40 mln zł do kosza

Mariusz Zielke
opublikowano: 2006-10-09 00:00

Niewidomi uczniowie mieli dostać specjalistyczny sprzęt komputerowy. Nie dostaną, bo resort zapomniał o przetargu.

Kolejne kontrowersje w Ministerstwie Edukacji Narodowej (MEN). Po inspekcji Najwyższej Izby Kontroli (NIK) i unieważnieniu dużego przetargu na komputeryzację szkół, wypływa temat konkursu na wyposażenie szkół w specjalistyczny sprzęt dla uczniów niewidomych i słabowidzących. Resort rozegrał przetarg na ten wart blisko 40 mln zł sprzęt przed wakacjami, a później po cichu go unieważnił. Do dziś przetargu nie powtórzono, dzieci sprzętu nie mają, a unijne pieniądze się marnują. Na dodatek dochodzi do nas coraz więcej głosów, że urzędnicy w MEN po kontroli NIK wolą w ogóle nie wydawać pieniędzy z dotacji, by później nie ponosić ewentualnych konsekwencji. Ile z 3 mld zł, które resort miał do wydania w latach 2004-06, wróci do unijnej kasy? To pytanie pozostaje wciąż bez odpowiedzi.

Bieg(ły) do procedur

Wiosną resort edukacji ogłosił warte łącznie ponad 200 mln zł przetargi na dostawy sprzętu i środków dydaktycznych dla szkół w całej Polsce. W jednym z nich zamówił sprzęt komputerowy z urządzeniami peryferyjnymi i oprogramowaniem do pracowni dla uczniów niewidomych i słabowidzących. Przetarg rozgrywany był szybko, bo dostawy trzeba było zrealizować do końca sierpnia. Wpłynęły cztery oferty na kwoty od 30 do 40 mln zł. Wygrała firma Comarch z ofertą za 38,8 mln zł brutto. Do dziś na stronach ministerstwa można przeczytać, że tę ofertę wybrano jako zwycięską. Unieważnieniem przetargu resort już się nie chwali.

— Przetarg skontrolował Urząd Zamówień Publicznych (UZP), który stwierdził, że doszło do naruszeń procedur i zalecił unieważnienie postępowania — mówi nasz informator.

UZP stwierdził, że resort nie powinien wymagać od wykonawców dostaw sprzętu obecnego na rynku od co najmniej roku, bo to mogło ograniczyć konkurencję. Jednak MEN unieważniło przetarg z innego powodu — poinformowało firmy, że nie wpłynęła żadna ważna oferta. O co chodzi?

— Wykonawcy popełnili czeski błąd — w ofercie podali, że oferują płyty główne w komputerach z jednym portem USB, podczas gdy wymagano dwa porty. To był czeski błąd, bo te płyty miały dwa porty, a pomyłka wynikała z niedopatrzenia pracownika, który źle opisał produkt. Ale to błąd, który nie powinien unieważnić postępowania — mówi przedstawiciel jednej z firm startującej w przetargu.

Przetarg unieważniono, ale urzędnicy obiecywali, że szybko wrócą do sprawy. Nie wrócili.

Problem miliardowy

Burza wokół MEN trwa od początku ubiegłego tygodnia. W poniedziałek „Puls Biznesu” ujawnił, że resort doniósł sam na siebie do NIK, a kontrola wykazała poważne nieprawidłowości. Temat podchwycił najpierw Polsat, w czwartek wrócił do niego TVN, a w piątek „Dziennik”. Roman Giertych, wicepremier i minister edukacji, grzmiał, że urzędników powyrzucano z pracy, a sprawa trafi do prokuratury.

O zasadniczym problemie — wykorzystania 3 mld zł w większości z unijnej kasy na modernizację szkół i „wyrównywanie szans” — nikt nie chce mówić. Resort unika jak ognia odpowiedzi, ile pieniędzy wydał, ile ma do wydania na poszczególne lata i ile możemy utracić, jeśli nie dotrzyma terminów. Na nasze pytania w resorcie miło i z uśmiechem odpowiadają, że sprawdzą. I ciągle sprawdzają.

Problemy z prowadzeniem przetargów MEN ma od kilku miesięcy. Ostatni konkurs — na komputeryzację za ponad 200 mln zł — unieważniono w dziwnych okolicznościach (protest wykonawcy dopuszczonego do dalszego etapu w związku z kryteriami oceny). Sprawa trafi do UZP po protestach innych firm, które obawiają się, że resort odpuści sobie sprawę przetargów i zrezygnuje z unijnej kasy.

— Najgorsze w całej administracji, nie tylko w MEN, jest to, że przez pierwsze miesiące roku urzędnicy nic nie robią, po czym budzą się za pięć dwunasta i próbują szybko wywiązać się z obowiązków. Kończy się to kompromitacją — dodaje drugi.