Słowo "Alma" wywodzi się z łacińskiego oznaczającego "karmicielka". W Polsce sieć delikatesów o takiej nazwie istniała do kwietnia ubiegłego roku, a akcje tej spółki do 2018 r. były notowane na warszawskiej giełdzie.
Duńska Alma z polską powiązań kapitałowych nie ma, ale podobieństw jest więcej niż tylko nazwa.
Dziennik "Borsen" pisze, że właściciel Almy Alfred Josefsen chce, by sieć reprezentowała coś, co wyróżni ją na tle innych graczy na rynku spożywczym.
Żywność, ale nie byle jaka
W Almie – która pod wieloma względami przypomina Irmę, zamkniętą w 2024 r. – nie będzie tytoniu, a wybór słodyczy, żywności wysoko przetworzonej i niezdrowych produktów będzie minimalny.
Zatrudniani są wolontariusze, ponieważ zakłada się, że znajdzie się grupa osób, które będą ambasadorami projektu.
W czwartek sieć otworzyła swój pierwszy sklep w Kopenhadze. Kolejny zostanie otwarty w maju.
Dlaczego więc Alfred Josefsen, dyrektor i współwłaściciel firmy Alma oraz były dyrektor generalny firmy Irma, nie miałby przyjąć roli idealisty w branży, w której panuje ogromna konkurencja i w której nieustannie trzeba walczyć o tworzenie inicjatyw wyróżniających się na tle innych?
„Musimy bardziej skupić się na spożyciu i przyjmowaniu żywności, którą mamy. W przeciwnym razie skończymy w społeczeństwie, w którym to, co nas nasyca, jest gotowe - przekąski, ultraprzetworzone, niskiej jakości, tanie, byleby było szybkie” – mówi Alfred Josefsen i dodaje:
„Klienci biorą odpowiedzialność za ilość. Mogą robić, co chcą, a my nie chcemy być protekcjonalni w tej kwestii. Ale bierzemy odpowiedzialność za jakość i zdrowie. To nie idealizm, ale danie wyboru”.
Alma będzie zasadniczo kierować się do tego samego segmentu klientów i reprezentować w dużej mierze to samo, co Irma.
Największym podobieństwem kopenhaskich sieci jest nacisk na wysoką jakość produktów, a co za tym idzie również wyższe ceny, a także bardziej wyspecjalizowaną selekcję produktów, np. od lokalnych producentów.
Ale Alma chce się także odróżnić od Irmy i jej konkurentów w branży spożywczej.
Bez kas samoobsługowych
Sieć określa siebie jako rynek spożywczy i 98 proc. asortymentu musi stanowić żywność. Nie będzie kiosku z tytoniem i napojami alkoholowymi, a ponadto zniknie możliwość samodzielnego skanowania kart.
A potem Alfred Josefsen zatrudni wolontariuszy do sklepów.
„Chcemy stworzyć cel i wierzę, że jest wielu, którzy chcieliby być częścią tego projektu. Chcę wnieść osobisty akcent do sklepu, a skanowanie własnych zakupów tworzy bezosobowy sposób bycia sklepem” – mówi.
Dyrektor powiedział, że obecnie poszukuje 35-50 osób, które będą spędzać kilka godzin tygodniowo w sklepie jako wolontariusze.
Będą pełnić rolę gospodarzy – lub ambasadorów Almy – i na przykład pomagać w degustacjach lub udzielać porad dotyczących wybranych produktów, które będą określane mianem „Wybranych produktów Almy”.
W każdym sklepie będzie również ok. 20 opłacanych pracowników. Mówi, że przy kasie nie będzie 15-16-latków, gdyż zatrudniono już bardziej dojrzałych pracowników.
Klienci muszą być w stanie odczuć wyraźną potrzebę świadczenia usług, twierdzi założyciel Almy.
Klientów nie zabraknie
Biorąc pod uwagę obecne rozmiary firmy i fakt, że została zarejestrowana w czerwcu 2024 r., Alma już zyskała ogromny rozgłos w mediach.
Alfred Josefsen jest przekonany, że klienci zdecydują się na następcę kultowej sieci sklepów Irma z 1886 r.
„Było wystarczająco dużo dużych klientów dla Irmy. Kiedy ją zamknięto, sprzedaż sięgała 2 mld DKK rocznie [DKK/PLN = 0,56 - red].. Powinno to wystarczyć, aby utrzymać kilka firm przy życiu” — mówi Alfred Josefsen.
Kluczowe będzie zwiększenie przychodów, ponieważ sieć sklepów spożywczych będzie miała wysokie koszty, szczególnie związane z poziomem usług i logistyką produktów.
Mimo że Alma otrzymuje podstawowy asortyment od Dagrofy, towary od mniejszych dostawców, które są kluczowe dla wyróżnienia się sieci, będą wysyłane do magazynu w Ishøj, a następnie do Almy – a to jest drogie.
Alfred Josefsen szacuje, że sklepy będą rentowne, jeśli uda im się sprzedać towary za 50 mln DKK rocznie.
Alma ma dużego inwestora jako współwłaściciela w postaci miliarderów z branży biotechnologicznej, Clausa i Bente Christiansenów.
„Przechodzimy od postawy do działania. Czy to działa? Czy możemy na tym zarobić? Będziemy mogli odpowiedzieć na to pytanie za jakiś czas. Klienci Irmy nie kupowali wszystkiego, ale kupowali wystarczająco dużo. I wokół Irmy była emocjonalna społeczność, którą myślę, że możemy stworzyć wokół Almy”.