Bilans zysków i strat krajowych przedsiębiorstw dokonany po pierwszych
czterech miesiącach 2012 r. nie napawa optymizmem. Od stycznia do
kwietnia ogłoszono upadłości 300 firm.
Największe problemy ma sektor budowlany. Odwlekające się terminy odbioru
robót, a co za tym idzie opóźnienia płatnicze, nie pokrywają sporych,
bieżących nakładów na wykonanie prac.
Niestety z zatorami borykają się coraz większe firmy, a to w najbliższym
czasie może się odbić również na kondycji mniejszych podwykonawców —
wynika z raportu opublikowanego przez firmę ubezpieczeniową Euler Hermes.
Budowlanka pod kreską
Dane pokazują, że od początku roku zbankrutowało 85 firm budowlanych. To
o ponad 60 proc. więcej niż rok wcześniej.
Budownictwo jest najliczniejszą, bo stanowiącą 28 proc., branżą w
zestawieniu upadłości. Z problemem niewypłacalności borykają się firmy
budowlane zlokalizowane zwłaszcza w woj. dolnośląskim — upadłość
ogłosiło tam 17 firm, czyli ponad połowa z regionu.
Podobnie jest w woj. śląskim, gdzie od początku roku zbankrutowało 15
przedsiębiorstw z branży (również połowa wszystkich
upadłości).
Sytuacja w mazowieckim też nie rysuje się najlepiej — w sumie odnotowano
tu 79 upadłości, z czego 20 w sektorze budowlanym. Spore straty poniosło
woj. podkarpackie, gdzie z rynku wypadły cztery firmy budowlane. Oznacza
to jednak likwidację w sumie 400 miejsc pracy.
— Przy takiej skali opóźnionych płatności, z jaką mamy do czynienia w
budownictwie, zbyt wiele zależy już od dobrej woli i cierpliwości
wierzycieli. Skala problemu jest coraz większa, a dopływ pieniędzy
mniejszy, dlatego zdesperowani wierzyciele próbują odzyskać pieniądze w
drodze postępowania upadłościowego — wyjaśnia Grzegorz Hylewicz,
dyrektor Działu Windykacji w Euler Hermes.
Zatory u hurtowników
Straty odnotowali także hurtownicy. Zatory płatnicze zmusiły do
ogłoszenia upadłości m.in. trzy hurtownie w woj. małopolskim, które w
sumie dawały zatrudnienie 850 osobom i osiągały obroty na poziomie 380
mln zł.
— Upadłość hurtowni zawsze jest problemem, ponieważ osiągają one spore
obroty, a z reguły mają mały majątek własny. Nie dysponują cennymi
urządzeniamiprodukcyjnymi, teren, na którym działają, jest często
dzierżawiony, a flota leasingowana. Wszystko to sprawia, że straty
dostawców w razie upadłości są znaczne, i niestety — z małymi szansami
na ich pokrycie — mówi Grzegorz Hylewicz.
Ale wzrost liczby upadłości daje się zauważyć również w handlu
detalicznym. Kłopoty dotykają zarówno właścicieli sklepów spożywczych,
odzieżowych, obuwniczych, jak i aptek.
Słaby rok w transporcie
Pogorszenie płynności finansowej widać również w sektorze transportowym.
Tu wartość należności otrzymywanych w terminie spadła z 72 proc. w marcu
2011 r. do 61 proc. w marcu 2012 r.
— Wygląda na to, że po dobrym 2011 r. znowu mamy słabszy rok,
przynajmniej w odniesieniu do płynności finansowej branży i orzekanych w
niej upadłości. Cofnęliśmy się pod tym względem do 2010 r. — mówi Tomasz
Starus, główny analityk i dyrektor Biura Oceny Ryzyka w Euler Hermes.
Dodaje, że o ile w całym 2011 r. sądy ogłosiły upadłość 17 firm
transportu drogowego, o tyle w ciągu czterech miesięcy tego roku
upadłości jest już 14. Są obawy, że to tylko wierzchołek góry lodowej.
Większość firm transportowych to małe, rodzinne przedsiębiorstwa, które
znikają z rynku bez przeprowadzania procedury upadłościowej.