Andrzejczak: Potrzeba strategicznej refleksji

gen. Rajmund Andrzejczak, były Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego
opublikowano: 2024-12-23 20:00

Jeśli nie chcemy, aby za nas decydowano o naszym losie i potencjale, musimy zabierać głos. Polityka „nie, bo nie” może nas doprowadzić do nieszczęścia. Musimy nauczyć się rozmawiać z sojusznikami w stylu „tak, ale...” - pisze gen. Rajmund Andrzejczak, były Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Podczas przygotowania specjalnego eseju dla „Pulsu Biznesu” o zmieniającym się polskim środowisku bezpieczeństwa dynamika wydarzeń na świecie codziennie dostarczała mi nowych dowodów. Strategiczne płyty tektoniczne ponownie zostały wprawione w ruch, a ich ostateczny kierunek i skutki są trudne do przewidzenia. Wybór Donalda Trumpa na 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych i jego plany zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej, upadek dynastii Asadów w Syrii i szybkie zajęcie Damaszku przez islamskich rebeliantów, zacieśniająca się współpraca Rosji z Chinami, a także z Koreą Północną i Iranem są zapowiedzią zbliżania się kolejnych zmian na strategicznej szachownicy świata. Tylko tych kilka wydarzeń pokazuje, jak nieprzewidywalne, dynamiczne i skomplikowane staje się całe środowisko bezpieczeństwa we wszystkich swoich znaczeniach, obszarach, poziomach czy domenach.

Świat dziś dość wyraźnie podzielił się na trzy współzależne i połączone ze sobą obszary, które nazywam systemami. Pierwszy z nich, szczególnie istotny z polskiej perspektywy, to Rosja, która wykorzystując wojnę napastniczą jako narzędzie — znane z historii, choć wydawać by się mogło wyeliminowane z arsenału legalnych instrumentów dostępnych współczesnym państwom — zdecydowała się siłą egzekwować swoje roszczenia i interesy. Naturalnym środkiem ciężkości tego systemu jest Ukraina ze swoimi prozachodnimi aspiracjami oraz Polska jako najważniejsze państwo flanki wschodniej NATO, bez której udziału żadna polityka powstrzymywania Rosji nie jest możliwa. Po raz pierwszy od dekad zostaliśmy wystawieni na tak dużą ekspozycję rosyjskiego zagrożenia w sytuacji, kiedy rosnąca siła naszej gospodarki potrzebuje właśnie bezpieczeństwa. Po ponad trzech dekadach rozwoju we wszystkich właściwie dziedzinach życia nad naszą przyszłością zawisły czarne chmury imperialnej rosyjskiej polityki. Musimy sobie z tym wyzwaniem poradzić. Wiele zależy od nas samych, od dojrzałości ocen i decyzji, od motywacji, determinacji, poświęcenia i odwagi.

Drugim systemem, który stanowi obszar realnych strategicznych napięć po drugiej stronie hemisfery, to Chiny. Przeoczona przez pazernych globalistów zmiana w aspiracjach Państwa Środka, błędne strategie amerykańskiego zaangażowania i zużywania zasobów w innych rejonach świata oraz napędzająca chińską gospodarkę demografia — połączona z innowacyjnością oraz odmiennym systemem wartości i innym zestawem społecznych norm — stanowi wyzwanie dla prymatu amerykańskiej potęgi i zapowiada największą w historii ludzkości zmianę systemową. Zmagania o globalną hegemonię jeszcze się nie zakończyły, liczba zmiennych nie daje szansy na jednoznaczną odpowiedź, kto wyjdzie z nich zwycięsko, ale stawka potencjalnej przegranej może być bezprecedensowa. Tutaj tym clausewitzowskim środkiem ciężkości jest Tajwan, pozycjonujący się pośród potęg gospodarczych Dalekiego Wschodu — Japonii, Korei Południowej i Australii. Jego siłowe zjednoczenie z Chinami kontynentalnymi wiązałoby się nie tylko z nieprzewidywalnymi reperkusjami dla światowej produkcji technologii mikroprocesorów, odbierałoby też Amerykanom możliwość kontroli żeglugi i handlu z Azji oraz narażałoby na niebezpieczeństwo z kierunku Pacyfiku terytorium Stanów Zjednoczonych.

