachunków w wersji saute. Niestety, nie podaje jaki to poziom, ale nawet jeśli dzięki PFM  uda się zatrzymać o 1 proc. więcej klientów to gra wydaje się być warta świeczki.

Planer, co oczywiste, mocniej związuje klienta z bankiem. Gdyby chciał zmienić dostawcę usług finansowych musi liczyć sie nie tylko z koniecznością przeniesienia rachunku, ale całego  "budżetu".

Kolejna sprawa: badania pokazują, że użytkownicy planerów korzystają z większej liczby produktów i chętniej sięgają po karty niż inni klienci, bo w ten sposób mogą śledzić, jak rozchodzą się ich pieniądze. I wreszcie znajomość zawartości planera pozwala bankom łatwiej dopasować ofertę do potrzeb takiego klienta.

PFM to rzecz u nas nowa, choć niektórzy twierdzą, że dostępne są na naszym rynku od dawna. Ostatnio przeczytałem, że planer finansowy ma Eurobank co nieco mnie rozśmieszyło. Lubię ten bank, uważam, że ma jeden z lepszych rachunków osobistych na rynku, ale mówienie o tym, że posiada on serwis do zarządzania budżetem domowym jest grubą przesadą. Równie dobrze za planer możemy uznać zwykły arkusz Excela.

Podobnie jest z rozwiązaniem jakie od ładnych dwóch lat ma w ofercie Meritum. Jest to rozwiązanie zbliżone do funkcjonalności asystenta finansowego, ale dzisiaj już trochę siermiężne.

Krzepiące jest to, że polskie banki trzymają rękę na pulsie i nadążają za rozwiązaniami stosowanymi na świecie. Z tego co słyszę, w niektórych trwają prace nad projektami wyprzedzającymi znacznie zachodnie banki. Szczegóły w przyszłym tygodniu w „Pulsie Biznesu”.