Ostatnie wypowiedzi przedstawicieli Unii Europejskiej (UE) i Europejskiego Banku Centralnego (ECB), że prawie żaden kraj, w tym Polska, nie będą w stanie zostać członkiem strefy euro w dwa lata po przystąpieniu do UE, to sygnał, że Polska powinna być w tej sprawie bardziej ostrożna, niż dotychczas, powiedział agencji ISB w środę Witold Orłowski, doradca ekonomiczny Prezydenta. Ostateczna decyzja co do daty jest jednak, jego zdaniem, wyłącznie decyzją Polski.
W poniedziałek komisarz ds. gospodarczych Komisji Europejskiej Pedro Solbes powiedział w wywiadzie dla niemieckiego „Handelsblatt”, że zaledwie jedno lub dwa z dziesięciu obecnie kandydujących do członkostwa w Unii państw będą mogły wejść do strefy euro przed 2007 rokiem. Dla reszty strefa euro nie powinna być priorytetem, gdyż osiągnięcie odpowiedniego poziomu rozwoju gospodarczego zajmie im co najmniej 20 lat.
Wcześniej Wim Duisenberg, szef ECB, mówił, że trudno sobie wyobrazić, że do strefy euro wchodzą państwa, których łączny PKB jest niższy od holenderskiego.
„Te wypowiedzi nie oznaczają, że klimat wokół wejścia nowych państw do strefy euro się pogarsza. Jest to po prostu kolejny sygnał, że zaleca nam się dalece większą ostrożność w dążeniu do przyjęcia euro niż dotychczas” – powiedział ISB Orłowski.
Zdaniem Orłowskiego, ekonomiści UE i ECB gorzej oceniają zdolności dostosowawcze polskiej gospodarki niż ekonomiści polscy.
„To w końcu polscy ekonomiści poddawali w wątpliwość jakiekolwiek wątpliwości na ten temat, proponując wręcz natychmiastowe wejście do strefy euro” – zaznaczył.
Jednak ostateczne decyzja, kiedy Polska wejdzie do strefy euro, jest decyzją tylko i wyłącznie Polski, uważa Orłowski, pomimo iż teoretycznie jest to decyzja dwustronna.
„Tak naprawdę decyzja jest nasza. Jeśli wypełnimy jasno określone kryteria, to nikt nie może nam odmówić członkostwa” – zaznaczył.
Ministerstwo Finansów chce spełnić kryteria z Maastricht w 2005 roku, tak aby Polska mogła dołączyć do Eurolandu w 2006-2007 roku, jak ustalił resort wspólnie z Narodowym Bankiem Polski (NBP).
Natomiast argument niskiego poziomu PKB w porównaniu do państw obecnych już w euro jest, według doradcy prezydenta, tak naprawdę argumentem za szybkim rozszerzeniem Eurolandu.
„To wyraźny argument za tym, że wejście Polski do strefy euro nie stwarza żadnego zagrożenia dla jej obecnych członków - z tego tytułu właśnie, że nasz PKB jest niski, czyli nie będzie miał wpływu na stabilność europejskiej waluty” – podsumował Orłowski.
Karolina Słowikowska