Kolejnym rejonem zapalnym jest Bliski Wschód ze swoimi zasobami energii oraz tyglem podmiotów państwowych, ponadpaństwowych organizacji terrorystycznych, religijnej mozaiki połączonej z nuklearnymi aspiracjami Iranu. Tu rolę środka ciężkości odgrywa Izrael — zaskoczony strategicznie przez radykalny, terrorystyczny Hamas 7 października 2023 r. i odpowiadający na wielu frontach całą siłą potencjału militarnego, wykraczając dalece poza znane z ostatnich lat normy, stosując zakazane środki walki wyczerpujące definicję zbrodni wojennych na ludności cywilnej i ludobójstwa w Gazie. Wzbudzająca podziw efektywność państwa Izrael w odpowiedzi na atak terrorystyczny przeprowadzony z baz w Gazie, jego niszczycielska skuteczność w likwidowaniu kluczowego personelu innej antyizraelskiej organizacji terrorystycznej — Hezbollahu w Libanie oraz głębokie uderzenia w Iranie połączone z punktowymi uderzeniami na jemeńskich Huti pokazują nie tylko rolę strategii i przywództwa, ale także zapomnianą w czasach pokojowej dywidendy brutalność wojny i nieuchronne cierpienia cywilów, którzy tracą na wojnie najwięcej, nie ponosząc za konflikt żadnej winy.

W tym samym czasie obserwujemy zestaw kryzysów targający Europą. Po wyborze Donalda Trumpa rozpada się rząd Niemiec, najsilniejszej gospodarki UE, a ostatnio opublikowane pamiętniki Angeli Merkel nie zapowiadają rychłej refleksji co do kierunku i tempa niezbędnych dla Niemiec zmian. W zestawieniu z potrzebą wewnętrznych reform UE, których postulaty znajdziemy w raporcie Mario Draghiego, przyszłość Europy także pełna jest pytań i niepewności. We Francji nerwowe poszukiwania nowego premiera, który po rekordowo krótkiej kadencji jest egzemplifikacją skali kłopotów strukturalnych drugiej pod względem gospodarki UE. Wielka Brytania po klęsce odpowiedzialnych za brexit torysów i zmianie rządu na laburzystowski mierzy się z wyzwaniami związanymi z własną strategią bezpieczeństwa i kłopotami w finansowaniu zaniedbań w obszarze obronności. Keir Starmer, nowy premier, publicznie przyznaje, że skala wyzwań w tej dziedzinie będzie prawdopodobnie musiała doprowadzić do rezygnacji z części brytyjskich ambicji. Obserwujemy również polityczne wibracje podczas wyborów w Mołdawii, niepokoje na ulicach w Gruzji, kontrowersje związane z podstawami demokracji podczas wyborów w Rumunii. W takiej właśnie atmosferze Polska przejmuje za chwilę prezydencję w Radzie Unii Europejskiej.

Na Dalekim Wschodzie wprowadzenie przez prezydenta Korei Południowej stanu wojennego początkowo zaskoczyło Amerykanów i cały świat, poddając pod wątpliwość wiarygodność strategicznego sojusznika na Pacyfiku. Okazało się jednak, że instytucje południowokoreańskiej demokracji zdały test przeciążeniowy, a prezydent, który nadużył uprawnień, został zawieszony.

