Zdominowanie obrotu, generowanie sztucznej aktywności, transakcje wzajemne i „sam ze sobą”, podbijanie i obniżanie kursu serią transakcji, zawyżenie i zaniżenie kursu otwarcia, teoretycznego kursu otwarcia i kursu zamknięcia oraz działania sprawiające na innych inwestorach wrażenie ożywionego obrotu, wynikającego z rosnącego popytu i podaży ze strony wielu nie współpracujących ze sobą inwestorów. Na tym miały polegać bezprawne manipulacje, jakich zdaniem organów ścigania dopuszczała się na rynku NewConnect grupa inwestorów skupionych wokół pochodzącej z Bydgoszczy rodziny P.
Giełdowa grupa przestępcza
Marek P., jego synowie Marcin P. i Cezary P., Tadeusz J., Jerzy D., Dariusz B., Sylwester F., Ireneusz H., Michał K., Zbigniew L., Karolina N. i Marcin S. Te 12 osób usłyszało zarzuty manipulowania w latach 2014-17 kursami akcji łącznie sześciu różnych spółek z NewConnect: Boruta Zachem (dziś Hub.Tech), 01 Cyberaton (dziś 01Cyberaton Proenergy), Europejski Fundusz Energii, Softblue, Black Pearl i Devoran (dziś Devo Energy). Jak jednak wynika z informacji PB – zarzutów, podejrzanych i spółek, których kursem manipulowano, może być jednak więcej. Śledztwo w tej sprawie, prowadzone z zawiadomienia Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) przez Prokuraturę Regionalną w Warszawie i warszawski zarząd Centralnego Biura Śledczego Policji, jest bowiem rozwojowe. Na tyle, że to może być jedna z największych afer w historii Giełdy Papierów Wartościowych (GPW).
- Z naszych ustaleń wynika, że od 2014 r. do co najmniej 2020 r. funkcjonowała zorganizowana grupa przestępcza, mająca na celu popełnianie przestępstw polegających na działaniu wbrew zakazowi manipulacji na rynku, o którym mowa w rozporządzeniu Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej z kwietnia 2014 r. w sprawie nadużyć na rynku oraz na dokonywaniu manipulacji instrumentami finansowymi w postaci akcji spółek notowanych na GPW na alternatywnym systemie obrotu NewConnect – mówi Aleksandra Skrzyniarz, rzecznik prasowa Prokuratury Regionalnej w Warszawie.
Dodaje, że manipulacje polegały na składaniu zleceń i zawieraniu transakcji wprowadzających w błąd i mogących wprowadzać w błąd innych uczestników obrotu co do rzeczywistego popytu, podaży i cen instrumentów finansowych oraz powodowały sztuczne ustalanie się kursów akcji spółek.
Furtka z aresztu
Spośród 12 podejrzanych (jak wynika z naszych informacji, wszyscy nie przyznają się do winy) zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej usłyszały trzy osoby: Marek P., Cezary P. i Tadeusz J. W przypadku co najmniej dwóch pierwszych z nich stołeczna prokuratura wystąpiła o zastosowanie aresztu tymczasowego. Jeden wniosek, dotyczący Cezarego P., sąd odrzucił, uznając, że wystarczające dla zabezpieczenia toku śledztwa będzie poręczenie majątkowe wysokości 70 tys. zł. A do drugiego, w sprawie Marka P., się przychylił, stosując jednak tzw. areszt kaucyjny.
Co to oznacza? Sąd uznał, że stosowanie wobec Marka P. najsurowszego środka zapobiegawczego jest zasadne i spełniona została m.in. przesłanka dużego prawdopodobieństwa popełnienia zarzucanych mu czynów, ale jednocześnie orzekł, że areszt zostanie uchylony, o ile pochodzący z Bydgoszczy inwestor wpłaci 300 tys. zł poręczenia majątkowego. Marek P. z tej furtki skorzystał i areszt opuścił.
Pozostałe dziesięć osób prokuratura objęła wolnościowymi środkami zapobiegawczymi: dozorami policyjnymi i zakazami kontaktowania się z innymi podejrzanymi, a siedem z nich też poręczeniami majątkowymi wysokości od 50 do 150 tys. zł (łączne kaucje, zastosowane w tej sprawie sięgają prawie 1 mln zł).
Skruszony manipulant
Śledztwo w tej sprawie zaczęło się od zawiadomienia KNF i początkowo dotyczyło tylko spółki Boruta Zachem. Potem jednak znacząco się rozrosło. Jak wynika z informacji PB – z dwóch głównych powodów. Po pierwsze nadzorca rynku zaczął szerzej przyglądać się grupie P. i doszedł do wniosku, że ma do czynienia ze strukturą, która w sposób zorganizowany i ciągły z wykorzystaniem kilkudziesięciu osób i kilkudziesięciu firm, zarejestrowanych w Polsce, Czechach, na Cyprze, USA i Kanadzie, dokonuje manipulacji giełdowych.
