Zbliżające się cięcia budżetowe za oceanem (tzw. klif fiskalny) nie wykoleją światowej gospodarki. Wszystko dlatego, ze w cztery lata po wybuchu kryzysu finansowego znika powód, który go zapoczątkował pospieszne spłacanie długów przez zadłużonych Amerykanów (czyli naprawianie uginających się pod ciężarem długów bilansów firm i konsumentów).
Moment, kiedy Amerykanie ponownie zaczną popuszczać pasa jest na wyciągnięcie ręki, twierdzi Joe Wiesenthal, powołując się na głosy ekonomistów, takich jak Jan Hatzius z banku Goldman Sachs.
- Kryzys sprawił, ze wydatki konsumentów długo były znacznie niższe od ich dochodów. Teraz sytuacja zaczyna wreszcie wracać do normy - zauważa główny ekonomista instytucji na USA.
Jak podkreśla, to oznacza, ze wydatki Amerykanów zaczną wkrótce rosnąć szybciej od dochodów. To będzie oznaczać ogromne wsparcie dla produkcji i zatrudnienia. Więcej pracy to większe dochody ludności, większe wydatki i koło się zamyka.
- Ludzie obawiają się skutków klifu fiskalnego, bo pamiętają kryzys limitu zadłużenia z sierpnia ubiegłego roku. Tym razem jednak sytuacja jest zupełnie inna. Gospodarka jest w lepszej formie, a pozycja Baracka Obamy silniejsza – przekonuje Joe Wiesenthal.