Na zaproszenie premiera Leszka Millera w czwartek w kancelarii prezesa Rady Ministrów z przedstawicielami rządu spotkali się współpracujący z „PB” ekonomiści i analitycy. Leszek Miller chciał poznać ich ocenę sytuacji gospodarczej oraz wskazówki na przyszłość.
Dariusz Filar
główny ekonomista Pekao SA
- Uważam, że to, co działo się na świecie w 2001 r., miało zasadniczy wpływ na gospodarkę polską. I w związku z tym spadek inwestycji, jaki przeżyliśmy i wciąż przeżywamy, powinien być wiązany przede wszystkim z nastrojami, z sentymentem wśród inwestorów, tak krajowych, jak i zagranicznych. Jeżeli rozmawiam z przedstawicielami firm inwestujących, to bardzo często słyszę o licznych projektach wstrzymanych, odroczonych, w przekonaniu, że koniunktura zewnętrzna nie sprzyja i że lepiej poczekać. Mam na myśli przede wszystkim inwestorów bezpośrednich. Kiedy zastanawialiśmy się nad rokiem 2002 i robiliśmy to we wrześniu 2001 r., podejście nasze było takie: pierwsza połowa roku będzie bardzo trudna, druga przyniesie pobudzenie gospodarki. Muszę powiedzieć, że mój optymizm jest w tej chwili mniejszy i znowu wiąże się to z sytuacją zewnętrzną. Nasz scenariusz był następujący: konsumpcja podtrzyma wzrost, i to się sprawdza, od półrocza ruszy bardzo mocno eksport, bo ruszy gospodarka niemiecka. Niemcy coraz poważniej zaczynają liczyć się jednak z tym, że to jeszcze nie 2002 r. będzie odbiciem.
Uważam, że niezależnie od tego, jak pieniądz może być trudny dla gospodarki, osiągnięcie niskiej inflacji i stabilizacji zarówno cenowej, jak i na rachunku obrotów bieżącym w tej bardzo trudnej sytuacji należy postrzegać jako sukces. I nie możemy sobie pozwolić na zmarnowanie tego sukcesu. Naruszając zaufanie do pieniądza, wchodzimy na bardzo niebezpieczną ścieżkę rozregulowania gospodarki. Jeżeli doprowadzimy do sytuacji, że obywatel Polski ponownie utraci zaufanie do pieniądza, to dla gospodarki może być bardzo niebezpieczne zjawisko. Jest trudno, i najprawdopobniej będzie tak do 2003 r. Nie ma magicznej recepty, która w krótkim czasie pozwoliłaby tę sytuację zmienić. W moim przekonaniu, biorąc pod uwagę to, co osiągnęliśmy, pozostaje zacisnąć zęby, przetrwać, obronić stabilny pieniądz i doczekać poprawy koniunktury.
Mirosław Gronicki
główny ekonomista BIG BG
- Zgadzając się z większością poglądów Dariusza Filara, dodam kilka uwag. To, gdzie jesteśmy, jest również kwestią prowadzenia polityki gospodarczej w ostatnich latach. I tutaj chyba zgoda jest obopólna, że i jedna, i druga strona Świętokrzyskiej w ostatnich paru latach popełniały zasadnicze błędy. Z jednej strony doprowadzenie do nadmiernego wzrostu wydatków budżetu w roku ubiegłym. Z drugiej prowadzenie polityki pieniężnej, która najpierw akomodowała niepotrzebnie kryzys rosyjski, pobudzając popyt krajowy, prowadziła do tego, że polska gospodarka znalazła się w stanie głębokiej nierównowagi.
Polska gospodarka, wbrew temu co większość myśli, zgrabnie wyszła z tych wszystkich problemów, które mieliśmy. Kosztem jest wzrost bezrobocia i spowolnienie gospodarcze, ale jest jednocześnie sukces, polegający na wzmocnieniu fundamentów makroekonomicznych oraz poprawa mikroekonomicznych podstaw gospodarczych. W pierwszym kwartale poprawiła się rentowność polskich przedsiębiorstw. Ja jestem mimo wszystko większym optymistą i mój optymizm wynika z tego, że mimo kiepskiej sytuacji zewnętrznej polski eksport rośnie, zaczyna zmieniać swoją strukturę na rzecz towarów bardziej przetworzonych, przy niskich kosztach wytwarzania zaczynamy być coraz bardziej konkurencyjni i w tym momencie kurs złotego przestaje być czynnikiem istotnym.
