AstraZeneca inwestuje usługowo

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2024-07-24 20:00

Koncern farmaceutyczny inwestował w ostatnich latach w Polsce średnio ponad 400 mln zł rocznie. Zamierza utrzymać to tempo, choć nie widzi potrzeby inwestowania w produkcję leków.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • ile pieniędzy w Polsce zainwestowała AstraZeneca w te dekadzie
  • na co poszły te pieniądze
  • jaka jest struktura jej biznesu w Polsce i jakie leki rozwija
  • w co na rynku farmaceutycznym zdaniem szefa polskiej AstraZeneki powinna inwestować strona publiczna
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

„W ciągu najbliższych pięciu lat planujemy zainwestować ponad 1,5 mld zł. Wierzymy, że będzie to katalizator dynamicznego rozwoju całego sektora biotechnologii w Polsce" - mówił w 2020 r. podczas Forum Ekonomicznego w Davos Leif Johansson, szef koncernu farmaceutycznego AstraZeneca. Od tej zapowiedzi minęło 4,5 roku. Jak wyszło z inwestycjami?

- W praktyce przekroczyliśmy te zapowiedzi – od 2020 do końca 2023 r. zainwestowaliśmy w Polsce 1,75 mld zł. Nie chcę deklarować konkretnych liczb na najbliższe lata, ale zamierzamy utrzymać podobne tempo – mówi Wiktor Janicki, prezes polskiego oddziału AstraZeneki.

Badawczy rozwój

Tak wysokie inwestycje w branży farmaceutycznej często wiążą się z rozwojem działalności produkcyjnej. Tymczasem AstraZeneca w Polsce leków nie produkuje. Na co w takim razie szły pieniądze?

- Przede wszystkim na rozwój naszych centrów usług, zwłaszcza warszawskiego globalnego centrum badań klinicznych. Zatrudniamy w Polsce przeszło 3 tys. osób, z których ponad połowa zajmuje się zarządzaniem globalnymi projektami badawczymi. Inwestycje wiążą się z zatrudnianiem nowych ludzi i szkoleniem ich, bo zajmują się skomplikowanymi, wysokospecjalistycznymi kwestiami – tłumaczy Wiktor Janicki.

Globalne centrum badań klinicznych działa w Polsce od 2011 r. i jest jednym z kilku takich ośrodków w ramach koncernu – oraz jedynym w tej części Europy.

- Rekrutujemy głównie Polaków, ale w centrum badań klinicznych pracują przedstawiciele ok. 50 narodowości. Po części to ludzie, którzy sprowadzają się do Warszawy, żeby podjąć u nas pracę – mówi szef polskiej AstraZeneki.

Przez lata Polska przyciągała centra usług z różnych branż niskimi kosztami pracy, ale…

- Lokowanie inwestycji w Polsce z powodów płacowych to mit, przynajmniej w naszej branży. Płace dla specjalistów nie odbiegają znacząco od takich rynków jak choćby Hiszpania i Portugalia. Polska wyróżnia się umiejętnościami ludzi i tempem adaptacji nowych technologii – nie ulega np. wątpliwości, że zastosowanie AI zwiększy produktywność w wielu obszarach, a polskie oddziały globalnych firm są otwarte na wykorzystanie nowych technologii – mówi Wiktor Janicki.

Lekowe oczekiwania

Atuty Polski nie przesądzają jednak, że w długim terminie to tutaj będą lokowane inwestycje.

- Skala naszych nakładów świadczy o tym, jak ważnym rynkiem jest dla nas Polska. W ostatnich latach nie tylko my, ale i inne globalne firmy farmaceutyczne chętnie tu inwestowały, bo sprzyjało temu otoczenie – Ministerstwo Zdrowia podnosiło nakłady na refundację, a firmy odpowiadały zwiększaniem inwestycji. Nie jest jednak przesądzone, że ten trend się utrzyma – mówi Wiktor Janicki.

AstraZeneca miała w Polsce w 2022 r. (ostatnie dostępne w KRS dane) prawie 1 mld zł przychodów. Rozkładały się one mniej więcej po równo między sprzedaż leków i usługi świadczone na rzecz reszty grupy – poza koordynowaniem badań klinicznych to m.in. usługi finansowo-księgowe, zakupowe i HR. Polski oddział koncernu zarobił przy tym na czysto 100 mln zł.

- Na poziomie globalnym przychody grupy wzrosły w ubiegłym roku o 14 proc. w podstawowym biznesie, czyli nie uwzględniając wpływu szczepionek przeciw covidowi. W Polsce tempo wzrostu było jeszcze szybsze. Sprzedajemy tu przede wszystkim leki onkologiczne oraz leki na choroby przewlekłe, np. na cukrzycę – tłumaczy Wiktor Janicki.

We wzroście przychodów pomogło wpisanie na listę refundacyjną kilku leków lub rozszerzenie wskazań dla dostępnych już na rynku farmaceutyków.

- Wprowadziliśmy m.in. leki na przewlekłą białaczkę limfocytową, raka piersi i neurofibromatozę typu 1, rozszerzenie wskazań dotyczyło m.in. raka jajnika i płuca. W portfolio badawczo-rozwojowym mamy obecnie ponad 180 cząsteczek, więc chcemy sukcesywnie wprowadzać na rynek nowe terapie. Liczymy na otwartość MZ w sprawie refundacji innowacyjnych terapii, a także m.in. na efekty wdrożenia koordynowanej opieki w POZ – przy sprawniejszym systemie i lepszej diagnostyce naturalnie wzrasta też stosowanie leków – mówi szef polskiej AstraZeneki.