A po drugie – jedna z osób, uczestniczących w manipulacjach, poszła na współpracę z prokuraturą i zaczęła obszernie zeznawać, że osoby zaangażowane w manipulację kursem Boruty Zachem, dokonują podobnych, skoordynowanych i zorganizowanych działań, także w przypadku innych, licznych firm.
Dotychczas przedstawione zarzuty, oparte m.in. na opiniach trzech biegłych z zakresu giełdy i obrotu papierami wartościowymi, dotyczą manipulowania przez grupę P. w okresie od 2014 r. do 2017 r. kursami akcji sześciu firm. W przypadku 01Cyberatonu chodzi o wydarzenia z grudnia 2014 r., Boruty Zachem – od lipca 2014 r. do lutego 2015 r., Europejskiego Funduszu Energii – od listopada 2015 r. do marca 2016 r., Softblue od grudnia 2015 r. do lutego 2016 r., Black Pearl od września do grudnia 2016 r., a Devoranu z września 2017 r.
Zarzuty uznajemy za całkowicie bezpodstawne i nie mające żadnego oparcia w faktach. Co istotne, sprawa dotyczy zdarzeń sprzed prawie 10 lat. Mój klient złożył w prokuraturze wyjaśnienia oraz nie przyznaje się w żaden sposób do zarzucanych mu czynów. Czuje się niewinny i jest przekonany, że postępowanie karne zostanie przeciwko niemu umorzone.
Jedynie na marginesie wskazuję, że w Trybunale Konstytucyjnym znajduje się skarga dotycząca konstytucyjności przepisów, które rzekomo mają stanowić podstawę odpowiedzialności mojego klienta, a ponadto w innych tego typu sprawach w Polsce zapadają wyroki uniewinniające. Niestety jest to klasyczna sprawa, gdzie pomawiający – skonfliktowany z jedną z osób podejrzanych, pomawia inne oraz wykorzystuje organy ścigania do załatwiania własnych interesów. Znalazło to wyraz także w prawomocnych orzeczeniach sądów, które w odniesieniu do innych podejrzanych nie znalazły żadnych podstaw do stosowania tymczasowego aresztowania.
Także sam ciężar postępowania oraz zarzutów jest niewielki – wbrew temu jak stara się to przedstawić prokuratura. Statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości za lata 2010-20 pokazują, że za zarzucony czyn sądy orzekają w 99 proc. niewielkie kary grzywny.
Kara wysoka i niezapłacona
Z tym ostatnim przypadkiem łączy się kara 900 tys. zł, jaką na Marka P. nałożyła w sierpniu 2018 r. KNF. Nadzorca ukarał inwestora za naruszenie przepisów dotyczących ujawniania stanu posiadania akcji Devoranu. We wrześniu 2017 r. spółka Carom sprzedała poza rynkiem 60 proc. akcji Devoranu. A ich część, dwa razy po 4,98 proc. walorów spółki, trafiło na rachunki maklerskie dwóch cypryjskich spółek: Tonbo Investments i Joyfix. Pełnomocnikiem do ich rachunków maklerskich w bułgarskiej firmie inwestycyjnej IP Intercapital Markets był nie kto inny, a Marek P.
KNF uznał, że kontrowersyjny inwestor powinien sumować stan posiadania obu firm, których był pełnomocnikiem i ujawnić się jako akcjonariusz, posiadający prawie 10 proc. akcji Devoranu. Marek P. z karą się nie zgodził i złożył w KNF wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy. W marcu 2020 r. nadzorca karę zmniejszył (do 765 tys. zł), ale podtrzymał swoje stanowisko. Marek P. złożył więc skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (WSA) w Warszawie, a ten w grudniu 2021 r. ją oddalił, przyznając rację KNF.
W uzasadnieniu nieprawomocnego wyroku WSA (Marek P. złożył skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego) można przeczytać m.in., że „komisja prawidłowo uznała, że niewykonanie obowiązku informacyjnego przez Skarżącego, było celowe” oraz, że „w wyniku opisanych działań Skarżącego został naruszony interes społeczny ponieważ z powodu niewykonania obowiązku informacyjnego przez Skarżącego inwestorzy nie dysponowali aktualnymi danymi co do istotnej zmiany w akcjonariacie spółki”.
Marek P. kary nałożonej na niego nie wpłacił na konto Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego i dlatego nadzorca prowadzi wobec niego postępowanie egzekucyjne.