Eweryst Zagajewski
dyrektor inwestycyjny
PTE PKO Handlowy
- Z punktu widzenia funduszy emerytalnych ważne jest bezpieczeństwo lokowanych przez nas środków. Wszelkie zawirowania, jakaś niepewność, jakieś zagrożenie, że coś nagle się zmieni, powodują zdecydowane ruchy cen obligacji i innych papierów wartościowych. To może się odbić niekorzystnie na członkach funduszy emerytalnych. Z punktu widzenia funduszy istotna jest więc stabilizacja, żebyśmy mogli im zapewnić w przyszłości to, co im się należy.
Istotny jest również rynek kapitałowy. Polska giełda jest mała i płytka i w ciągu dwóch, trzech lat nasze fundusze emerytalne nie będą miały w co inwestować. W tej chwili aktywa funduszy emerytalnych wynoszą około 30 mld zł i to, co obecnie można kupić na giełdzie, jest porównywalne z tą kwotą. I w tym momencie jestem ciekaw, czy rząd zwraca uwagę na to, gdyż duże fundusze mocno naciskają na możliwość inwestowania za granicą, bo już mają spore problemy z inwestowaniem w kraju. Polsce natomiast są potrzebne te pieniądze, które do drugiego filara napływają. Konflikt ten będzie narastał i jestem ciekawy, jak zostanie rozwiązany.
Mariusz Potaczała
prezes TMS
- To prawda, że przez ostatni rok złoty był mocny. Ale nie możemy obarczać winą za to tylko RPP. Z pewnością wysokie stopy procentowe oraz niska inflacja uspokoiły rynki. Inwestycje finansowe są więc coraz większe. Jednakże firmy eksportujące są sobie same winne, jeżeli chodzi o ryzyko kursowe. Próby wpływania na rynek walutowy w sposób werbalny spowodowały w pewnym momencie silne osłabienie złotego, jednak poziomy te firmy eksportujące przegapiły, nie wykorzystały ich do zawyżenia swoich wpływów eksportowych czy też do zmiany kredytów w walutach obcych. Te firmy, które wykorzystały ten moment, nie narzekają na mocnego złotego.
Marek Świętoń
analityk ING IM
- Dyskusja na temat ewentualnego osłabienia złotego powoduje, że część klientów, która mogłaby kupić pakiet akcji polskich spółek lub polskie obligacje, po prostu kupuje dolary i czeka na zdewaluowanie złotego w stosunku do obcych walut. Z kolei kwestia kursu walutowego nie jest kluczowa z punku widzenia polskich eksporterów. Pomijając kwestie kosztów zabezpieczenia, chcę zwrócić uwagę, że istnieją inne metody niż tylko oferowane przez banki instrumenty pochodne. Również na polskiej giełdzie można znaleźć przykłady przedsiębiorstw, które będąc silnie uzależnione od eksportu po prostu zdecydowały się na przykład na obniżenie kapitałów własnych i refinansowanie kredytami zaciągniętymi w walutach obcych, co naturalnie zamyka im pozycje walutową.
Nie relacja kursowa i nie to, jak będą zmieniały się w rytm kursu walutowego wpływy z eksportu, ale szeroko pojęte odbiurokratyzowanie gospodarki i zwiększona promocja polskich produktów i polskiej myśli na rynkach zagranicznych jest kluczem do zwiększenia polskiego eksportu i konkurencyjności polskich przedsiębiorstw za granicą.
Adam Chełkowski
członek zarządu Credit Suisse PTE
- Rzeczywiście fundusze emerytalne nie bardzo mają w co inwestować na giełdzie, bo giełda jest zbyt płytka, a jeżeli my ją sami kupimy całą, to i tak transfer środków za granicę się odbędzie, bo my kupimy akcje od inwestorów portfelowych zagranicznych. Czy się więc pozwoli inwestować funduszom za granicą czy nie, transfer środków i tak się odbędzie. Do tego, jeżeli nie będziemy mieli służb statystycznych, które dostarczają wysokiej jakości danych na czas, to będziemy ciągle błądzić, błędne będą podejmowane decyzje. I dopiero po czasie będzie się okazywać, że są błędne.
