Banki centralne wspierają złoto

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2012-09-18 11:29

Pierwsze dwa tygodnie września mogły być dla rynków finansowych i losów euro krytyczne. Odbywało się bowiem bardzo istotne sympozjum Fed w Jackson Hole, posiedzenie zakończył ECB, orzeczenie wydał Trybunał Konstytucyjny Niemiec (TKN) i zakończyło się posiedzenie amerykańskiego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC).

W ostatnim tygodniu sierpnia Ben Bernanke, szef Fed w swoim wystąpieniu podczas sympozjum potwierdził, że Rezerwa Federalne zrobi wszystko, co będzie konieczne dla ratowania gospodarki. Powiedział też, że rynek pracy nie zadawala Fed i nie zanosi się, żeby sytuacja miała się poprawić. Podobno była to ocena najostrzejsza od dłuższego czasu. Miał rację, bo kolejne dane z rynku pracy były bardzo słabe.

Wszyscy czekali potem na wynik posiedzenia ECB. Okazało się być w pewnym sensie przełomowe. Dowiedzieliśmy się od Mario Draghiego, prezesa ECB, że powstał plan skupu obligacji na rynku wtórnym (OMT). Uwarunkowany będzie przez jego połączenie z działaniem funduszy EFSF/ESM oraz z wypełnieniem przez kraje korzystające z tych funduszy bardzo surowych warunków. Transakcje będą dotyczyć obligacji o zapadalności od 1 do 3 lat i będą sterylizowane (nie będzie druku nowych pieniędzy). ECB rezygnuje ze statusu uprzywilejowanego wierzyciela, co powinno zwiększyć popyt na akcje krajów PIIGS ze strony banków komercyjnych. Bank nie podał, jaki będzie limit tego skupu.

Nic dziwnego, że pojawił się optymizm, bo taki program może na pewien czas pomóc krajom takim jak Włochy czy Hiszpania. Nie jest to bazooka, czyli nieograniczone kupowanie obligacje bez sterylizacji, ale emitując krótkoterminowy dług odsuną od siebie zagrożenia niewypłacalności i dadzą sobie czas na reformy. Jednak po pierwsze zwiększą proporcje długu krótkoterminowego do długu ogółem, co zawsze jest bardzo niebezpieczne. Po drugie zaś z pewnością rynki spróbują jeszcze zaatakować długoterminowe obligacje. Pytanie brzmi: kiedy? Tego nie wiemy.

12 wrześnie odbyło się posiedzenie Trybunału Konstytucyjnego Niemiec (TKN) w sprawie funduszu ESM. Trybunał wydał długo oczekiwane orzeczenie w sprawie legalności głosowania Bundestagu nad powołaniem funduszu ESM. Było to orzeczenie wstępne, ale wystarczające do uznania ratyfikacji paktu fiskalnego, co pozwoli prezydentowi Niemiec na podpisanie się pod ratyfikacją i uruchomienie funduszu już w październiku. Jak można było oczekiwać sędziowie chcieli zachować twarz, więc postanowili, że Bundestag i Bundesrat muszą być „należycie” informowane o proponowanych zmianach w wartości ESM (ma to być 700 mld euro), a udział Niemiec w funduszu nie może być większy niż już ustalone 190 mld euro. Każde zwiększenie wymagać będzie zgody parlamentu.

To, co 13.09  zrobi amerykański Komitet Otwartego Rynku (FOMC) miało decydujące znaczenie. Przed tym posiedzeniem pojawiły się interesujące pomysły. Na przykład Charles Evans, szef Fed z Chicago powiedział, że Fed powinien kupować obligacje tak długo, jak długo będzie trzeba, żeby stopa bezrobocia w USA w sposób trwały zaczęła się obniżać. Mówi się też o zmianie polityki Fed, który może powiedzieć, że będzie kupował obligacje bez limitów i bez daty końcowej programu. Wtedy rynki nie wiedziałby nigdy ile pieniędzy przeznaczy na zakupy i jak długo będą one trwały. Okazało się, że FOMC poszedł tym torem rozumowania.

Na pozór wydaje się, że zapowiedź skupu 40 mld USD miesięcznie aktywów bazujących na rynku kredytów hipotecznych z przedłużeniem programu TWIST (razem około 85 mld USD miesięcznie) i przedłużenie czasu, do którego stopy pozostaną na niskim poziomie (z 2014 na 2015 rok) nie było niczym nadzwyczajnym skoro QE1 i QE2 dały w sumie 2.300 mld USD. FOMC postanowił też jednak, że nie ograniczy QE3 ani czasem ani wartością. Komunikat wyraźnie stwierdzał, że program będzie kontynuowany do momentu uzyskania trwałej poprawy na rynku pracy i tak długo jak długo inflacja będzie pod kontrolą. Zgodnie z prognozą makroekonomiczna Fed może to być skup trwający nawet kilka lat. Poza tym skup tego typu papierów pomoże rynkowi nieruchomości, a to zwrotnie pomoże gospodarce. Kupowane domy będą przecież wyposażane, a to zwiększy popyt konsumpcyjny.

