Na przełomie roku został gruntownie przemeblowany zarząd Banku BPH, a sam prezes, Józef Wancer, zapowiedział swoje odejście. Rynek do dzisiaj głowi się, dlaczego tak się stało. Niedawno pisaliśmy m.in. w artykule "To dobry czas na emeryturę", że powodem jest rozczarowanie głównego akcjonariusza wynikami banku. Teraz udało się dowiedzieć nieoficjalnie, jakie były oczekiwania Amerykanów i jak bardzo rozminęły się one z rzeczywistością.
Z naszych informacji wynika, że apetyt na zyski był naprawdę duży. Gdy na początku 2009 r. korporacja robiła plany dla poszczególnych rynków, to dla Polski dorzuciła jeszcze 25 proc. ponad to, co wychodziło z lokalnych projekcji.
Zatem zamiast około 65 mln USD centrala zażądała 83 mln USD. Plan zakładał, że zarabiać będzie przede wszystkim GE Money Bank, znacznie silniejszy od Banku BPH. I to właśnie on do wspólnej kasy miał dorzucić 89 mln USD. Dla Banku BPH przewidziano stratę rzędu 6 mln USD.
Chodzi o wyniki raportowane według wewnętrznych standardów GE i podanych sum nie można w prosty sposób przemnożyć przez kurs złotego. Wtedy dałoby to kwotę około 270 mln zł.
Jak by jednak nie liczyć, ostateczny rachunek odbiega od założeń z początku 2009 r. Ani Bank BPH, ani GE Money Bank nie wyrobiły normy. Według naszych informacji, Bank BPH zaraportował większą stratę niż 6 mln USD. GE Money Bank miał wynik lepszy, jednak jest on daleki od 89 mln USD.
Więcej we wtorkowym Pulsie Biznesu.