I jeszcze jedno — fundusze nie mają w co zainwestować w Polsce. Z drugiej strony słychać, że gospodarka potrzebuje kapitału, który trzeba importować. To, w którym kraju żyjemy, czy w tym, gdzie mamy pieniądze, czy w tym, który potrzebuje kapitału. To jest ten sam kraj i coś jest nie tak. Jeżeli na dwóch poziomach w jednym miejscu potrzeba kapitału jak wody, a w drugim miejscu on jest i nie wiadomo, co z nim zrobić, to znaczy, że pewne instytucje działają wadliwie. Giełda nie jest tym miejscem, gdzie dawca kapitału z tym, który go potrzebuje, może się spotkać. Coś nie działa. Jeżeli zmarnujemy taką szansę, te pieniądze które są i nie będą działać w kierunku wzrostu gospodarczego, tylko będą tworzyć bąble spekulacyjne, to będzie to porażka nas wszystkich.
Grzegorz Stulgis
doradca inwestycyjny
PKO/CS TFI
- Dużo się mówi w tej chwili o Stoczni Szczecińskiej, dlaczego upadła i co było nie tak. To jest wierzchołek góry lodowej. Jest jeszcze wiele małych i średnich firm, które są w takiej samej sytuacji. Sytuacja jest jednak taka, że banki godzą się na umorzenie długu, natomiast ZUS nie. Nie zdaje sobie sprawy, że jeśli firma upadnie, to tych pieniędzy nie będzie. Ze względów politycznych oraz braku odwagi do podejmowania takich decyzji. Dlatego apeluję do rządu, po pierwsze żeby zmienić ustawodawstwo wobec ZUS, tak by mógł się angażować w restrukturyzację finansową, a po drugie, żeby zmienić prawo upadłościowe. Aby te procesy upadłościowe w Polsce nie trwały latami.
Marek Mikuć
zarządzający funduszem
Allianz PTE
- Zgadzam się z tym, co mówił Adam Chełkowski. Nasza giełda rzeczywiście jest za mała i zbyt płytka i w najbliższym czasie jej płynność spadnie do poziomów marginalnych, jeżeli nie stworzymy funduszom nowych możliwości inwestycyjnych. Jedną z dróg jest zwiększenie limitów inwestycyjnych funduszom na inwestycje zagraniczne, bo inaczej ucierpią portfele przyszłych emerytów. Z naszej strony ta perspektywa jest naprawdę bardzo ważna i o rozwiązaniu tej kwestii trzeba już dzisiaj myśleć, bo za dwa, trzy lata może być za późno.
Richard Mbewe
główny ekonomista WGI
- Uważam, że złoty jest zdecydowanie za mocny. Należy jednak pamiętać, że samo jego osłabienie nie jest jedynym rozwiązaniem, by zwiększyć eksport. Jest to raczej problem związany z systemem zarządzania przedsiębiorstwem, a nie sprawa makroekonomiczna. Owszem, kurs walutowy wspomaga, ale jest to czwarty czynnik w hierarchii. Sytuacja gospodarcza jest zła i nie widzę szansy na poprawę w III czy IV kwartale. Polska gospodarka nie jest na tyle dynamiczna. Uważam też, że RPP, biorąc pod uwagę obecną sytuację gospodarczą, powinna jednym uderzeniem obniżyć stopy, bo to by miało wpływ na zmianę kursu walutowego. Jestem przeciwnikiem interwencji. Moim zdaniem, należy więc zmienić ustawę o NBP, ale nie zwiększając liczbę członków, tylko dodając do obowiązków dbałość o wzrost gospodarczy i walkę z bezrobociem.
Katarzyna Zajdel-Kurowska
ekonomista Banku Handlowego
- O wielu aspektach mówiliśmy, jednak pominęliśmy pewną rzecz, która powinna chyba być poruszona na początku. Nie powiedzieliśmy bowiem, z czego wynika taki a nie inny poziom kursu złotego. Po pierwsze, bardzo silna prywatyzacja. Następnie mieliśmy poprawę sytuacji ekonomicznej, wynikającą chociażby z prowadzenia bardzo restrykcyjnej polityki monetarnej, w sytuacji kiedy wzrosło zagrożenie wybuchu kryzysu walutowego. Doszliśmy więc do pewnej równowagi, mamy niższy poziom deficytu na rachunku obrotów bieżących, niższą inflację, z drugiej strony mamy koszt w postaci niższego wzrostu gospodarczego. I wreszcie silne umocnienie złotego daje perspektywa wejścia polski do UE. Powoduje to bardzo silny napływ kapitału portfelowego z powodu oczekiwań na nominalną konwergencję, czyli obniżenia stóp procentowych w przyszłości.
