Od dołka w październiku 2022 r. indeks WIG niemal podwoił wartość. Bartosz Pawłowski, wiceprezes mTFI, nie wierzy jednak, by w drugiej połowie 2024 r. notowania na polskiej giełdzie rosły w takim tempie jak dotychczas.
- Wydaje się, że zachowanie GPW będzie mocno skorelowane z rynkami światowymi. Hurraoptymizmu na naszej giełdzie nie będzie, ale jeśli widać nawet nad nią jakieś chmury, to niewielkie – mówi Bartosz Pawłowski.
Za lokalne czynniki ryzyka dla warszawskiego parkietu uznaje rozpad koalicji rządzącej, pogorszenie sytuacji gospodarczej lub eskalację konfliktu zbrojnego za wschodnią granicą.
Nasz rozmówca bagatelizuje wpływ na rynki wyborów parlamentarnych we Francji (druga tura 7 lipca) i Wielkiej Brytanii (4 lipca), które rozstrzygną się na dniach. Za ważną z punktu widzenia rynków finansowych uważa jedynie listopadowa elekcję prezydencką za oceanem.
- Liczą się jedynie amerykańskie wybory. Na razie rynki je ignorują. Nie są one dla rynków tematem, dopóki nie staną się jedynym tematem – podkreśla wiceprezes mTFI.
W butach globalnego inwestora
Bartosz Pawłowski uważa, że trudno pozycjonować się pod amerykańskie wybory, bo nie jest oczywiste, jaka będzie reakcja rynków na zwycięstwo któregoś z dwóch głównych kandydatów do Białego Domu. Ta w znaczniej mierze będzie uzależniona od tego, jak rynki będą wyglądały tuż przed wyborami. Jest za to przekonany, że lepiej stawiać na spółki amerykańskie niż europejskie.
- W Europie są rodzynki, jak Novo Nordisk, ASML i LVMH, które ewidentnie odnoszą sukcesy. Ale w szerszej perspektywie Europa zawsze ma jakieś problemy. A to nie wiemy, co po wyborach, a to problemy energetyczne związane z wojną na wschodzie itd. Na dodatek Chińczycy stwierdzili ostatnio, że zatopią jedną z nadziei europejskiej gospodarki, jaką są samochody elektryczne, i mimo ceł mają wciąż możliwość obniżania cen takich samochodów produkowanych u siebie. Gdybym miał wejść w buty wielkiego globalnego inwestora, to wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, by postawić na Stany Zjednoczone. W Europie wciąż brakuje długoterminowej wizji, która by poprawiła jej atrakcyjność względem USA – uważa Bartosz Pawłowski.
Jego zdaniem na razie nie ma się co obawiać pęknięcia bańki sztucznej inteligencji (AI).
- Jak patrzę na to, jakie wydatki inwestycyjne na AI zadeklarowały największe firmy, jak wyglądają portfele zamówień TSMC, ASML czy Nvidii, to trudno mi to nazwać bańką. Co więcej, gdybyśmy założyli, że część rynku związana z AI jest za bardzo rozgrzana, to pozostaje pytanie, czy inwestorzy nie zaczną kupować spółek z innych sektorów. Z perspektywy całego S&P 500 schłodzenie nastrojów co do AI wcale nie musi wtedy wyglądać źle – komentuje Bartosz Pawłowski.
Wiceprezes mTFI ma mimo wszystko wrażenie, że w amerykańskiej gospodarce zaczyna coś pękać, a różnego rodzaju sygnały z rynku pracy sugerują, że dane o zatrudnieniu koloryzują gospodarczą rzeczywistość. Spada bowiem liczba ofert pracy, a duża część tych, które się pojawiają, pochodzi z sektorów niecyklicznych, np. służby zdrowia.
Wiceprezes mTFI zaznacza, że nie potrzeba Nagrody Nobla z ekonomii, by wiedzieć, że w obliczu rosnącego bezrobocia amerykański bank centralny powinien zacząć działać. Obawia się jednak, że Fed spóźni się z obniżkami stóp procentowych.
- Fakt, że dopiero wyszliśmy z epicentrum wysokiej i zaskakującej inflacji sprawia, że niektóre banki centralne mogą być zbyt ostrożne z obniżkami stóp procentowych – podkreśla Bartosz Pawłowski.
Nawet spóźnienie Fedu w tej kwestii będzie jednak dla Wall Street korzystne.
- W pierwszym odruchu obniżki stóp procentowych sprzyjają ryzykownym aktywom – przypomina Bartosz Pawłowski.
W amerykańskiej gospodarce zaczyna coś pękać, a różnego rodzaju sygnały z rynku pracy sugerują, że same dane o zatrudnieniu koloryzują gospodarczą rzeczywistość.
Fortuna wesprze Wall Street
Wiceprezes mTFI wyjaśnia, że w obecnych warunkach obniżki stóp procentowych za oceanem zaowocowałyby po prostu gigantycznymi napływami kapitału na giełdy w wyniku spadku atrakcyjności tamtejszych trzymiesiecznych bonów skarbowych, a więc instrumentów dłużnych o najkrótszym terminie zapadalności.
- Biliony dolarów są obecnie odłożone w bonach trzymiesięcznych. Gdy stopy procentowe zaczną spadać, to ich atrakcyjność się zmniejszy. Te pieniądze gdzieś popłyną, a nie pamiętam, by w bonach trzymiesięcznych były odłożone tak duże kwoty jak obecnie. W efekcie S&P 500 może znaleźć się istotnie wyżej niż teraz – mówi Bartosz Pawłowski.
Jeśli zaś Wall Street będzie rosła, to na innych rynkach tragedii też nie będzie.
- Hossa w Stanach Zjednoczonych trwa, a jeśli Wall Street rośnie, to inne rynki raczej nie spadają – co najwyżej rosną wolniej albo stoją w miejscu. I taki scenariusz widziałbym w drugiej połowie 2024 r. – podsumowuje wiceprezes mTFI.
Formalnie mTFI powstało w kwietniu 2021 r. Jego właścicielem jest mBank, który jako jedyny duży bank przez lata nie miał własnej firmy zarządzającej funduszami inwestycyjnymi, szczycąc się tzw. otwartą architekturą produktową. W jej ramach działa supermarket funduszy inwestycyjnych, w którym niezależnie od zasobności portfela klienci mogą wybierać z oferty wielu TFI. W pewnym momencie zaczęły się tam również pojawiać fundusze, których nazwy (np. mBank Obligacji, mFundusze Dobrze Lokujące) wskazywały, że mają z mBankiem więcej wspólnego niż inne, ale na zlecenie banku prowadziły je PKO TFI, Rockbridge TFI i Skarbiec TFI. Po powołaniu mTFI zaczęły być przez nie stopniowo przejmowane. Proces ten zakończył się w maju 2024 r., w efekcie czego mTFI prowadzi obecnie 13 funduszy. Na koniec maja aktywa netto, jakimi zarządza firma, wynosiły 2,3 mld zł netto, co dawało mTFI 17 miejsce w rankingu funduszy rynku kapitałowego, miedzy Ipopemą TFI a Alior TFI. TFI powiązane kapitałowo z pozostałą czwórką największych w Polsce banków mają w takich funduszach co najmniej 20 mld zł netto.