Sieć sklepów wolnocłowych zwiększa przychody, ale słaba hrywna zdołowała jej wynik netto.
W strefie wolnocłowej można być wolnym od opłat za import — ale nie od polityki. Baltona, niegdyś peerelowska ikona handlu, a dziś spółka prowadząca sieć sklepów wolnocłowych, w pierwszym półroczu straciła 7,3 mln zł na poziomie netto, wobec 3 mln zł na minusie rok wcześniej. W sprawozdaniu z działalności zarząd tłumaczy straty m.in. sytuacją na Ukrainie, która zdołowała kurs hrywny. Baltona ma kilka sklepów na lotnisku we Lwowie.

— Różnice kursowe obniżyły nasz wynik o 1,5 mln zł, ponieśliśmy też koszty w związku z rozwojem spółek za granicą. Pierwsze półrocze zwyczajowo jest słabsze, ale drugie zaczęło się bardzo dobrze, bo wzrosły ruch turystyczny i liczba pasażerów na lotniskach — mówi Andrzej Uryga, prezes Baltony.
Spółce jednocześnie znacznie skoczyły przychody — o 59 proc., do 155,5 mln zł, z czego prawie dwie trzecie przyniosły sklepy wolnocłowe,a resztę gastronomia (9 proc.) i hurt B2B (26 proc.). To zasługa głównie rynków zagranicznych, bo Baltona, którą kontroluje dubajska grupa Flemingo International, nie ogranicza się w działalności wyłącznie do polskich lotnisk (ma sklepy w sześciu portach, choć nie w najbardziej zatłoczonej Warszawie). W listopadzie ubiegłego roku przejęła belgijską grupę Chacalli, prowadzącą sklepy wolnocłowe w Rotterdamie, Liege i Weeze, a także zaopatrującej dyplomatów i m.in. bazy NATO. Samodzielnie już wcześniej otworzyła sklepy w Montepellier i właśnie we Lwowie, a pod koniec maja ruszyła jej placówka na lotnisku Alghero na Sardynii.
— Startujemy jeszcze w tym roku w kilku przetargach, więc możemy otworzyć kolejne sklepy — mówi Andrzej Uryga.
Podpis: Marcel Zatoński