Możemy oczywiście odejść od niektórych czynników i będziemy mieli wtedy słabego złotego. Możemy odejść od prywatyzacji, możemy odejść od równowagi gospodarczej i możemy zrezygnować z wejścia do UE. Gwarantuję, że rynki walutowe na informacje o którymś z tych działań zareagują bardzo nerwowo i z pewnością złoty się osłabi. Mielibyśmy cel w postaci słabego złotego, ale nie zależy nam chyba wszystkim, by któryś z tych czynników był czynnikiem sprawczym. Poziom eksportu nie zależy od kursu walutowego, a przynajmniej korelacja ta jest niska, silna zaś jest korelacja związana z popytem zagranicznym. Mówiąc więc o eksporcie, powinniśmy się koncentrować na czynnikach pozakursowych, gdyż to właśnie od popytu zagranicznego zależy poziom eksportu, a nie odwrotnie.
Marek Belka
minister finansów
- Nie mogę pogodzić się z ostro postawioną tezą o związku osłabienia koniunktury w Polsce z osłabieniem na Zachodzie. Po pierwsze, eksport z bardzo dużym opóźnieniem zareagował. Po drugie, jeżeli spojrzymy na wartości inwestycji zagranicznych bezpośrednich, okazuje się, że minimum bezpośrednich było w 1998 r., a potem zaczęły rosnąć. Podstawowa przyczyna wyhamowania wzrostu gospodarczego leży w kraju, w złej kombinacji polityki pieniężnej i fiskalnej.
I jeszcze jedno. Nikt z państwa nie powiedział, że kursy nie mają znaczenia i dziękuję za to. Dlaczego my się martwimy taką sytuacją, jaka jest teraz w Polsce? Myślę, że są dwa główne powody. Pierwszy ma charakter czysto społeczny, drugi ekonomiczny. Czynnik społeczny to fakt, że restrykcyjna polityka uderza przede wszystkim w te segmenty, które tworzą miejsca pracy. Dla nich kurs nie jest neutralny. Neutralny jest dla fryzjera i szewca. A takich było 93 proc. w słynnej sondzie, którą państwo przytoczyli!
Argument ekonomiczny jest taki, że przy obecnym kursie złotego gospodarka przyzwyczaja się do importu. Jeżeli teraz nastąpi ożywienie koniunktury, natychmiast możemy mieć zwiększenie deficytu na rachunku obrotów bieżących. Oznacza to w istocie, że nasza terapia na dłuższą metę jest błędna. Drugiego schładzania w tym kraju już nie będzie. I to nas niepokoi i stąd te emocje. I stąd te słowa, i te działania, które są przykre i są przyczyną pata oraz szkodzą Polsce.
Leszek Miller
premier
- Dziękuje „Pulsowi Biznesu” za tę inicjatywę. Ta krótka wymiana zdań dowodzi, że różnie myślimy, ale to tym lepiej, bo łatwiej dojść do właściwych wniosków, a przynajmniej nie popełnić błędów. Jak zrozumiałem intencje, sytuacja jest trudna i dalej będzie ciężko i trzeba zacisnąć zęby i przetrwać. Tylko że w tej konkretnej sytuacji trwanie nie oznacza przetrwania. Dzisiaj polska gospodarka jest dalej od UE niż 5 lat temu. Łatwo jest odpowiedzieć, jaka polska jest potrzebna UE. Musimy wrócić do poziomu, na którym byliśmy. Niestety, nie jest to łatwe. Jeśli uznamy, że ożywienie przyjdzie samo i pod wpływem tylko czynników zewnętrznych, to nie przetrwamy. Nie przetrwamy także dlatego, że rząd musi uwzględniać racje społeczne, a bank centralny nie musi.
Złoty nie jest mocny, jest co najwyżej za drogi. A nie jest mocny, bo nie jest oparty na mocnej gospodarce. Co zrobić, by osłabić złotego, jest pytaniem, na które warto szukać odpowiedzi. Co zrobić, by urealnić siłę złotego? Albo interweniować, ale państwo twierdzicie, że jest to kosztowne, i nie można przesądzić, że się uda. Drugie wyjście to zmienić prawo. Przy tym składzie RPP jednorazowej dużej obniżki stóp procentowych nie da się zrobić. W parlamencie narasta przekonanie, że nie ma innej możliwości interwencji jak tylko poprzez zmiany w prawodawstwie.
W parlamencie jest w tej chwili cały pakiet ustaw, również w sprawie kodeksu pracy, i wiele innych regulacji. Wszystko, co można było zrobić, jest zrobione, a tylko w tej jednej kwestii można dokonać postępu. Jeżeli chodzi o niezależność banku centralnego, to rząd który reprezentuję, nie ma zamiaru dokonywać jakichkolwiek kroków, które by to podważyły.