Wrzesień był ostatnim terminem, kiedy FOMC mógł uruchomić QE3 przed wyborami prezydenckimi (6. listopada). Szef Fed jest obecnie bardzo przez Republikanów krytykowany i wątpliwe jest, żeby Mitt Romney, republikański kandydat na urząd prezydenta, chciał kontynuacji jego misji (kończy się na początku 2014 roku). Bernanke wykorzystał swoją szansę, pomógł obecnemu prezydentowi i nic dziwnego, że krytykując jego decyzję Republikanie dużo mówili o czynniku politycznym. Bardzo bym się dziwił, gdyby Barack Obama nie wygrał tych wyborów.

Jak widać banki centralne doprowadzały do sytuacji, z której obóz byków może się tylko cieszyć. Nic dziwnego, że amerykańskie indeksy szturmowały pięcioletnie szczyty. To jednak już przeszłość. Co nas teraz czeka teraz, kiedy rynki nie mają pod co grać? Korekta już jest widoczna – była oczekiwana, bo część zysków trzeba zrealizować. Nie wiemy jednak jak długo potrwa. Obawa przed przepaścią fiskalną w USA (w końcu roku wygasają zwolnienie podatkowe ery Busha i wchodzą automatyczne cięcia wydatków budżetowych) oraz przed atakiem Izraela na Iran (może w 2013 roku) mogą korektę przedłużyć. Byłaby to jednak okazją do kupna różnych aktywów (przede wszystkim surowców i akcji), bo banki centralne i rządy zdecydowanie nie są jeszcze pozbawieni amunicji. Mogą drukować do upadłości.

Gorzej jest jednak z dłuższym terminem. Ekonomiści bardzo się różnią w swoich ocenach przyszłości. Cześć prognozuje, że masowe drukowanie walut doprowadzi do inflacji, cześć twierdzi, że takiego efektu nie będzie. Ja twierdzę, że inflację zobaczyć musimy. Pamiętać trzeba, że ECB przeprowadził dwie operacje LTRO na sumę 1 bilion euro, w lipcu obniżył stopę depozytową do zera, 6. września zapowiedział warunkowy skup obligacji. Bank Japonii drukuje, Bank Anglii drukuje, Chiny będą musiały pomóc gospodarce, USA również to robią, a ECB nie będzie miał wyjścia. Jeśli zaufanie wróci na rynki finansowe to drukowane pieniądze oraz te z LTRO i te czekające w obligacjach i na lokatach muszą zacząć pracować poza rynkiem amerykańskich i niemieckich obligacji. Już widzimy jak rentowności długu Niemiec i USA rosną. Pieniądze uciekają z obligacji i szukają lepszego zarobku.

Kiedy może pojawić się inflacja? W dwóch przypadkach. Po pierwsze wtedy, jeśli gospodarka światowa przyśpieszy, to musi doprowadzić do zwiększenia zatrudnienia i do parcia na podwyżki płac. To w połączeniu ze wzrostami cen surowców musi zwiększyć inflację. Banki centralne będą musiały wtedy wybrać: dusić inflację podwyższaniem stóp i ściąganiem pieniędzy z rynku, ryzykując recesję, czy ograniczyć inflację do na przykład 10 procent. Jestem przekonany, że banki wybrałyby to drugie, bo dzięki temu ożywienie gospodarcze byłoby niezagrożone, a państwa by się oddłużały. Oczywiście uderzałoby to w kieszenie rentierów, co zmusiłoby ich do przeniesienie pieniędzy na giełdę, co z kolei bardzo podniosłoby ceny akcji i surowców. Efektem byłaby hossa na tych rynkach.

Jest jednak inna, mniej przyjemna możliwość. Drukowane pieniądze trafią przede wszystkim w objęcia instytucji finansowych. Te przeniosą je (mechanizm taki, jaki opisałem w przypadku LTRO) na rynki surowcowe i akcji. Wzrost cen surowców (przede wszystkim ropy wspomagany dodatkowo atakiem Izraela na Iran) doprowadziłby do stagnacji gospodarczej połączonej z inflacją. Wyjście z tego stanu, czyli ze stagflacji, byłoby bardzo trudne. Społeczeństwa bardzo ciężko by taki stan rzeczy odchorowały, a inwestorzy broniliby się uciekając w złoto. W obu przypadkach złota bańka musi puchnąć.

Oczywiście mówiąc o wzroście inflacji mówimy o procesie, który został uruchomiony, ale którego skutki zobaczymy dopiero za parę lat. Nie znaczy to jednak, że nie należy obserwować  tego, co dzieje się na rynkach finansowych i podejmować działania obronne już teraz.

Zapraszam na zaprzyjaźniony ze mną portal: http://studioopinii.pl/