Operację w Jemenie lotnictwo Arabii Saudyjskiej podjęło wraz z arabskimi sojusznikami; zaatakowane zostały pozycje szyickiego ugrupowania Huti, walczącego o obalenie prezydenta Abd ar-Rab Mansura al-Hadiego.
Rzecznik arabskiej koalicji poinformował w czwartek wieczorem, że naloty okazały się sukcesem, ale będą kontynuowane aż do "osiągnięcia celu". Rzecznik saudyjskich sił zbrojnych powiedział, że w obecnej sytuacji armia nikomu nie pozwoli dostarczać jakiejkolwiek pomocy rebeliantom Huti.
Przywódca milicji Huti wezwał jej bojowników do podjęcia walki z arabską koalicją i oznajmił, że naloty "wzmocniły determinację Huti do obrony".
Do niezwłocznego zaprzestania nalotów wezwał Iran, podkreślając, że stanowią one naruszenie suwerenności Jemenu.
W Jemenie walka o władzę między Hadim a ugrupowaniem Huti trwa od kilku miesięcy. Huti są wspierani przez szyicki Iran, a prezydent Hadi przez kraje Zatoki Perskiej, w tym sunnicką Arabię Saudyjską.
Zdaniem ekspertów, na których powołuje się agencja AFP, Iran nie będzie jednak obserwował tej interwencji bezczynnie. "Iran może uruchomić grupy (szyickie), które utworzył na saudyjskim wschodzie, lub skłonić opozycję w Bahrajnie, by wszczęła zamieszki" - uważa saudyjski ekspert Abdelwahab Badrachan.
Biały Dom poinformował, że jest zaniepokojony obecnymi "działaniami Iranu" w Jemenie. Agencja AFP podaje, powołując się na anonimowych rozmówców w amerykańskiej administracji, że Waszyngton rozważa dostarczenie Rijadowi pomocy w postaci zaopatrzenia oraz samolotów-radarów.
Rzeczniczka Departamentu Stanu powiedziała dziennikarzom, że USA opowiadają się za wynegocjowaniem rozwiązania konfliktu w Jemenie, niemniej rozumieją niepokoje Arabii Saudyjskiej, które doprowadziły do wszczęcia operacji militarnej.