Jaki będzie rok 2025 i kolejne lata? Ilość zmiennych w tym równaniu geostrategicznym nie daje szansy na jednoznaczny i dający się przewidzieć wynik. Pewne jest, że zmiana porządku światowego dokonuje się już z całą siłą i w tempie trudnym do zarządzania. Kwestionowana amerykańska dominacja nie tylko w domenach definiowanych fizycznie, geograficzne, ale też w technologiach, innowacyjności, kulturze czy modelu umowy społecznej jest faktem. Cały świat czeka z zapartym tchem na pierwsze decyzje prezydenta USA po objęciu urzędu w styczniu 2025 r. Dla ekspertów jasne jest, że żadne magiczne posunięcia doprowadzające Rosję do stołu negocjacyjnego nie nastąpią. Obecnie każdy z wariantów rozwoju niesie za sobą ogromne koszty i ryzyko nie tylko dla Ukrainy, ale też dla Polski.

Znamienne jest to, że po ponad trzech dekadach rozwoju jesteśmy postrzegani jako ważny uczestnik procesów politycznych w naszym regionie, ale otwarte pozostaje pytanie, czy my sami mamy pomysł na siebie i na naszą rolę, którą chcemy (możemy) odgrywać. Wizyta prezydenta Macrona w Warszawie w drugim tygodniu grudnia 2024 r. i dążenie Francji do skoordynowania stanowiska z Polską w sprawie pomysłów na zakończenie wojny w Ukrainie zaskoczyła polskich decydentów. Obrali postawę wyczekującą i zachowawczą. Mogła wystarczyć w rozmowach z prezydentem Francji, ale może okazać się niewystraczająca, a nawet niebezpieczna w rozmowach z prezydentem Stanów Zjednoczonych o ustabilizowaniu bezpieczeństwa na Starym Kontynencie. Wiele słyszeliśmy w ostatnich latach o aspiracjach do europejskiej autonomii, oby nie skończyło się na wykazaniu europejskiej impotencji. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że nasze bezpośrednie zaangażowanie w działania zmierzające do ustanowienia jakiegoś zawieszenia broni między Rosją a Ukrainą oraz aktywny udział w gwarancjach bezpieczeństwa jest niezwykle ryzykowne, ale nie mniejsze ryzyko wiąże się z niebezpieczeństwem, że możemy mieć do czynienia z ostatnią amerykańską inicjatywą na rzecz europejskiego bezpieczeństwa. Jeśli Europa w dalszym ciągu będzie się chować za plecami amerykańskich żołnierzy, prezydent Trump może ich po prostu z Europy wycofać. Wówczas bilans ryzyka i kosztów nieudzielenia mu pomocy w zatrzymaniu rosyjsko-ukraińskiej wojny może radykalnie dla nas się zmienić. Dylemat, przed którym zostaliśmy postawieni, pokazał ogromny deficyt w naszym myśleniu strategicznym na poziomie państwowym. Nagle, po niemal trzech latach trwania wojny rosyjsko-ukraińskiej okazało się, że nasi decydenci nie wiedzą, jaką rolę odgrywa ta wojna w strategii bezpieczeństwa polskiego państwa i jak ważne dla niego jest przetrwanie niepodległej Ukrainy. Nie wiedzą, czy dla bezpieczeństwa Polski ważniejsze jest rozwiązanie polsko-ukraińskich problemów historycznych czy kontynuowanie ukraińskiego oporu w obliczu rosyjskiej agresji. Strategia to także sztuka dokonywania wyborów i ustawiania hierarchii politycznych celów w zgodzie z żywotnymi interesami państwa. Nagle rząd pospiesznie przystępuje do budowania zespołu do napisania nowej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego (obecna z 2020 r. jest w większości nieaktualna), starając się nadrobić stracony czas, stracony już nie tylko przez poprzedników. Ponieważ nie wiemy, jak się zachować, nie jesteśmy w stanie sformułować żadnej własnej propozycji zachęcającej Amerykanów do dalszego angażowania się w utrzymywanie bezpieczeństwa w Europie i obniżającej ryzyko negatywnego dla nas scenariusza wynikającego z zawieszenia ognia w Ukrainie.

