Na konferencji ForFin 2025 zostały opublikowane wyniki corocznego Ogólnopolskiego Badania Inwestorów (OBI). Obraz przeciętnego polskiego inwestora bardzo mnie zaciekawił, więc postanowiłem się do niego porównać.
Cieszy mnie, że polski inwestor myśli w horyzoncie długoterminowym. Pierwszy raz w historii badania ponad 50 proc. respondentów wskazało emeryturę jako główną motywację rozpoczęcia przygody z rynkiem kapitałowym. Moim celem jest osiągnięcie miliona złotych w 25 lat, czyli kiedy będę już (mam nadzieję) na emeryturze. Pierwszy rok był udany, ale droga jeszcze długa.
Cieszy mnie też, że coraz więcej młodych osób zaczyna inwestować – po raz pierwszy od lat średnia wieku ankietowanych zeszła poniżej 40 lat. Chociaż jestem w wyższej kategorii wiekowej, to pod kątem stażu na giełdzie wciąż jestem młodzikiem. Nie jestem sam – ponad 62 proc. respondentów inwestuje nie więcej niż pięć lat.
Młodych i starych inwestorów łączy jedno – brak czasu i niechęć do walnych zgromadzeń. Jestem w stanie to zrozumieć, ale mam nadzieję, że to się zmieni i walne zaczną odgrywać ważną rolę komunikacyjną. Szerzej pisałem o tym w połowie roku, kiedy pojechałem do Bydgoszczy na walne z udziałem szefa Atremu, mojej perełki w portfelu.
Co do sposobu doboru spółek, 70 proc. ankietowanych posiłkuje się analizą fundamentalną i często łączy ją z analizą techniczną, tak jak ja. W kwietniu sygnały z analizy technicznej skłoniły mnie do do wzięcia pod lupę pięciu spółek deweloperskich. Wówczas zdecydowałem się na zakup akcji Murapolu.
Lekko osłupiałem na widok slajdu o średniej wartości inwestycyjnego portfela – aż 37 proc. respondentów ma zainwestowane między 100 a 500 tys. zł, prawie 10 proc. dysponuje kapitałem między 500 tys. a 1 mln zł i taki sam odsetek osób może pochwalić się co najmniej 1 mln zł w inwestycjach.
Optymalna liczba spółek
77 proc. respondentów zaznaczyło, że posiada akcje. Polski inwestor przeciętnie ma siedem lub osiem spółek w portfelu, ja za to mam ich dziewięć i wydaje mi się, że to optymalna liczba, a większą grupę trudno byłoby mi śledzić. Co ciekawe, prawie co drugi ankietowany ma akcje spółek zagranicznych. Ja na razie inwestuję niemal wyłącznie na polskim rynku, gdzie króluje hossa, a jedyna ekspozycja na zagranicę to ETF na amerykański indeks S&P 500 (chociaż ostatnio wpadła mi w oko spółka z kraju wikingów). Poza tym ETF na mWIG40 dał mi trzy razy lepszą stopę zwrotu niż ten amerykański, zatem mój inwestycyjny patriotyzm na razie się opłacił.
ETF na mWIG40 dał mi trzy razy lepszą stopę zwrotu niż ten amerykański, zatem mój inwestycyjny patriotyzm na razie się opłacił.
Połowa inwestorów trzyma w portfelach obligacje. Ja kupiłem skarbowe dziesięciolatki o stałym oprocentowaniu (5 proc.) i traktuję je jako poduszkę płynnościową. Inną część gotówki ulokowałem w listach zastawnych. Ich oprocentowanie jest równe stopie referencyjnej NBP powiększonej o 0,25 pkt proc. marży. Do zagospodarowania mam jeszcze 7 proc. gotówki.
Zauważyłem, że u niektórych apetyt na ryzyko jest znacznie większy od mojego. Ponad 30 proc. ankietowanych handluje kryptowalutami (głównie młodzi), a co piąty inwestor posiada także akcje spółek NewConnect. O bitcoinie pisałem i nie uważam, aby było to aktywo realnie przynoszące wartość. Co do NewConnect, to od lat słyszymy o planach rewitalizacji alternatywnego rynku obrotu przez GPW. Jakieś kroki w tym celu zostały podjęte – 4 listopada dom maklerski INC opublikował pierwszą obszerną analizę tego rynku w ramach giełdowego programu PWPA (darmowa dawka wiedzy, polecam).
Tymczasem ponad 20 proc. inwestuje też w metale szlachetne, m.in. złoto i srebro. W tym roku mamy prawdziwą gorączkę na barbarzyński relikt, ale po rozmowie z Krzysztofem Kolanym, analitykiem Bankier.pl, doszedłem do wniosku, że nie jest to najlepsza inwestycja. Być może powinienem rozważyć dodanie złota do portfela w ramach dywersyfikacji – cena chwilowo się ustabilizowała w okolicach 4200 USD za uncję, a analitycy Goldman Sachs prognozują, że dobije nawet 5000 USD, co w teorii daje jeszcze 20-procentowy potencjał wzrostu.
Co jest największą słabością naszego rynku kapitałowego? Standardowo: podatki, edukacja i polityka. Co do edukacji to sam Jacek Jastrzębski, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, stwierdził, że nie jest tak źle, skoro coraz więcej młodych osób chce inwestować i, co ważniejsze, o inwestowaniu się uczyć. Mam jednak trochę obaw o źródła wiedzy i informacji. Ponad 80 proc. osób w wieku 18-35 lat korzysta z platformy YouTube. Nie mówię, że finfluencerzy to zły kierunek, ale raczej nie najlepszy.
Polityka? Jest to niestety problem niezależnie od partyjnych sympatii, a skutki odczuwam na własnej skórze, patrząc na zjazd notowań Enei. Podatki? Jest spora szansa, że nie będą mnie dotyczyć już w przyszłym roku po wprowadzeniu osobistych kont inwestycyjnych (OKI), o których pisałem już jakiś czas temu, a które zaczynają nabierać kształtu. Liczę, że zmieni to reguły gry na warszawskiej giełdzie, a miliardy leżące odłogiem na rachunkach bankowych zaczną być pomnażane. Nie zwlekajcie z rozpoczęciem inwestowania, odwagi! Ja zacząłem dopiero w wieku 40 lat i mocno żałuje, że nie zainteresowałem się giełdą wcześniej.
