Wyjątkowość restauracji polega na świeżości składników. A także na kucharzu Tran Thanh Ha z niemal 30-letnim stażem w restauracjach w Wietnamie, Chinach i Japonii. W jego kuchni królują warzywa i owoce morza oraz świeże zioła (bazylia, kolendra, trawa cytrynowa, wietnamska mięta), przy znikomym użyciu oleju. Tradycyjne wietnamskie potrawy podobne są do chińskich. Ważną różnicą jest używanie sosu rybnego zamiast sojowego. Są też i inne wpływy: francuski (była kolonia), a także hinduski.







W JADALNYM PAPIERZE
Na początek zamówiliśmy sałatkę mango. A w niej? Płatki mango, mięta, papryka. Także wyczuwalne orzechy. Co w kieliszki? Zaproponowano kolegę też z drugiego końca świata: „Nowozelandczyka” Sauvignon Blanc Bay, Mount Rilay, Marlborough. Zrobiło się miło. Potem pojawiły się letnie rolki (summer rolls). Proponowano z wołowiną, łososiem lub krewetką. Bynajmniej nie smażone. Poprosiliśmy o mieszane. Podano je owinięte ciepłym wilgotnym papierem ryżowym (jadalnym), ze świeżymi warzywami i sałatą. Rolki, moczone obowiązkowo w sosie rybnym, były pyszne. O dziwo, z „Nowozelandczykiem” także miłość od pierwszego wejrzenia. Dobrze się zaczęło.
LEGENDARNA ZUPA
Po króciutkiej przerwie przyszła kolej na Pho. Wietnamczycy jedzą tę zupę we wszystkich porach dnia: na śniadanie, obiad i kolację. Ta w restauracji 4 Seasons przypomina lekki rosół na bazie bardzo długo gotowanego wywaru z wołowiny i imbiru z delikatnym makaronem ryżowym, pełno w niej także świeżych ziół (aromatyczna azjatycka bazylia, kiełki fasoli). Do każdej zupy podawane są osobno pasta chili, marynowany czosnek i cytryna. Każdy może przyprawić zgodnie z upodobaniami. Skorzystaliśmy z tej propozycji. Zupa była znakomita. Koniecznie spróbować! Na „Nowozelandczyka” w kieliszku wyraźnie się jednak krzywiła. Zdecydowanie lepszym kompanem okazał się „Chilijczyk” Casillero del Diabolo, Chardonnay, 2016 Reserva.
BULGOCZĄCY KOCIOŁEK
Na pierwsze danie główne wybraliśmy makaron 4 Seasons. A w nim gruby makaron ryżowy, świeżo posiekane zioła, prażona cebula, orzeszki, wołowina, kurczak lub krewetka (do wyboru). Są nutki kokosa, także chili. Całość smakowo zjawiskowa. Zdecydowanie warta grzechu. Z „Nowozelandczykiem” też świetna para, z „Chilijczykiem” nie aż tak dobrze, ale w sumie też nie tragicznie. Ci, którzy wybiorą się na Hożą w większym gronie, koniecznie powinni zamówić kociołek! Pojawia się na podgrzewarce, a w nim gorąca zupa na bazie jesiotra, ananasa, świeżych ziół. Wokół kociołka (na wzór szwajcarskiego fondue) świeże warzywa, mięta, plasterki jesiotra, ośmiorniczki, wołowina, kurczak, owoce morza. Także kiełki fasoli i krewetki na szpadce. Wybrane składniki wrzuca się do bulgoczącego kociołka. I czeka 10-15 minut. Wyraźnym sygnałem, że zupa jest gotowa do konsumpcji, jest krewetka. Gdy wynurzy się bardziej biała, to znak, że można już chochelką wyławiać smakołyki i przelewać je do miseczek. Potem należy tylko skropić zawartość miseczek sosem rybnym. Z Sauvignon Blanc też niebo w gębie! Karta win w przebudowie, ale jednym „Nowozelandczykiem” mogliśmy oblecieć prawie wszystkie degustowane dania. 4 Seasons to jedna z najlepszych restauracji, jakie udało się nam odwiedzić. Na pewno wpadniemy tam ponownie. Wtedy spróbujemy deserów. &
Vietnamese Restaurant 4 Seasons
ul. Hoża 27 A Warszawa
W yjątkowość
Ogólne wrażenie 5,5
Wina do potraw
w przebudowie
Potrawy 6,0
Wystrój wnętrza 5,0
Profesjonalizm obsługi 5,0
Na biznes lunch 5,0
Na obiad z rodziną 5,5
w weekend