Nasze ogromne inwestycje w bezpieczeństwo, wydatki 4 proc. PKB na obronność, historyczne kontrakty na modernizację oraz aspiracje 300-tysięcznej armii są dobrym kierunkiem, niemniej tym samym zaczęliśmy wchodzić do ligi państw, których głos ze względu na potencjał militarny jest oczekiwany. Dlatego musimy mieć pomysł siebie i polityczną monetyzację naszych działań i inwestycji, tych wydatków i tego potencjału. Nasz głos w NATO, w Europie i w Waszyngtonie może być silniejszy z całą pewnością niż np. Holandii, z której pochodzi nowy sekretarz generalny NATO, wciąż oszczędzającej na bezpieczeństwie, chowającej się za naszymi plecami i nie wydającej umówionych 2 proc. PKB na obronność — jej siły zbrojne (a na te wszak Mark Rutte miał wpływ jako premier) nie mają ani jednego czołgu. Odgrywany kluczową rolę w regionie, stoimy na lądowym połączeniu Wschodu i Zachodu, graniczymy z Królewcem, trzymamy straż na unijnej granicy z Białorusią, gdzie wciąż militaryzowana jest nielegalna imigracja. Od naszej postawy zależy też pomoc dla walczącej Ukrainy, której udzieliliśmy bezprecedensowego wsparcia militarnego i humanitarnego. To tutaj jest główny zawias efektywności realizacji nowych planów NATO odstraszania i obrony. Jeśli nie chcemy, aby za nas decydowano o naszym losie i potencjale, musimy zabierać głos. Polityka „nie, bo nie” może nas doprowadzić do nieszczęścia. Musimy nauczyć się rozmawiać z sojusznikami w stylu „tak, ale...” Najpierw jednak bezpieczeństwo Polski i jej interesów. Aktywna polityka to szansa, nie tylko ryzyko i zagrożenia. Te ostatnie same do nas przyjdą nawet jak nic robić nie będziemy. Szansa, aby obronić się przed zagrożeniami, wiedzie jedynie przez aktywność. Najpierw jednak musimy mieć pomysł na siebie.

W perspektywie krótkoterminowej musimy inwestować w obronność państwa, nie tylko w stanowiące 0,5 proc. populacji Siły Zbrojne, ale w system odporności — w ochronę infrastruktury krytycznej, modyfikację służby zdrowia, ochronę ludności cywilnej, cyberbezpieczeństwo, jak też szeroko pojętą edukację społeczną oraz przygotowanie elit do zarządzania kryzysami. Wojna to nie tylko kwestia sprawnej armii, broni się całe państwo.

W perspektywie długoterminowej priorytetem musi być nasza energia. To od niej zależy nie tylko bezpieczeństwo, ale także rozwój gospodarki, jej konkurencyjność i innowacyjność. Pomysłem nie może być Polska będąca składalnią odchodzących do lamusa samochodów spalinowych. Musi być pokryta farmami komputerów zasilanymi tanią energią, wytwarzającymi za pomocą sztucznej inteligencji konkurencyjne usługi, produkty, wiedzę, narzędzia — nowoczesne państwo. Takie z aspiracjami na miarę historycznego testamentu tych, którzy przed nami budowali podstawę dzisiejszego sukcesu. Kluczowym składnikiem tej idei musi być demografia, która bez rozstrzygnięcia jej obecnych dylematów (wsparcie rodzin, automatyzacja czy imigracja) nie zapewni bezpieczeństwa i sukcesu.

Potrzeba nowej, definiującej nasze aspiracje i potrzeby, określającej ryzyko i narzędzia ich mitygowania Wielkiej Strategii Rzeczpospolitej, z której będą wynikać nie mniej ważne inne dokumenty strategiczne, ze Strategią Obrony Państwa i wynikowo Strategią Wojskową jako ważną, ale nie jedyną konceptualizacją obrony naszego państwa. Potrzebne są elity rozumiejące złożoność zmiany dotychczasowego ładu światowego, potrzebę niezbędnych reform i z wystarczającą siłą intelektualną oraz moralną, by poprowadzić Rzeczpospolitą i jej naród przez wzburzony ocean zmiany. Taki moment w naszej złożonej historii pojawiał się dotychczas niezwykle rzadko. Nie zmarnujmy tej szansy.