Europejskie bolączki

AstraZeneca nie produkuje leków w Polsce, tymczasem w ostatnich latach w branży i w kręgach rządowych gorącym tematem dyskusji było lokowanie fabryk leków bliżej odbiorców końcowych i przede wszystkim sprowadzanie do Europy fabryk substancji czynnych, które dziś działają głównie w Chinach.

- My 99 proc. produktów sprzedawanych w Polsce wytwarzamy w Szwecji, Wielkiej Brytanii, Irlandii, we Włoszech i Francji, gdzie mamy europejskie fabryki. Z naszej perspektywy polski rynek nie musi się obawiać niedoboru leków w sytuacji kryzysowej. To jest zresztą specyfika producentów leków innowacyjnych, biologicznych – my mamy bazy produkcyjne w Europie i USA, outsourcing do Azji dotyczy głównie leków generycznych – tłumaczy Wiktor Janicki.

Zdaniem prezesa polskiej AstraZeneki priorytetem dla strony publicznej w branży farmaceutycznej powinno być nie lokowanie w Polsce działalności produkcyjnej, ale wspieranie innowacyjności.

- Fakty są takie, że cała Unia Europejska przegrywa pod tym względem z USA, a także z Wielką Brytanią, która w ostatnich latach mocno wsparła taką działalność. Konieczne jest dotowanie badań firm biotechnologicznych tak, by mogły powstać z nich kolejne AstraZeneki, a także refundowanie innowacyjnych terapii. W Polsce warto też wspierać prowadzenie badań klinicznych, które w ostatnich latach mocno się rozwinęły, ale wciąż skoncentrowane są w kilku dużych ośrodkach – tymczasem np. w chorobach przewlekłych badania można proponować pacjentom szerzej, poprzez placówki POZ – sugeruje Wiktor Janicki.

Polemika
Państwo powinno wspierać produkcję leków w kraju
Krzysztof Kopeć
prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego

Państwo powinno wspierać budowę odporności naszego systemu ochrony zdrowia i kraju. Mówiąc o odporności systemu nie sposób uciec od wniosków i doświadczeń z pandemii. Przekonaliśmy się wówczas, że uzależnienie się od dostaw leków z zagranicy miewa dramatyczne skutki. Kiedy w UE granice państw zamknęły się i wprowadzano zakazy wywozu farmaceutyków, dostawy zostały zablokowane, a niemożliwe stało się nawet dowiezienie do Polski z europejskich portów składników leków, zamówionych w Azji przez krajowych wytwórców. Dlatego tak istotne jest lokowanie produkcji leków w kraju lub kontraktowe wytwarzanie ich przez globalne koncerny w polskich fabrykach - zwłaszcza wobec obecnych napięć geopolitycznych.

W 2021 r. AstraZeneca ogłosiła utworzenie zakładu produkcyjnego składników leków nowej generacji w pobliżu Dublina. Celem inwestycji jest zapewnienie bezpieczeństwa globalnej sieci dostaw. Szkoda, że nie w Polsce.

Jesteśmy piątym największym rynkiem leków w UE pod względem wartości sprzedaży, a więc globalne firmy wywożą za sprzedawane u nas leki co roku ok. 10 mld zł z naszych składek zdrowotnych. Dlatego uważam, że przy negocjowaniu wejścia bardzo drogiego leku do refundacji resort zdrowia powinien zachęcać firmę do wytwarzania go w Polsce w swoich fabrykach lub kontraktowo w tych działających na terenie naszego kraju.

Doceniamy oczywiście inwestycje w badania kliniczne, ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że nie przekłada się to na dostępność terapii oraz gwarancje ich dostaw. Pacjentom uczestniczącym w badaniu klinicznym podaje się kandydatów na leki, które są w procesie badania. Badania są niezbędne firmom do zarejestrowania produktu i zazwyczaj robi się je tam, gdzie jest to najtańsze.

Niestety, często jest tak, że lek, który zakończył badania i wszedł na rynek, jest tak drogi, że polscy pacjenci nie mają do niego dostępu. Według danych Infarmy od momentu rejestracji nowego leku do wprowadzenia go na polską listę refundacyjną czy do programu lekowego mija 827 dni. Na tle 37 państw Europy zajmujemy pod tym względem czwarte miejsce od końca, wyprzedzając jedynie Bośnię, Rumunię i Maltę. Dla porównania pacjent w Niemczech na możliwość skorzystania z nowego leku czeka jedynie 128 dni, w Danii 191, a w Austrii 301. Oczywiście nie wynika to z niechęci płatnika do refundacji, ale z jego możliwości finansowych.

Dlatego uważam, że publiczne środki na innowacje powinny wspierać projekty, których beneficjentami będą polscy pacjenci. Innowacje to przecież nie tylko zupełnie nowe leki. Zgodnie z definicją OECD, innowacyjność powinna nieść nie tylko korzyść technologiczną, ale także społeczno-ekonomiczną. A taką oferuje wprowadzenie na rynek leku równoważnego, czyli generycznego, i biologicznego równoważnego, tzw. biosimilara. Dzięki nim terapia staje się bardziej przystępna, a kompetencje nabywane przez działające w Polsce przedsiębiorstwa budują bezpieczeństwo lekowe kraju i wzrost gospodarczy. Tymczasem zawężające rozumienie innowacyjności przekłada się na utracone korzyści zarówno w ochronie zdrowia, jak i w polskiej gospodarce.