Niezwykła powaga, skupienie, nawet zaduma z jednej strony oraz niepohamowana radość, zachwyt i uwielbienie - z drugiej. Gorąca, niepowtarzalna atmosfera na wodzie i trybunach, to obraz, który na długo pozostanie w pamięci z piątkowej uroczystości otwarcia Igrzysk XVIII Olimpiady w Atenach.
Sympatycy sportu z niewielkiej, 11-milionowej Grecji mają powody do wielkiej dumy, jak żaden inny kraj na świecie. Niewiele ponad miesiąc temu piłkarze Hellady zdobyli mistrzostwo Europy. Teraz cały naród znów świętował - bo były ku temu powody. Widzowie oczami wyobraźni przenosili się 108 lat wstecz, do roku 1896, kiedy na ateńskim Stadionie Panatenajskim rozpoczęły się Igrzyska I Olimpiady.
Wiek temu ten historyczny dzień był pochmurny, deszczowy. Zupełnie inny niż piątek, 13 sierpnia, kiedy to przez cały dzień żar lał się z nieba, słupek termometru sięgał 36 stopni Celsjusza. Równie gorąco, w sercach z pewnością o wiele bardziej, było wieczorem na Stadionie Olimpijskim w stolicy Grecji. Gorąco i na trybunach, na których zasiadło prawie 70 tysięcy widzów, i na... murawie boiska, zamienionej w jezioro, przez pewien czas płonące.
Nikt jednak nie sięgał po butelki z wodą mineralną za 50 eurocentów i dwukrotnie droższą buteleczkę coli, nie wspominając o popcornie za trzy euro. Pragnienie i głód zaspokajał widok barwnego pochodu krajów, uczestniczących w defiladzie uczestników igrzysk olimpijskich-2004.
Polską flagę niósł pływak Bartosz Kizierowski. Bycie chorążym olimpijskiej reprezentacji, to wyróżnienie bezcenne, nadawane sportowcom o uznanej renomie i klasie sportowej. Podobnego zaszczytu dostąpili w Atenach m.in. ciężarowiec Pyrros Dimas (Grecja), pływak Aleksander Popow (Rosja), koszykarz Yao Ming (Chiny), tenisista Roger Federer (Szwajcaria) czy lekkoatleta Ato Boldon (Trynidad i Tobago).
Trybuny Stadionu Olimpijskiego w Atenach, o który było tak wiele obaw, czy w ogóle powstanie - cały czas żyły. Między innymi za sprawą niewielkich dzwoneczków, z metalową kuleczką w środku, które każdy otrzymał przed wejściem. Można sobie tylko wyobrazić, jak fascynujący dźwięk roznosi się w powietrzu, kiedy dziesiątki tysięcy osób rytmicznie nimi potrząsa.
Wrzawy wydobywającej się z gardeł rozentuzjazmowanych fanów nie da się zmierzyć. Ocenić ją można tylko według własnych kryteriów, jak w konkursie miss. Na pierwszym miejscu stawia się ojczyznę. Polacy zostali przywitani gorąco, serdecznie, powiewały biało-czerwone flagi. Niektórzy specjalnie przemierzali tysiące kilometrów, by raz, jedyny w życiu móc zobaczyć swych rodaków w takiej sytuacji.
Emocje udzielały się defilującym sportowcom, najbardziej - gorącym z natury - Włochom. Jeden z nich pocałował kamerę, obok zdezorientowanego operatora. Kilku innych z ekipy pływaków wodnych założyło na głowy swe czepki, demonstrując przywiązanie do dyscypliny.
Grecy może i są, podobnie jak Polacy, bałaganiarzami, czekającymi ze wszystkim niemal na ostatnią chwilę. W piątkowy wieczór jednak sprawili, że chyba wszyscy zapomnieli o jeszcze nie tak dawno roztrząsanym problemie bezpieczeństwa. Co niektórzy co jakiś czas podnosili głowy do góry i widzieli przelatujący bezszelestnie sterowiec. "Wiszący szpieg", wyposażony w elektroniczny system kontroli i ostrzegania, czuwał.